Szmajdziński: Poproszę Kwaśniewskiego
Gdy będę kandydatem na prezydenta, na pewno poproszę Aleksandra Kwaśniewskiego, by został szefem mojego komitetu wyborczego - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Jerzy Szmajdziński.
Konrad Piasecki: Chciałby pan zostać prezydentem?
Jerzy Szmajdziński: Dla polityka to nie jest kwestia: "chciałby - nie chciałby". To nie jest żołnierz, który dostaje plecak i wiadomo, że nosi buławę marszałkowską. Polityka jest bardziej skomplikowana.
Powie pan jak Kwaśniewski: "Jeśli wy chcecie, to ja muszę, a jeśli ja muszę, to ja chcę"?
Musi ktoś chcieć. To nie ulega wątpliwości.
Dlatego pytam, czy pan chce?
Musi ktoś chcieć, muszą ludzie chcieć. Musi być poparcie, muszą być od razu tysiące ludzi, którzy uznają, że ktoś taki jak ja mógłby być tym kandydatem.
A jak będą chcieli, będą prosili, rzucali się na kolana i mówili: "Jerzy Szmajdziński, zgódź się!"?
Nie. W ogóle nie chodzi o proszenie i coś takiego. Ja chciałem, żeby jak najpowszechniej członkowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej zapytali się w swoich środowiskach, jaka prezydentura i kto mógłby być tym kandydatem. W wielu środowiskach odpowiedź jest taka, że mógłbym być to ja.
I w sobotę powie pan "tak" własnej partii?
Ale tu pan tego nie usłyszy!
Dlaczego? Muszą jeszcze poprzekonywać trochę?
Nie. Pierwsi mają to usłyszeć delegaci na konwencji.
Ale rozumiem, że to nie jest tak, że pan się w środku waha, pan raczej gra wahaniem?
Ja nic nie gram. Jestem w tej polityce długo i to jest jedna z najtrudniejszych decyzji, a może najtrudniejsza, na pewno najtrudniejsza, dlatego że bardzo ryzykowna.
Zwieńczenie tej drugiej drogi kandydowania na prezydenta?
Ale ryzykowna.
Ja wiem, że ryzykowna, bo widzę sondaże - 1 proc. Dramatycznie jak na moment przystąpienia do kampanii.
Ale dająca nadzieję i perspektywę. 2 proc. - już będzie 100 proc. wzrostu, więc więcej optymizmu.
Jak na człowieka, który mówi, że w polityce chodzi o to, by wywołać więzi i emocje, które sprawią, że ludzie będą chcieli działać na rzecz kandydata, to tych więzi, a zwłaszcza emocji w panu nie za wiele?
We mnie?
No.
Nie. Pan mnie nie zna. Nie ma tych emocji w rozmowie w każdym miejscu i w każdej chwili.
Ale rozumiem, że w sobotę pana poniosą emocje?
Ponoszą mnie wtedy, kiedy się spotykam z ludźmi, kiedy z nimi rozmawiam, kiedy prezentuję program.
A kiedy Tadeusz Iwiński mówi: "Szmajdziński jest wysoki, postawny i bardzo przystojny"?
Zwraca uwagę na inne cechy, które są też ważne.
Wtedy czuje pan pozytywną emocję dla Tadeusza Iwińskiego?
Tadeusz Iwiński na pewno jest ze mną emocjonalnie związany wieloletnią, wspólną działalnością.
A nie jest tak, że pan się trochę waha, bo czuje się pan takim trochę kandydatem z braku laku i lepszego?
Polityka to wybór rzeczy realnych, możliwych, a nie marzeń i pragnień. Trzeba także uwzględniać to, że ktoś, kto dzisiaj ma potencjał sondażowy, nie wyraża gotowości do kandydowania.
Cimoszewicz byłby lepszy?
Cimoszewicz ma potencjał sondażowy, miałby bardzo dobry punkt startu, ale też do wykonania byłaby tak samo ciężka praca.
A Kwaśniewska byłaby lepsza?
Jolanta Kwaśniewska - to byłby bardzo interesujący pojedynek na polskiej scenie politycznej, ale trudno powiedzieć - wie pan - o szansach i je zmierzyć, dopóki się nie bierze udziału w tej grze, dopóki nie ma tysięcy negatywnych zdarzeń związanych z kampanią wyborczą, bo przecież tabloidy czekają, kiedy ruszyć do boju spotkaniowego, z jednym, drugim, trzecim kandydatem.
