Red. Michnik przesłuchany
Po godz. 15.00 specjalna sejmowa komisja śledcza, powołana do wyjaśnienia tzw. afery Rywina, zakończyła przesłuchiwanie red. Adama Michnika. Był on przesłuchiwany łącznie ponad 18 godzin. Na zakończenie przesłuchania wyraził on nadzieję, że posłom uda się ustalić pełną prawdę w sprawie.
Michnik: list Cox do premiera to "obrona interesów"
- To była obrona interesu właściciela - tak Adam Michnik ocenił list do premiera Leszka Millera z 2002 r. od prezesa Cox Enterpises z USA, mniejszościowego udziałowca "Agory", wydawcy "Gazety Wyborczej".
Posłowie Ryszard Kalisz i Bohdan Lewandowski (SLD) kilkakrotnie pytali Michnika o jego ocenę różnego rodzaju międzynarodowych krytyk przygotowywanej przez polski rząd nowelizacji ustawy o RTV. Między innymi Kalisz spytał Michnika o list prezesa Coxa, Dennisa Berry z marca 2002 r.
Komisja przytoczyła fragment listu, w którym Berry pisze do Millera, że napisał go "by zaprotestować, sprzeciwić się rozwojowi rozważań rządu polskiego, które wpłyną niekorzystnie na Cox Enterprises". Bohdan Lewandowski (SLD) zaznaczył, że to tłumaczenie z angielskiego jest robocze.
W liście stwierdzono m.in., że osiągnięcia Agory i Cox "mogą zostać zaprzepaszczone przez polski rząd rozpoczętą ostatnio antagonistyczna polityką w stosunku do lokalnych posiadaczy mediów i wydawców. Ta nagła złodziejska (lub w innym tłumaczeniu: słabo wykrywalna) zmiana w polityce, zainicjowana tak radykalnie i bez odpowiedniego toku, bez tworzenia uzasadnionego, bezpiecznego portu dla istniejących prywatnych wydawców i nadawców,ostudzi polski przyszły dostęp do międzynarodowego kapitału, który napełnia obiecującą polską ekonomię. Zwracamy się do pana premiera z prośbą, ażeby pan w jak najszybszym czasie przemyślał ten stan rzeczy. Jeśli taka polityka się utrzyma, Polska może powrócić do poprzedniej izolacji od międzynarodowego handlu, finansów i technologii".
- Czy ten list z Cox nie wskazywał, że w walce o kształt ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji wszystkie chwyty są dozwolone? - pytał poseł Kalisz.
- Jest w tym liście jedno sformułowanie, które mnie zaniepokoiło. Musiałbym poprosić kogoś, kto dobrze zna angielski, żeby stwierdzić, czy to jest wierny przekład; mianowicie jest tam sformułowanie ?złodziejski" - odparł Michnik. Według niego, gdyby takie słowo rzeczywiście się w liście znalazło, to "jest to wysoce niestosowne i nie powinno się znaleźć".
Kalisz odparł na to, że w oryginale jest słowo "stealthily", które może oznaczać "złodziejski", jak i "słabo wykrywalny". Michnik poprosił wtedy, by "zweryfikować ten przekład".
Odnosząc się do samego listu, Michnik dodał, że go on nie zaskakuje, bo list oznaczał, że "właściciel broni swego interesu". Podkreślił, że "GW" przedrukowała go za "Trybuną", "żeby wszystko było przejrzyste".
Poseł Lewandowski chciał wiedzieć, czy według Michnika list nie zawierał "elementu groźby", a Polska "nie została potraktowana jako republika bananowa". - Nie mam wrażenia, żeby Polska była potraktowana jako bananowa republika - odparł Michnik. - Autor listu po prostu broni swych pieniędzy i mówi, że jeżeli rząd będzie forsował złą ustawę, która pozwoli zniszczyć spółkę, w której ten pan ma zainwestowane pieniądze, to będzie się to przekładało na inne spółki i w konsekwencji może doprowadzić do izolacji - oświadczył.
- Byłbym zdziwiony, gdyby prezes się nie troszczył o swą firmę" - mówił Michnik. - A do kogo ma pisać, jak nie do premiera - odparł na pytanie Lewandowskiego co do wyboru adresata pisma. Według Michnika, "tak samo zareagowałyby polskie firmy, gdyby zostały tak potraktowane w innych krajach".
