Tyle od nieco ponad dwóch tygodni napisano na Twitterze, wspominając lokalnych polityków, czy komentując tweety kandydatów. Całkiem sporo, jak na polskiego Twittera, uczestniczy w dyskusji osób. Najwięcej kont - można przyjąć, że za każdym stoi fizyczna osoba - wspominało w swoich tweetach Kacpra Płażyńskiego (1870), aktualnego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (1098), eurodeputowanego i syna Lecha Wałesy - Jarosława Wałesę (898) oraz Elżbietę Jachlewską (55). Oczywiście, sama liczba kont daje nam tylko bardzo ogólny i na pewno nieprawdziwy obraz faktycznego zainteresowania politykiem, bo wśród tych kont są zarówno zwolennicy któregoś z kandydatów, jak i jego przeciwnicy. Pierwsi najczęściej przesyłają publikacje dalej, drudzy na nie odpowiadają lub robią tzw. retweet z komentarzem, czyli przesyłają dalej, ale opatrując krytycznym komentarzem. Aktywny nie zawsze znaczy popularny Liczba reakcji, a także poziom dyskusji zależny jest w dużej mierze od... aktywności samych kandydatów. Ogólną zasadą jest, że im więcej kandydaci publikują, tym więcej jest reakcji na ich publikacje. Oczywiście, dużą rolę może odgrywać treść, czyli hasła wyborcze, obietnice itd., bo to one najczęściej wzbudzają emocje. Aktywność startujących w Gdańsku jest nieco większa niż w Warszawie, ale wynika to głównie za sprawą kilku bardzo aktywnych polityków, jak np. Kacper Płażyński czy Paweł Adamowicz. W ostatnich dwóch tygodniach wszyscy kandydaci opublikowali łącznie 331 tweetów i retweetów. Najaktywniejszy jest Paweł Adamowicz (173 publikacje). Później długo, długo nic i Kacper Płażyński (90 publikacji), Elżbieta Jachlewska (39) i Jarosław Wałęsa (29 publikacji). Dość zaskakująca jest stosunkowo mała liczba publikacji Wałęsy, co - jak widać z sondaży, ale też z odzewu, jaki wywołują - nie wpływa specjalnie na jego popularność na Twitterze. Jeśli przyjrzymy się skuteczności publikacji, to okazuje się, że wcale nie jest tak, że im większa liczba publikacji, tym większy na nie odzew. Widać to na dwóch skrajnych przypadkach: Pawła Adamowicza i Jarosława Wałęsy. Pierwszy publikuje dużo, ale odzew w postaci przesłań dalej (retweetów) jest minimalny. Drugi publikuje niewiele, ale każdy jego tweet jest kilkadziesiąt razy przesłany dalej. Bardzo możliwe, że Adamowicz jest po prostu ofiarą "wojny plemiennej" pomiędzy obozem rządzącym, który popiera Płażyńskiego, i opozycją, popierającą Wałęsę. Adamowicz startujący jako kandydat niezależny, mimo iż bliżej mu niewątpliwie do opozycji, nie jest najwyraźniej przez zwolenników tejże wspierany na Twitterze. W najlepszej sytuacji jest Kacper Płażyński, który dużo publikuje i odzew na jego publikacje jest największy. To z pewnością zasługa dwóch elementów: dobrego zorganizowania popierającego go plemienia "PiS-owców", a z drugiej strony krytyki ze strony plemienia "Wałęsów", skupionych wokół Jarosława Wałęsy. Akolici obydwu obozów zapewne zapominają o słynnej maksymie, którą zna każdy celebryta: "Nieważne jak, byleby mówili". Płażyński najpopularniejszy, ale Wałęsa najskuteczniejszy Nieco więcej o popularności kandydatów powiedzą nam liczby polubień. O ile w przypadku wspominania kandydata nie jesteśmy w stanie, bez dokładniejszego zbadania, powiedzieć, czy był to wyraz poparcia, czy wręcz przeciwnie - krytyki, o tyle polubienia na Twitterze to jednoznaczne poparcie. Trudno przecież spodziewać się by ktoś, kto nie popiera kandydata albo nie zgadza się z tym, co publikuje, dawał temu wyraz, dając polubienie. Sprawdziłem, jak często użytkownicy Twittera polubili tweety czwórki kandydatów. Na osi OX w infografice widzimy liczbę opublikowanych tweetów oraz ich efekt w postaci sumy polubień. Zdecydowanie najwięcej osób polubiło tweety Kacpra Płażyńskiego i Jarosława Wałęsy. Pierwszego blisko 7 tys. razy, a drugiego prawie 2,3 tys. razy. Jeśli jednak porównamy to z liczbą opublikowanych tweetów, to okazuje się, że tweetowanie Wałęsy jest o wiele skuteczniejsze, gdyż w jego przypadku średnia liczba polubień na jeden tweet wynosi blisko 270 polubień, a Płażyńskiego jest o ponad 100 polubień mniejsza i wynosi "tylko" 160. Pozostała dwójka kandydatów praktycznie się nie liczy. Potwierdza się, że Paweł Adamowicz ma - przynajmniej na Twitterze - poważne problemy z dotarciem ze swoim przekazem. Mimo iż opublikował dwa razy więcej niż Płażyński i osiem razy więcej niż Wałęsa, to