W jednym z ostatnich materiałów dziennikarze TVN24 opisali sprawę Tomasza L., który od lat pracował w warszawskim ratuszu. W marcu tego roku mężczyzna został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i do dziś przebywa w areszcie. Tydzień po zatrzymaniu L. rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn wystąpił na konferencji prasowej, gdzie przekazał, że "doświadczony pracownik ratusza kopiował dane i przekazywał je Rosjanom z cywilnego wywiadu zagranicznego SWR FR (Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej - red.)". "L. miał dostęp do największych sekretów służb wojskowych" Z najnowszych ustaleń TVN24 wynika, że L. "miał dostęp do znacznie bardziej wrażliwych dla bezpieczeństwa państwa informacji niż te, które jako urzędnik mógł znaleźć w Systemie Rejestrów Państwowych". "Znalazł się w wąskim gronie osób, które w 2006 roku otrzymały dostęp do największych sekretów wojskowych służb specjalnych - jako członek komisji likwidacyjnej WSI" - podano. Nieprecyzyjne zaprzeczenie Macierewicza Do sprawy odniósł się Antoni Macierewicz, który był przewodniczącym komisji weryfikacyjnej w sprawie WSI. Były minister obrony narodowej pisał o udziale L. właśnie w komisji weryfikacyjnej. Media z kolei zwracały uwagę na jego przynależność do innego ciała - komisji likwidacyjnej. "Informuję, że podejmuję kroki prawne w związku z opublikowaniem w Gazecie Wyborczej oszczerstwa opartego na fałszywej informacji jakoby Tomasz L. podejrzewany o szpiegostwo na rzecz Rosji był członkiem Komisji Weryfikacyjnej WSI" - napisał Antoni Macierewicz. Należy wyjaśnić, że do sprawy likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych powołane zostały dwie komisje - weryfikacyjna, którą kierował Antoni Macierewicz oraz likwidacyjna, na czele której stał historyk IPN Sławomir Cenckiewicz. To właśnie w tej drugiej zasiadać miał Tomasz L., podejrzany o współpracę z Rosją. Na moment powstawania tego artykułu, Antoni Macierewicz nie odniósł się szerzej do sprawy. Zatrzymanie Tomasza L. 17 marca 2022 roku Tomasz L. standardowo pojawił się w pracy w stołecznym ratuszu. Tego dnia, poza pracownikami stawili się tam również funkcjonariusze ABW. - Nie zdążył wypić herbaty, którą sobie zaparzył, gdy funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego założyli mu kajdanki - mówiła w rozmowie z TVN24 pracownica ratusza. Przez kilka kolejnych godzin funkcjonariusze ABW przeszukiwali miejsce pracy Tomasza L., podobnie jak jego samochód i miejsce zamieszkania. Anonimowe źródło związane z służbami przekazało, że dzień przed zatrzymaniem L. "oddał swoje prywatne komputery znajomemu informatykowi, by wyczyścił mu twarde dyski". Dwa dni po zatrzymaniu sąd przychylił się do wniosku prokuratora i zdecydował o objęciu Tomasza L. tymczasowym aresztem. Ten jest przedłużany do dziś.