Michnik: publikacja tekstu - zawiadomieniem prokuratury
Publikacja materiału śledztwa o sprawie Rywina była formą naszego zawiadomienia prokuratury; zdarzały się przypadki, że prokuratura zakazywała publikacji po jej zawiadomieniu - mówił Adam Michnik przed komisją śledczą.
Pytany przez Ryszarda Kalisza (SLD), czemu - skoro śledztwo dziennikarskie zakończono w połowie listopada - nie zawiadomiono wtedy prokuratury i czekano z publikacją, Michnik powtarzał, że wstrzymywano się z nią na czas referendum europejskiego w Irlandii, od którego losów zależało przystąpienie Polski do UE, potem - przed szczytem Unii w Kopenhadze, on sam zdecydował o wstrzymaniu publikacji, bo byłaby ona "działalnością antypaństwową", potem zaś były święta Bożego Narodzenia i dylemat "czy dawać pod choinkę skandal korupcyjny" - stąd decyzja, by tekst ukazał się pierwszego dnia po świętach.
- Do prokuratury nie poszedłem (po zakończeniu dziennikarskiego śledztwa - PAP) kierując się bardzo prostym rozumowaniem - przekonany byłem, że pierwsze co prokuratura zrobi, to zablokuje nam możliwość publikacji tego materiału argumentując to dobrem śledztwa. A my uważaliśmy, że nasz obowiązek to opublikowanie tego materiału (...) i że to będzie nasze zawiadomienie prokuratury - mówił Michnik.
Stwierdził on, że "takie fakty miały miejsce wcześniej" i podał jako przykład sprawę filmu Andrzeja Dederki pt. "Witajcie w życiu", opowiadający o metodach pracy korporacji "Amway", którego emisji - jak się wyraził - "zakazano". (W listopadzie 1997 r. firma Amway uzyskała zakaz emitowania tego filmu - od sądu, a nie od prokuratury - w sprawie cywilnej, jako tzw. zabezpieczenie powództwa - przyp. PAP).
Michnik: sprawdzić udział Czarzastego
Adama Michnik uważa, że można by sprawdzić udział sekretarza KRRiT Włodzimierza Czarzastego w pracach nad nowelą ustawy o rtv. Zbigniew Ziobro przytoczył fragment zeznań Czarzastego, kiedy prokurator zadała pytanie, co ma do zyskania "Gazeta Wyborcza" publikując całą kwestię.
Według Ziobry, Czarzasty miał odpowiedzieć: - Tak naprawdę od pewnego czasu w wypowiedziach telewizyjnych pan Adam Michnik twierdzi, że sprawa Rywina nie była w jakikolwiek sposób powiązana z dyskusją na temat zmian w ustawie o radiofonii i telewizji. Myślę, że rzeczą prokuratury jest porównanie terminów wszystkich opisywanych w 'Gazecie Wyborczej' wydarzeń z kalendarium prac nad ustawą.
- Jest tu pewna sugestia, prawda, która zdaje się kwestionować pańskie stanowisko w tej sprawie (...) Czy zechciałby się pan w tej sprawie wypowiedzieć - poprosił członek komisji Michnika.
- Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że nie mam absolutnie nic przeciwko temu, żeby prokuratura sprawdziła wszystkie możliwe koincydencje, ale też prosiłbym bardzo, żeby też sprawdzić wtedy daty... Krótko mówiąc, może by sprawdzić po prostu udział jawny i niejawny pana Włodzimierza Czarzastego w pracach nad ustawą, żeby ustalić, czy i jakim posłom pan Czarzasty pisał projekty z poprawek do projektu rządowego, w którą stronę szły te poprawki - mówił redaktor naczelny "GW".
Dodał: - Jednocześnie, jeżeli jesteśmy przy osobie pana Czarzastego to apelowałbym do wysokiej komisji, żeby panowie posłowie zechcieli sprawdzić informację, którą opublikowaliśmy - i 'Rzeczpospolita' też - w 'Gazecie Wyborczej' 12 kwietnia 2002, gdzie relacjonujemy, jak podczas publicznej debaty pan Gródek (prawnik radia RMF FM) opowiadał, jak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła przyznania koncesji dwóm rozgłośniom PSR ze Szczecina i Prokolor z Opola.
