Blisko dwa lata później sejmowa Komisja Regulaminowa Spraw Poselskich i Immunitetowych pochyliła się nad zdarzeniami z lipca 2017. Małgorzata Wasserman, reprezentująca Iwonę Arent, przekonywała, że opisane w akcie oskarżenia wydarzenie miało miejsce na terenie Sejmu i w ramach wykonywania mandatu posła. - Obie panie są posłankami - argumentowała. Sama Arent stwierdziła, że nie czuje się winna. 9 na 14 posłów z komisji uznało, że parlamentarzystka nie powinna zrzec się immunitetu. Sprawą naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego (czyli Gajewskiej) trafiła do prokuratury, ale nie zajęli się nią śledczy, którzy - jak podaje "Super Express" - nie doszukali się znamion czynu ściganego z oskarżenia publicznego. Gazeta dotarła jednak do dokumentu, w którym prokurator Michał Pomianowski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie nie wyklucza naruszenia nietykalności fizycznej posłanki. "O ile w niniejszej sprawie nie można uznać, aby doszło do popełnienia czynów zabronionych z art. 222 par. 1 kk (naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego - red.), to omawiane zachowania mogą realizować znamiona występku znieważenia z art. 217 par. 1 kk (naruszenie nietykalności cielesnej - red.), którego ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego"- napisał prokurator. Przed postępowaniem z oskarżenia prywatnego Iwonę Arent chroni jednak immunitet. Historyczne posiedzenie Sejmu Obrady Sejmu 18 lipca 2017 r. były tak burzliwe, że przerwano je zaraz po północy, po emocjonalnym wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego, który po słowach Borysa Budki wszedł na mównicę sejmową i powiedział: "Ja bez żadnego trybu. Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego śp. brata - zamordowaliście go! Jesteście kanaliami!". W sejmowych ławach doszło do awantury. Wydarzenia te relacjonowaliśmy m.in. tutaj i tutaj. Po wystąpieniu Kaczyński usiadł w sejmowej ławie, pojawiło się wokół niego wielu posłów PiS. Zajście zaczęła nagrywać telefonem posłanka PO Kinga Gajewska. Najpierw aparat chciał jej zabrać poseł PiS Dominik Tarczyński, potem Izabela Kloc próbowała zasłonić kamerę. Później telefon Gajewskiej wyszarpała Iwona Arent. W tym czasie w Warszawie i innych miastach Polski trwały protesty przeciw reformie sądownictwa.