Sejm niczym egzotyczne biuro podróży
Sejm przy ul. Wiejskiej to egzotyczne biuro podróży. Tak wynika z zestawienia służbowych podróży naszych parlamentarzystów. Wystarczy poselski mandat i można odwiedzić najdalsze zakątki świata - pisze "Super Express".
Kenia, Tunezja, Maroko, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Chiny, Wietnam, Rwanda, Jordania, Nowa Zelandia i Australia - m. in. w tych krajach byli politycy za pieniądze podatników. Często wystarczył byle pretekst i posłowie z walizkami biegli na lotnisko. Posła wysyła za granicę parlament, zgodę na to musi wydać marszałek Sejmu. Przez 17 miesięcy kadencji Sejmu posłowie wyjeżdżali już 500 razy. W tym roku na ich zagraniczne wojaże pójdą ponad cztery miliony złotych - dowiedziała się gazeta.
). Polecieli do Kenii. - Rozmawialiśmy tam o...prawach kobiet - mówi gazecie Stefaniuk.
Udziału w konferencji ds. Regionu Wielkich Jezior w stolicy Konga Kinszasie, nie odmówiła sobie Jolanta Szymanek-Deresz (SLD). Na Czarnym Lądzie spędziła 5 dni. Tyle samo w Wenezueli gościła Halina Olendzka (PiS). Powód? Odsłonięcie pomnika polskiego bohatera walk o niepodległość Wenezueli.
Podniebne podróże wybrańcy narodu odbywają w luksusowych warunkach. Biznes class w samolotach LOT-u, którymi najczęściej latają parlamentarzyści, przysługuje marszałkowi i wicemarszałkom Sejmu na wszystkich trasach. Pozostali posłowie mają nieco gorzej. Przysługuje im biznes class na długich trasach pozaeuropejskich, a na trasach europejskich klasa ekonomiczna - zauważa "Super Express".
INTERIA.PL/PAP