W Platformie panie wycinają panów
Platforma Obywatelska była do tej pory przeciwna wprowadzaniu odgórnych preferencji dla kobiet na listach wyborczych. Ale w obliczu skrócenia kadencji parlamentu członkinie PO postanowiły nagle zawalczyć o swoją pozycję. I wygrały. Dlatego zarząd PO ma pilnować, by jedno z pierwszych trzech miejsc na liście zajmowała kobieta - pisze "Dziennik".
Pomysłem zaskoczyła niemal wszystkich na sobotniej Radzie Krajowej Platformy Obywatelskiej posłanka Iwona Śledzińska- Katarasińska. - Idziemy naprawdę na wojnę, więc może lepiej, żeby stawiać po prostu na tych, którzy mają największe szanse - próbował jako jedyny głośno oponować Adam Szejnfeld. Ostatecznie jednak cała rada przyjęła przez aklamację uchwałę o parytecie dla kobiet.
A jeszcze niedawno argumentami Szejnfelda posługiwały się same kobiety w PO. W marcu 2004 roku w sejmowej dyskusji na temat zwiększenia udziału kobiet w życiu publicznym posłanka Elżbieta Łukacijewska wskazywała, że wszelkie gwarancje, nakazy i parytety fałszują rzeczywistość, zamiast pomagać kobietom. Takie nastawienie posłanek Platformy zresztą nie dziwiło. "W europejskich partiach chadeckich i liberalnych wyznaczanie parytetu kobiet kandydujących w wyborach właściwie się nie zdarza. Parytety to zupełnie sztuczny środek" - mówi "Dziennikowi" Robert Fitzhenry, rzecznik Europejskiej Partii Ludowej, do której należy również PO.
Do tej pory i bez dodatkowych przywilejów kobiety w Platformie - jak same mówiły - czuły się wystarczająco doceniane i honorowane. Ich deklaracje miały potwierdzenie w faktach. W wyborach dwa lata temu jedną czwartą list Platformy otwierały właśnie kobiety. Czy teraz są sygnały, że może być inaczej? - Nie. Wiemy, że tak będzie i teraz, ale chcemy po prostu, żeby wyborcy wiedzieli, że kobiety w PO są zauważane - tłumaczy posłanka Elżbieta Radziszewska. Jej koleżanka Julia Pitera podkreśla, że kobiety PO są nadal dalekie od feministycznego myślenia.
- Może chodziło tylko o to, by dmuchać na zimne - zastanawia się. - Dmuchać jest na co - potwierdza Śledzińska- Katarasińska. Według niej regionalni działacze rzucając się do układania list, zapominali o umieszczaniu tam dobrych kandydatek. - To jest tak niepoważna teza, że nie będę jej komentował - ucina Sławomir Nitras z zarządu partii. A Sławomir Nowak oburza się: "Kobiety niedoceniane w Platformie? One są u nas noszone na rękach" Po co więc upomniały się o miejsce dla siebie uchwałą? "Nie wiem. Bez uchwały i tak byśmy się do tego stosowali" - zapewnia gazetę Nowak.
INTERIA.PL/PAP