- Jak powiedział na konferencji Kazimierz Gródek, kilka dni po tej decyzji z przedstawicielami firmy Multimedia, w tym z Gródkiem, spotkał się sekretarz Krajowej Rady Włodzimierz Czarzasty. - Czarzasty powiedział wprost, odnosząc się do spółki Multimedia, z którą jesteśmy związani, że albo sprzedamy swoje udziały pewnej osobie prawnej, albo przestaniemy dostawać koncesje - relacjonował prawnik z RMF FM - pisała 12 kwietnia 2002 r. "Gazeta Wyborcza. - Czarzasty potwierdza, że rozmawiał na ten temat z Gródkiem, ale zaprzecza, jakoby wskazywał konkretną spółkę. Dzisiaj Michnik powiedział w czasie przesłuchania przez sejmową komisję, że wydaje mu się, iż "żeby zrozumieć sens zeznań złożonych w prokuraturze pana ministra Czarzastego to trzeba wiedzieć jakby, z kim mamy do czynienia".
- Mamy otóż do czynienia z politykiem, który w ten sposób - w moim przekonaniu głęboko niestosowny - rozmawia z właścicielami prywatnych mediów - dodał.
Zdaniem Michnika Czarzasty ma "istotny motyw, żeby szkodzić Gazecie Wyborczej, szkodzić Agorze". Powiedział, że wedle jego wiedzy Czarzasty "widzi zagrożenie swojej własnej pozycji w sytuacji istnienia mocnej gazety z mocnym zapleczem ekonomicznym, która tej gazecie daje niezależność".
Kiedy podjęto śledztwo?
O dostarczenie komisji argumentacji, że dziennikarskie śledztwo w sprawie Rywina toczyło się przed 5 września - zaapelował do Adama Michnika Tomasz Nałęcz. Powoływał się na protokół z Rady Nadzorczej Agory, w którym zapisano, że wtedy dopiero rozważano podjęcie śledztwa.
W innym wypadku - powiedział dzisiaj szef komisji - komisja będzie musiała przyjąć, że do 5 września zaledwie rozważano w kierownictwie redakcji możliwość podjęcia śledztwa dziennikarskiego.
Według Nałęcza, zapis z posiedzenia Rady Nadzorczej Agory, z 5 września brzmi "rozważa się prowadzenie śledztwa dziennikarskiego przed podjęciem dalszych kroków w tej sprawie".
- Sformułowanie 'rozważa się' jest w moim przekonaniu nieprecyzyjne i podzielam opinię (...), że może wydawać się mylące, bo śledztwo prowadzone było i prawidłowy zapis powinien brzmieć 'rozważa się kontynuowanie, czy dalsze prowadzenie' - argumentował Michnik.
Michnik mówił, że śledztwo dziennikarskie było i sam je prowadził.
- Komisja dysponuje protokołem przesłuchania, gdzie świadek relacjonuje pewną rozmowę, która toczyła się niewątpliwe przed wrześniem, w której na ten temat rozmawiałem próbując uzyskać wiedzę od moich rozmówców w pewnym niewielkim miasteczku na Mazurach, dziennikarskie śledztwo to są dziesiątki rozmów - to była jedna z tych rozmów, które toczyłem, szczęśliwie udokumentowana protokołem przesłuchania - powiedział.
W jego opinii, prawdopodobnie Rada Nadzorcza jego informację na temat sprawy Rywina zanotowała w nieprecyzyjny sposób.
Nałęcz odpowiedział na to: - Jeśli mam jednoznaczny zapis powstały, jak rozumiem, w pięć minut po pewnej konkluzji i pana pamięć o tym, zakładam, że ten zapis jest precyzyjny, a nie pana pamięć o tym, wiernie oddaje tamtą sytuację i zakładam też, że jeśli pan, albo redakcja Agory nie przedstawi nam żadnego dowodu, że rzeczywiście śledztwo się toczyło w redakcji Agory w sprawie tej korupcyjnej propozycji Lwa Rywina, to mamy oto w protokole Agory dowód, że do 5 września żadne śledztwo się nie toczyło.
- Dlatego apeluję do pana redaktora o dostarczenie nam argumentacji, najlepiej na piśmie, że to śledztwo się toczyło, bo inaczej komisja będzie musiała przyjąć, że do 5 września zaledwie rozważano w kierownictwie redakcji możliwość podjęcia śledztwa dziennikarskiego - kontynuował szef komisji śledczej.