liczba uzyskanych polubień jest siedem razy mniejsza od Płażyńskiego i dwa razy mniejsza od Wałęsy. Liczą się tylko dwa plemiona Dominację - podobnie, jak w przypadku Warszawy - dwóch kandydatów, z których jeden reprezentuje Zjednoczoną Prawicę, a drugi Koalicję Obywatelską, potwierdza tzw. zasięg potencjalny, czyli teoretyczna liczba osób, do których dociera przekaz kandydata. Oblicza się go najczęściej jako sumę liczby osób, które obserwują konto kandydata z sumą liczby obserwujących konta, które przesłały dalej tweeta kandydata. Tak obliczony zasięg nazywa się "potencjalnym" albo "teoretycznym" dlatego, że nie uwzględnia faktu powtarzających się kont obserwujących, które retweetowało publikacje. W efekcie wiele kont, szczególnie prezentujących "plemiona" zwolenników, jest liczonych kilka razy. Ponadto fakt, że ktoś obserwuje czyjeś konto, nie oznacza, że obejrzał wszystkie tweety. Przyjmuje się, że tylko od kilku do kilkunastu procent obserwujących jest na tyle aktywnych, że ogląda przynajmniej większość tweetów. Jaki jest rzeczywisty zasięg, wie jedynie właściciel konta, który opublikował tweeta, bo informacja ta znajduje się w statystykach Twittera, do których tylko od ma dostęp. Pomimo iż z zasięgu potencjalnego trudno wyciągać jednoznaczne wnioski, to jest on często stosowany jako wskaźnik pomocniczy, w jakimś sensie potwierdzający inne obserwacje. Na przykładzie Gdańska wyraźnie widać, że liczy się tam tylko dwóch kandydatów: Kacper Płażyński i Jarosław Wałęsa. Obaj są dość skuteczni w liczbie podań dalej i polubieniach. Mają także spory zasięg potencjalny. Czy sukcesy Płażyńskiego i Wałęsy to efekt dobrego programu albo odpowiedniej komunikacji na Twitterze? Uważam, że nie. Szczególnie w przypadku Płażyńskiego. O ile bowiem Jarosław Wałęsa był już wcześniej znany chociażby jako europoseł, o tyle o Kacprze Płażyńskim większość Polaków zapewne pierwszy raz usłyszała, gdy pojawiły się pogłoski o jego kandydaturze na prezydenta Gdańska. Jego przykład pokazuje, że w naszym spolaryzowanym układzie politycznym sztaby wyborcze partii są w stanie wypromować każdego. Potrzebna do tego jest grupa zwolenników, niekoniecznie z danego terenu, którzy będą aktywnie wspierali kandydata. To tzw. plemiona. Opracowałem metodę przypisywania użytkowników Twittera do konkretnej opcji politycznej. Bazuje ona na prostej obserwacji, że osoby silnie zaangażowane politycznie po jednej osi sporu przesyłają dalej (bez komentarza) tweety kandydata, którego popierają. Dają też często polubienia jego tweetom. I odwrotnie: przenigdy nie przesyłają bez komentarza, ani nie dają polubień, tweetom kandydatów, których nie popierają. Dodatkowo wydzieliłem z całkowitej liczby kont "plemiennych" te, których właściciele pochodzą z danego regionu. Można to zrobić na podstawie danych i informacji geolokalizacyjnych, które co prawda nie wszyscy, ale większość osób udostępnia na Twitterze. Plemię "Płażynskich" - czyli tych, którzy aktywnie popierają Kacpra Płażyńskiego - jest największe i liczy ponad 700 kont. Drugie jest plemię "Wałęsów" - niecałe 300 kont. Plemię "Adamowiczów" to tylko 52 konta, co jeszcze raz potwierdza, że - przynajmniej na Twitterze - kandydat ten ma wyjątkowo słabe poparcie. Tragicznie wyglądają plemiona lokalne kandydatów. Z 700 kont, które aktywnie popierają Płażyńskiego, nieco ponad 5 proc. to osoby, które można zidentyfikować jako mieszkańcy, nawet nie samego Gdańska, ale Trójmiasta. W przypadku Jarosława Wałęsy jest nieco lepiej, bo 10 proc. z jego plemienia to osoby identyfikujące się z Trójmiastem. Niewątpliwie świadczy to o tym, że czołowi kandydaci dostają silne wsparcie na Twitterze od osób, które najprawdopodobniej nie będą ich wybierały, bo po prostu nie mieszkają w Gdańsku. Wyraźnie widać, że w Gdańsku naprawdę liczy się jedynie dwóch kandydatów: Kacper Płażyński i Jarosław Wałęsa i zapewne ktoś z tej dwójki zostanie wybrany prezydentem Gdańska. Sądząc po popularności i przede wszystkim stosunku aktywnie popierających z Trójmiasta do wszystkich popierających (40 proc. z Trójmiasta), obecny prezydent Paweł Adamowicz ma minimalne szanse na reelekcję. Mówiąc trochę złośliwie, liczba aktywnie go popierających to dowód na to, że ma poparcie w rodzinie, znajomych i kilkunastu urzędnikach. Stanisław M. Stanuch Przeczytaj również: Kto rządzi na Twitterze? Plemiona "Jakich" i "Trzaskowskich"