Ogląda się pan na lewo i prawo, czy paparazzi pana nie ścigają?
Nie, zachowuję się przyzwoicie, więc gdybym tylko się oglądał, to bym mógł wpaść do dziury.
A co pan powie Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który proponuje sojusz, porozumienie Szmajdziński - Olechowski? Ten, który ma na kilka miesięcy przed wyborami lepsze sondaże - ten zostaje kandydatem wspólnym.
Dzisiaj mówię Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, że elektoratowi lewicy trudno byłoby poprzeć Andrzeja Olechowskiego, który jest zdeklarowanym politykiem prawicy.
Czyli pan na takie porozumienie nie pójdzie?
To nie chodzi o moje porozumienie, to musi być porozumienie elektoratów. Jest wiele, wiele miesięcy.
Ale chodzi też o porozumienie partii i porozumienie ugrupowań politycznych czy środowisk politycznych.
Ale można się porozumiewać wokół wartości, wokół programu.
A z Olechowskim porozumienie w sprawie wartości i programu jest możliwe?
Liberał gospodarczy i konserwatysta w sprawach światopoglądowych - dziś trudno bardzo. Być może Andrzej Olechowski się zmieni.
Ale nie mówi pan "nie".
Ja nie mówię ani "tak", ani "nie", natomiast wiem, że Andrzej Olechowski mógłby dzisiaj zastąpić Donalda Tuska, bo jest politykiem prawicy i mógłby kierować Platformą Obywatelską.
A Jerzemu Szmajdzińskiemu do pięt nie dorasta. W sferze wartości. Lewicowych.
Niech pan w taki sposób... Nie, w taki sposób nie traktujmy ludzi. Bardzo to jest przedmiotowe.
Ojej, coś się dzieje.
Zakręciło się.
A przykro się panu zrobiło, kiedy Kwaśniewski tak powiedział o tym Olechowskim? Bo tak wyglądało to, jakby przestał wierzyć w Szmajdzińskiego.
Ważne będzie, co Aleksander Kwaśniewski mówi i co powie w sobotę.
Dziś mówi w "Polsce The Times": "Daj Boże, żeby Szmajdziński wygrał".
Jestem przekonany, że zostanie szefem komitetu wyborczego, w związku z tym to będzie do czegoś zobowiązywać.
Tak? Kwaśniewski będzie szefem pańskiego komitetu wyborczego?
Myślę, że powinien dostać taką propozycję od kandydata, który w sobotę zostanie wyłoniony przez SLD.
A, czyli wszystko już poukładane!
Nic nie poukładane.
Szmajdziński kandydatem, Kwaśniewski szefem?
Na pewno Aleksander Kwaśniewski nic o tym nie wie, w związku z tym jeśli chodziło o newsa, to ma pan newsa.
Pan go poprosi, jak pan zostanie kandydatem?
Gdybym ja był tym kandydatem, to go na pewno poproszę.
A to mieszanie Boga do kandydowania się panu podoba?
Wie pan, język potoczny pełen jest odwołań do rzeczy, spraw.
Do Boga też się można odwoływać - nawet na lewicy?
Taki mamy potoczny język.
A nie kłuje to pana w uszy i w oczy? Lewicowego kandydata?
Nie, nie. Ja jestem normalny.
Jeszcze na koniec generał Jaruzelski. Czy będzie pan, jak Leszek Miller, przepraszał za Olejniczaka, który mówi, że Jaruzelski to nie jest bohater?
Zgadzam się z w dużej części z Leszkiem Millerem. W dużej części, ale nie w całości.
Jaruzelski - bohater.
Uważam, że Wojciech Jaruzelski to najbardziej kontrowersyjny polityk współczesnych czasów i takim pozostanie. Dla jednych bohaterem, dla drugich... Lub człowiekiem, który podejmował bardzo, bardzo trudne decyzje. Dla mnie - będzie człowiekiem, który podejmował bardzo, bardzo trudne decyzje, ale Okrągły Stół i dojście do Okrągłego Stołu, porozumienie z Gorbaczowem - uważam za jego sukces.