Czarzasty i Kwiatkowski mogli zrobić użytek z noweli rtv
Według Adama Michnika nie ma znaczenia kto formalnie zgłosił w KRRiT poprawkę do noweli o rtv, która umożliwiałaby prywatyzację Dwójki TVP, tylko to, kto chciał i miał możliwości zrobić z niej użytek. Takimi możliwościami - mówił - dysponowali Włodzimierz Czarzasty i prezes TVP.
Stanisław Rydzoń (SLD) przypominał Michnikowi, że zeznał on wcześniej, że Kwiatkowski i Czarzasty chcieli sprywatyzować "Dwójkę" TVP, gdy tymczasem - mówił poseł - w dzisiejszej 'Rzeczpospolitej' podano, że propozycję tę zgłosił przewodniczący KRRiT pan Braun. - Skąd ta pomyłka do osoby w tak istotnej sprawie? - pytał Rydzoń.
- Nie ma znaczenia, kto zgłosił jaką poprawkę, z mojego punktu widzenia to bez znaczenia. Z mojego punktu widzenia znaczenie ma natomiast, kto jaki z tej poprawki chciał, mógł zrobić użytek - odpowiadał Michnik. I zaznaczał: - Nie przypuszczam, że pan przewodniczący Juliusz Braun dysponował tego rodzaju środkami materialnymi, wpływami politycznymi, żeby móc myśleć o tym, że będzie głównym graczem przy prywatyzowaniu drugiego programu, natomiast takimi możliwościami i wpływami dysponowali panowie Kwiatkwoski i Czarzasty i ich współpracownicy, bliscy przyjaciele, koledzy.
Szef "Gazety Wyborczej" podkreślał jednocześnie, że mówiąc wcześniej o prywatyzacji "Dwójki" opierał się na swoich hipotezach, bo o to był pytany. Mówił też jednak, że nie wierzy w zapewnienia prezesa TVP, że "nigdy on nie myślał, nie przewidywał, że nie było takiego planu prywatyzacji drugiego programu". - Bo o tym ćwierkały wróble na dachu - przypomniał.
- W całym tym rozumowaniu w ogóle nie było miejsca, kto formalnie zgłosił projekt konkretnego zapisu. Ja miałem wiedzę dziennikarską, że nad kształtem tego fragmentu, który przygotowywała Krajowa Rada czuwał sekretarz KRRiT pan Włodzmierz Czarzasty - mówił też Michnik.
Tłumaczył, że hipoteza o Kwiatkowskim brała się m.in. stąd, że zastanawiające jest zachowanie prezesa TVP w całej sprawie. Chodzi o to, że Kwiatkowski po rozmowie z Rywinem miał pójść do premiera, przedstawiając się jako wysłannik Agory ws. zapisów noweli o rtv. Kwiatkowski - jak zeznał Michnik - nie konsultował jednak tego z nikim z Agory, ani też z "GW". Nie zrelacjonował też Agorze, jak przebiegała rozmowa z premierem.
Michnik argumentował też, że w rozmaitych wypowiedziach prezesa TVP widzi "oburzenie na Agorę", natomiast nie widzi "żadnego oburzenia na pana Rywina". - A przecież to prezes Kwiatkowski jest de facto główną ofiarą, przy założeniu jego całkowitej niewinności, ofiarą tego, co zrobił pan Rywin. To on powinien być najbardziej oburzony, wstrząśnięty, zbulwersowany tą sprawą bo został oskarżony - wyjaśniał szef "GW".
Z protokołów KRRiT nie wynika jasno, że to Braun zgłosił poprawkę umożliwiającą prywatyzację "Dwójki". Szef KRRiT faktycznie jako pierwszy przeczytał zapis w tak zmienionej formie. Protokoły wskazują, że poprawka została naniesiona między dwoma kolejnymi posiedzeniami KRRiT przez prawników Rady. O tym, że tak było, przekonany jest sam Braun.
Michnik: sprawa jest przeciągana
Sprawa Rywina jest przeciągana przez prokuraturę, mam prawo obawiać się, że to będzie trwało w nieskończoność - oświadczył dzisiaj Adam Michnik przed komisją śledczą.
