Krzysztof Janik ma pomysł na uratowanie podupadającego Sojuszu, ale dziś nie chce powiedzieć jaki. - Wolałbym najpierw działać, a dopiero potem dopiero mówić o tym działaniu, bo tak będzie zapewne roztropnie - stwierdził. Na konferencji prasowej niespodziewanie w jednym szeregu z Janikiem pojawił się Marek Borowski, jeden z ośmiu partyjnych opozycjonistów, którzy zaproponowali partii gorzki rachunek sumienia. Marszałek Sejmu przekonywał dziś, że o żadnym rozłamie w SLD nie ma mowy. Co więcej, po bolesnym rachunku sumienia, Sojusz odbije się od dna. - Grzesznik, jak wiadomo, musi najpierw wyznać grzechy; musi uderzyć się w piersi, obiecać poprawę. W ten sposób zyskuje sprzyjającą atmosferę. Początek musi być zrobiony i został - twierdzi Borowski. Na razie Sojusz Lewicy Demokratycznej jest coraz bliżej dna - ostatnie sondaże pokazują, że już tylko 12 procent Polaków popiera partię władzy. Janik zapowiedział też na dzisiejszej konferencji prasowej zmianę stylu kierowania SLD. Jako podstawowe cele partii wymienił: walkę z bezrobociem, nędzą, korupcją, uporządkowanie służby zdrowia i wymiaru sprawiedliwości. Nowy przewodniczący zapewnił, że teraz punkt ciężkości SLD przeniesie się na ul. Rozbrat (siedziba partii - red). - Tu będziemy wykonywać nasze podstawowe cele - zapewnił. Janik poprosił dziennikarzy o sto dni taryfy ulgowej na "rozpędzenie się". - Mam nadzieję, że media będą nam życzliwe, ale i krytyczne - dodał. Powiedział, że zamierza łączyć funkcje szefa partii i Klubu Parlamentarnego SLD.