Autopsję skatowanego Kamila z Częstochowy przeprowadzono w Zakładzie Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Jej pełne wyniki poznamy za kilka tygodni. Dochodzenie prowadziła do tej pory Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Minister sprawiedliwości poinformował, że od tej pory sprawą zajmie się Prokuratura Regionalna w Gdańsku. - Jesteśmy wstrząśnięci śmiercią Kamila. Ta sprawa porusza każdego Polaka - powiedział na konferencji prasowej Zbigniew Ziobro. Są wyniki sekcji zwłok Kamila z Częstochowy - W dniu dzisiejszym odbyła się sekcja zwłok i biegli ustalili, iż przyczyną śmierci Kamila były rozległe oparzenia ciała, w wyniku których doszło do wstrząsu pooparzeniowego i infekcji ogólnoustrojowej, a ostatecznie do niewydolności wielonarządowej - powiedział prokurator Krzysztof Sierak. Poinformował, że jak do tej pory śledczy ustalili, że w dniu 29 marca ojczym dziecka siłą zabrał chłopca pod prysznic i polewał wrzącą wodą, rzucał nim o podłogę, a a następnie zabrał do kuchni i rzucił o rozgrzany piec węglowy. - Powodem tego agresywnego zachowania było zrzucenie przez dziecko telefonu sprawcy ze stołu na podłogę - powiedział Sierak. Dodał, że ustalono, iż przez pięć kolejnych dni nikt nie udzielił chłopcu pomocy. - Dopiero 3 kwietnia ojciec chłopca podczas odwiedzin wezwał pogotowie - powiedział prokurator. Ojczym chłopca ma odpowiadać za zabójstwo - Ustalenia i wnioski posekcyjne jednoznacznie pozwalają na zmianę kwalifikacji zarzutów podejrzanym ojczymowi i matce dziecka - stwierdził Sierak. Minister sprawiedliwości zapowiedział w poniedziałek, że wydał polecenie, aby "doszło do niezwłocznej zmiany kwalifikacji prawnej zarzucanego czynu sprawcy tego ohydnego, okrutnego, zbrodniczego zachowania". Do tej pory ojczymowi zarzucano usiłowanie zabójstwa i znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem, a teraz ma odpowiadać za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i znęcanie się nad Kamilkiem ze szczególnym okrucieństwem. - Zdarzenie z 29 marca nie było zdarzeniem incydentalnym - powiadomił Sierak. - Ustalono, że ojczym od dłuższego czasu znęcał się nad Kamilem. Bił go po całym ciele, kopał, rzucał o podłogę, przypalał papierosami. Dziecko wielokrotnie uciekało z miejsca zamieszkania - podkreślił. Dodał, że śledczy badają sprawę pod kątem znęcania się także nad pozostałym dziećmi w tej rodzinie. Jeszcze gdy Kamilek walczył o życie poza ojczymem dziecka, 27-letnim Dawidem B., zarzuty usłyszała matka, Magdalena B., której zarzucono narażanie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. Jak poinformowano w środę, prokuratura ma postawić kobiecie także zarzut pomocnictwa w zabójstwie. Zarzuty postawiono niedawno także siostrze matki zmaltretowanego ośmiolatka i jej mężowi, którzy mieszkali z rodziną Kamila pod jednym dachem. - Śledztwem objęto także instytucje: Miejski Ośrodek Społeczny w Częstochowie i Olkuszu, Zespół Dyscyplinarny ds. Przeciwdziałania Przemocy Rodzinie w Częstochowie i Olkuszu, placówki dydaktyczne, do których uczęszczały dzieci. Dotyczy to także działań policji, prokuratury i sądów - powiadomił Sierak. Kamil z Częstochowy nie żyje. "Ani przez chwilę nie cierpiał" Szokujące informacje o maltretowanym ośmiolatku z Częstochowy obiegły Polskę na początku kwietnia. Kamilka z ciężkimi obrażeniami znalazł w mieszkaniu matki i jej partnera jego biologiczny ojciec, po czym wezwał służby. Chłopca przewieziono do szpitala helikopterem. Jego stan od samego początku opisywano jako ciężki. Mowa o rozległych oparzeniach całego ciała, śladach po przypalaniu papierosami i złamaniach kończyn. Jak poinformował rzecznik Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka Wojciech Gumułka, chłopiec zmarł po 35 dniach walki o życie w poniedziałek o godz. 7:01. "Bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi" - wskazał rzecznik we wpisie w mediach społecznościowych. Zaznaczył, że chłopiec przez cały czas pobytu w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie zdawał sobie świadomości, gdzie jest, ani co go spotkało. "Ani przez chwilę nie cierpiał" - zaakcentował. ZOBACZ TEŻ: Kara śmierci wróci do Polski? Oto kraje, w których obowiązuje