Jerzy Szteliga (SLD) dopytywał Michnika dlaczego wyjechał za granicę po opublikowaniu tekstu o aferze Rywina, czy przewidywał, że nawet w dniu publikacji tekstu o aferze Rywina może zostać poproszony o wyjaśnienie, o przedstawienie dowodów przez prokuraturę, a może kogoś upełnomocnił do przekazania tych dokumentów.
- Ja nie myślałem w kategoriach prokuratury, ja nie miałem jasności, jak się prokuratura w całej tej sprawie będzie zachowywała. Dzisiaj już mam jasność albo niejasność - jasną niejasność - odpowiedział Michnik.
Co to znaczy, panie redaktorze? - dopytywał Szteliga. - Jasna niejasność, to jest to, że ja w sposób jasny widzę, że ta sprawa jest przeciągana, że się wprowadza do śledztwa wciąż nowe wątki i mam prawo na podstawie swojej wiedzy o postępowaniu urzędu prokuratury obawiać się, że to będzie trwało w nieskończoność, ad Kalendas Graecas - odpowiedział Michnik.
Michnik:publikacja nie miała związku z prywatyzacją WSiP
Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik powiedział, że decyzja o publikacji artykułu "Ustawa za łapówkę" nie miała żadnego związku z wyłączeniem przez ówczesnego ministra skarbu Agory z negocjacji ws. zakupu WSiP.
Stanisław Rydzoń (SLD) zapytał Michnika, "czy publikacja 'Gazety Wyborczej' z dnia 27 grudnia 2002 'Ustawa za łapówkę' ma jakiś związek z wyłączeniem przez ministra Wiesława Kaczmarka Agory z negocjacji w sprawie zakupu Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych i danie wyłączności Muzie?".
- Nie, nie ma żadnego związku - odpowiedział Michnik.
Michnik:szefowie Agory nie mieli wpływu na datę publikacji
Prezes Agory Wanda Rapaczyńska i wiceprezes Piotr Niemczycki nie mieli wpływu na ustalenie daty publikacji tekstu w tzw. sprawie Rywina i nie znali tej daty - oświadczył Michnik. Zaznaczył, że decyzję w tej sprawie podjął sam.
Stanisław Rydzoń (SLD) pytał Adama Michnika o sprzedaż akcji przez członków zarządu Agory w grudniu 2002 r. "Proszę o ustosunkowanie się do pytania amerykańskiego udziałowca, w trakcie posiedzenia Rady Nadzorczej Agory, 5 września 2002 r., w którym to posiedzeniu pan uczestniczył, czy publikacja tekstu o aferze Rywina nie zaszkodzi cenie akcji Agory" - pytał Rydzoń.
Naczelny "GW" powiedział, że nie uczestniczył w całym posiedzeniu Rady Nadzorczej, której nie jest członkiem. "Zostałem poroszony przez Radę Nadzorczą, żebym zrelacjonował to, co mi wiadomo w sprawie Rywina" - odparł.
- Nawiązując do wypowiedzi amerykańskiego udziałowca, chciałbym jeszcze jedno pytanie: czy dlatego przed ukazaniem się publikacji w dniu 27 grudnia 2002 r. Piotr Niemczycki i Wanda Rapaczyńska sprzedali akcje - dopytywał poseł SLD.
Michnik mówił, że pytanie dotyczące sprzedaży przez panią prezes Wandę Rapaczyńską i pana wiceprezesa Niemczyckiego części swoich akcji (podkreślił, że była to część minimalna) jest pytaniem do nich, a nie do niego.
- Jednocześnie to pytanie, które zawiera bardzo niepokojącą sugestię. W jakiej oto znajdujemy się sytuacji. Fakt udokumentowany przestępczej próby korupcyjnej pana Lwa Rywina i ciągle ja mam wrażenie, że prawdziwych winnych się szuka wśród tych, którzy zdemaskowali korupcję. Jaki jest związek tego, że pani Rapaczyńska sprzedała 1,8 proc. wartości swoich akcji, żeby to się stało drugą informacją w głównym wydaniu 'Wiadomości' w TVP kierowanej przez pana prezesa Roberta Kwiatkowskiego, jaki to związek jest? - pytał Michnik.
- Mnie to niepokoi. Jeżeli ja czytam w 'Trybunie' - sprawa Rywina i Michnika. Jak ja mam to rozumieć i jak mają to rozumieć obywatele naszego kraju, którzy nie godzą się na tolerowanie korupcji? - dodał.
