Sądy ułaskawiają jednorękich bandytów
Sądy weryfikują rządowy pomysł na szybszą delegalizację tzw. jednorękich bandytów. Nakazują zwracać właścicielom zarekwirowane w wyniku kontroli legalne automaty. Teraz państwo czeka wysyp pozwów o odszkodowania z tytułu utraconych zysków - akcentuje "Dziennik Gazeta Prawna".
W grudniu 2009 r. wiceminister finansów i szef służby celnej Jacek Kapica uruchomił proces kontrolowania lokali, które mają zezwolenia na użytkowanie automatów o niskich wygranych. W cztery tygodnie celnicy zatrzymali ponad tysiąc maszyn. Ich zdaniem działały one nielegalnie. Od razu wszyscy właściciele zaskarżali decyzje o zajęciu sprzętu do prokuratury. Bowiem Służba Celna nie może bez decyzji prokuratora lub sądu rekwirować rzeczy, a nawet prowadzić przeszukań. Nie jest też uprawniona do orzekania, czy automat działa, czy nie działa zgodnie z prawem - zaznacza "DGP".
Co wolno celnikowi? Może przeprowadzić tzw. eksperyment. Jeżeli stwierdzi, że automat nie działa prawidłowo, ma podstawę do wezwania eksperta z Ministerstwa Finansów. To on dopiero przeprowadza gruntowną i wiarygodną kontrolę. Z barów, pubów czy sklepów celnicy wywozili automaty, na których widniały nienaruszone plomby założone właśnie przez takich właśnie specjalistów.
Wyroki, jakie zapadają w tych sprawach, jak na razie są w 100 proc. korzystne dla właścicieli automatów - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Ile może za działalność celników zapłacić budżet państwa? - Skoro Jacek Kapica w jednym z wywiadów twierdził, że jeden automat przynosi właścicielowi 4 tys. zł zysku dziennie, to trzymajmy się tej kwoty - mówi gazecie Matuszewski, prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych.
To by oznaczało, że za każdy z automatów, który był zarekwirowany przez 100 dni, właściciel mógłby domagać się nawet 400 tys. zł rekompensaty. Biorąc pod uwagę liczbę zatrzymanych urządzeń, państwo wypłaciłoby odszkodowania na sumę niemal 460 mln zł.
INTERIA.PL/PAP