Wildstein działał sam?
Przy wyniesieniu spisu osób pojawiających się w rejestrze IPN nie korzystałem z niczyjej pomocy - twierdzi Bronisław Wildstein. W ten sposób zaprzeczył dzisiejszym ustaleniom Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.

Specjalna komisja Instytutu Pamięci Narodowej za najbardziej prawdopodobny sposób wydostania się tzw. listy Wildsteina z IPN uznała wyniesienie jej przy współudziale nieustalonego pracownika Instytutu. Poinformował o tym dziś szef IPN, Leon Kieres.
Specjalna komisja została powołana w związku z rozpowszechnieniem przez Bronisława Wildsteina, byłego już dziennikarza "Rzeczpospolitej", listy 240 tys. nazwisk pojawiających się w zasobach archiwalnych Instytutu.
Najpierw należy jednak ustalić, kto przekazał skopiowaną listę. Na razie jedyne co ustalono, to fakt, że nie było włamania do systemów komputerowego z zewnątrz i że nie skopiowano listy w czytelni.
Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik uważa, że gdyby ktoś z IPN-u rzeczywiście przekazał listę dziennikarzowi, to prokuratura mogłaby to rozważać jako przestępstwo przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Grozi za to do trzech lat więzienia.
Także dziś Kolegium IPN postanowiło, że Instytut wbrew wczorajszym zapowiedziom nie będzie inicjował zmian w ustawie lustracyjnej, przewidujących m.in. rozszerzenie lustracji na samorządowców i dziennikarzy.
Jak poinformował szef Kolegium, Sławomir Radoń, jeżeli taki projekt pojawi się na przykład w Sejmie, to IPN będzie to konsultował.
Jednocześnie kolegium zaleciło dalsze prace nad projektem nowelizacji ustawy o IPN, przewidującym szerszy dostęp do teczek.