Szef komisji Tomasz Nałęcz (UP) powiedział, że poseł Rydzoń pytał, czy Michnik widzi jakiś związek pomiędzy konkretną datą publikacji (dotyczącej tzw. afery Rywina), a zbyciem akcji przez część akcjonariuszy, którzy o dacie tej publikacji mogli być poinformowani. Prosił o naczelnego "Gazety Wyborczej" o odpowiedź.
- Pani prezes Wanda Rapaczyńska i prezes Piotr Niemczycki nie mieli żadnego wpływu na ustalenie daty publikacji tego artykułu i nie byli o tym poinformowani. Decyzję podjąłem ja. Logika, którą się kierowałem była następująca: nie publikujemy tego przed zakończeniem negocjacji w Kopenhadze z UE i nie publikujemy tego, żeby nie fundować takiego prezentu naszym rodakom na Wigilię - odpowiedział Michnik.
- Decyzję o publikacji podjąłem ja i tego z kierownictwem Agory nie konsultowałem - dodał. - Nie widzę żadnego związku między tą transakcją, o której mowa, a datą publikacji - podkreślił.
- Co więcej, widzę wiele złej woli w eksponowaniu normalnej zgodnej z prawem transakcji... - mówił Michnik. Panie redaktorze, proszę nie oceniać woli posła zadającego pytanie, bo to nie mieści się w pana kompetencjach i sposobie wypowiedzi - przerwał mu odpowiedź Nałęcz.
Michnik podkreślił, że "absolutnie nie ocenia intencji pana posła". - Natomiast wiem, że jestem słuchany i oceniany. I uważam za swój obowiązek, w stosunku do opinii publicznej, przedstawić swój punkt widzenia w sposób najbardziej precyzyjny, jak potrafię - dodał naczelny "Wyborczej".
Michnik: badałem interesy biznesowe Rywina i prezesa TVP
Adam Michnik zeznał, że badając propozycje korupcyjną Lwa Rywina stawiał sobie pytania, jakie i z kim interesy prowadzi ten producent, jakie są jego kontakty biznesowe z prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim.
Poseł Jerzy Szteliga (SLD) pytał Michnika m.in., czy wywiad z szefową gabinetu politycznego Aleksandrą Jakubowską, a także prześledzenie chronologii prac nad projektem noweli ustawy o radiofonii i telewizji nie mogłoby wspomóc śledztwa dziennikarskiego "Gazety Wyborczej".
- Dla mnie w całej operacji Lwa Rywina w ogóle nie chodziło o kształt ustawy, o tym ze mną on w ogóle nie rozmawiał, z panią prezes Rapaczyńską również nie. On mówił: będziecie mieli ustawę, jaką chcecie, jeżeli zapłacicie przez Heritage Films (firma Rywina - PAP) na konto partii premiera 17,5 mln dolarów - tłumaczył Michnik.
- Więc, gdzie tu minister Jakubowska, tutaj miejsca nie było w ogóle, miejsce było: z kim interesy może prowadzić Lew Rywin, z kim interesy może prowadzić Heritage Films, ja sobie stawiałem pytanie, na które nie umiałem odpowiedzieć - zaznaczał szef "GW".
Kolejne pytania, o jakich mówił to: "czy był i jak wyglądały biznesowe kontakty pana prezesa Roberta Kwiatkowskiego i telewizji publicznej z Canal+, kierowanym przez pana Lwa Rywina".
- Ja usiłowałem zbadać, choć nie potrafiłem jak wyglądały przepływy pieniężne przy kooprodukcji, kiedy produkowano wspólnie film przez publiczną telewizję i Canal+ - powiedział Michnik.
Wspominał też, że kiedy badał inną "ścieżkę" - sekretarza KRRiT - to stawiał sobie pytanie: "jak to się dzieje że Muza, firma, w której pan Czarzasty jest współwłaścicielem, tak olbrzymimi pieniędzmi w postaci płatnych ogłoszeń umacniała pozycję finansową dziennika 'Trybuna'".
Michnik mówił, że wierzy, iż również posłowie z komisji uznają za interesujące "nie tylko interesy Michnika z Rywinem ale np. interesy prezesa Roberta Kwiatkowskiego z Rywinem", że będą potrafić przebadać "mechanizm, że o to firma, której współwłaścicielem jest pan Czarzasty wspomaga dziennik 'Trybuna', który jest de facto gazetą Lwa Rywina w tej sprawie".
Michnik: kluczem była prywatyzacja "dwójki"
Tym którzy w nas uderzyli, przysyłając Rywina, chodziło o władzę i pieniądze - powiedział dzisiaj Adam Michnik przed komisją śledczą. Całą sprawa była prowokacją przeciw "Agorze", a kluczem do niej była prywatyzacja drugiego programu TVP - mówił.
Jerzy Szteliga (SLD) poprosił Michnika o skomentowanie tego, że podczas nagranej przez niego rozmowy "Rywin w pewnym momencie mówi 'na tym papierze powinno być, warunki, zresztą ten papier istnieje tak na prawdę, Wanda mi go dała już, co byście chcieli tam mieć'". - Czy pan wie, co pani Wanda dała panu Rywinowi, jaki papier - zapytał poseł SLD.
- Był przygotowany dokument opracowany przez prywatnych nadawców, który był powszechnie znany, jeżeli ja dobrze to odczytuję to to jest ten dokument, który dała pani Wanda Rapaczyńska panu Rywinowi - odpowiedział Michnik.
Ale zaznaczył, że tę wypowiedź Rywina interpretuje nieco inaczej "on chce jakiegoś papieru - nie tego, który dostali już wszyscy, który był notorycznie znany, który był złożony, o ile ja pamiętam, przedstawicielom rządu, parlamentu itd. Ja rozumiem, że pan Rywin chciał otrzymać w tym momencie jakiś nowy papier, do którego mógłby dołączyć własne pismo przewodnie, które by zawierało informację, że Agora proponuje szefowi rządu, taką i taką sumę pieniędzy, by uzyskać pożądany kształt ustawy".
- I ja tak rozumiałem hipotezę prowokacji politycznej. Ja rozumiałem to w ten sposób, że pan Lew Rywin przychodzi z propozycją, w imieniu grupy sprawującej władzę, jak to on mówi, i celem całej tej operacji jest kompromitacja 'Gazety Wyborczej', kompromitacja Agory, po to by z jednej strony mieć polityczną korzyść w postaci unicestwienia pisma, które patrzy na ręce uwikłanym w korupcję politykom i biznesmenom, a z drugiej strony wyeliminowania, w momencie kiedy się będzie decydowała sprawa prywatyzacji drugiego programu, wyeliminowania z rynku potencjalnego, bardzo silnego gracza na tym rynku. I znowu śledztwo dziennikarskie poległo - nie udało się do tego dotrzeć - mówił Michnik.
- Kluczem jest sprawa prywatyzacji drugiego programu. O tym, że takie plany były, którym dziś pan prezes Kwiatkowski kategorycznie zaprzecza, o tym ćwierkały wróble na dachu. To znaczy ja po prostu - ja uczciwie powiem - nie daję wiary tym zapewnieniom, że w otoczeniu prezesa Kwiatkowskiego, w ciągu ostatnich dwóch lat, wśród jego kolegów, nie było rozmów o prywatyzacji drugiego programu - kontynuował.
- Chodziło o to, żeby uderzyć poprzez kompromitację w to, że może istnieć uczciwa spółka, że może istnieć uczciwa gazeta, która ma możliwość ekspansji na polskim rynku, tworzenia nowych miejsc pracy, płacenia podatków itd. I w moim rozumowaniu to był podstawowy mój błąd, podstawowa dziura intelektualna, w moim rozumowaniu przez długi czas ja szukałem motywu politycznego, ja szukałem motywu ideowego, a to był zupełnie inny motyw. I dlatego ja ciągle wbijałem zęby w ścianę. Ja w tym widziałem spór polityczny, bo mnie chodziło o politykę, o pewną wizję Polski. A tym, którzy w nas uderzyli wtedy przysyłając Lwa Rywina - im chodziło o władzę i pieniądze - powiedział Michnik.
Michnik: otrzymujemy wyrazy solidarności i podziękowania
Michnik powiedział, że otrzymał w ubiegłym tygodniu ponad tysiąc listów, telegramów i e-mali solidaryzujących się z nim.
- Przez miniony tydzień otrzymałem ponad tysiąc listów telegramów, e-maili od obywateli naszego kraju, którzy obserwowali prace komisji na bieżąco. Wszyscy ci ludzie przesłali mi słowa solidarności, nadziei, a nawet podziękowanie - powiedział Michnik w swoim oświadczeniu.
Dodał, że nie potrafi odpowiedzieć każdemu indywidualnie - Dlatego chciałem z tego miejsca bardzo serdecznie podziękować i zadeklarować, że traktuję te wyrazy sympatii jako zobowiązanie dla moich koleżanek i kolegów z 'Gazety Wyborczej', dla mnie, żebyśmy nigdy nie zeszli z drogi prawdy, żebyśmy zawsze znaleźli w sobie odwagę, by demaskować każdy przejaw korupcji, każdą nieuczciwość, (...), jaka pojawia się w naszym życiu publicznym - mówił szef Gazety.
Michnik: uważam 'Trybunę' za organ Lwa Rywina
Michnik powiedział, że uważa Trybunę za organ Lwa Rywina.
- Ja sobie usiłowałem poskładać fragmenty tego puzzla jakim była dla mnie debata wokół tej ustawy (o radiofonii i telewizji) - powiedział Michnik. - Dlatego, że próbowałem zrozumieć jakich interesów ten projekt bronił, jakim interesom zagrażał - dodał.
- Jeżeli ja się dzisiaj odwołuję nieraz do takich czy innych publikacji w 'Trybunie', którą uważam za organ pana Lwa Rywina, to nie z prostej pokusy błyszczenia erudycją, a tylko dlatego, że w moim głębokim przekonaniu te publikacje są fragmentem tego puzzla, prawdziwej wiedzy o tym, co wydarzyło się i się wydarza nadal w sprawie, o której rozmawiamy - mówił naczelny "Wyborczej".
Michnik: Jakubowska nie ma nic wspólnego ze sprawą Rywina
Od początku było dla mnie oczywiste, że minister Aleksandra Jakubowska nie ma nic wspólnego ze sprawą propozycji korupcyjnej Lwa Rywina - powiedział Adam Michnik podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą.
Odpowiadając na pytanie Jerzego Szteligi (SLD), czy autor artykułu w "Gazecie Wyborczej" Paweł Smoleński rozmawiał podczas śledztwa dziennikarskiego z Aleksandrą Jakubowską, wówczas wiceminister kultury, Michnik powiedział, że nie pamięta, ale nie przypuszcza by były takie rozmowy.
- Dlatego, że nazwisko pani minister Jakubowskiej w tej sprawie w ogóle się nie pojawiło. Nie wymienił tego nazwiska w żadnym momencie pan Lew Rywin i nie przypuszczam, żeby redaktor Smoleński tą ścieżką podążał - powiedział Michnik.
Dodał, że dla niego "od samego początku było oczywiste, że pani minister Jakubowska jest spoza tej sprawy i że to nie jest żaden trop w śledztwie" dotyczącym próby korupcyjnej.
Michnik powiedział, że Jakubowska bardzo aktywnie broniła stanowiska rządu, ale - jak mówił - "to nie miało nic wspólnego z próbą korupcyjną".
- Dla mnie takiego śladu w tej sprawie nie było. W żadnej mojej hipotezie nie było miejsca na to, że pani minister Jakubowska jakkolwiek może być włączona do grona osób podejrzanych o to, żeby byli mocodawcami, czy działali w jakiejś zmowie, czy we wspólnych ustaleniach z panem Lwem Rywinem - powiedział redaktor naczelny "GW".
Po przesłuchaniu sprawy bieżące
Szef komisji śledczej Tomasz Nałęcz (UP) zapowiedział, że dzisiaj najpóźniej o godz. 15. komisja zajmie się sprawami bieżącymi, czyli m.in. wnioskiem Zbigniewa Ziobry (PiS) o dostarczenie billingów rozmów premiera.
Nałęcz poinformował, że posłowie z komisji mają również omówić sytuację związaną z cofnięciem przez LPR poparcia dla wybranego z jej ramienia do komisji Bohdana Kopczyńskiego. Klub Ligi wykluczył też Kopczyńskiego ze swoich szeregów. LPR chce, by Kopczyńskiego zastąpił Roman Giertych. Sam Kopczyński nie zamierza rezygnować z pracy w komisji. Według niego, zarzutem pod jego adresem było m.in. to, że nie atakował Adama Michnika.
Komisja ma się też zająć wnioskiem Zbigniewa Ziobro (PiS) o ustalenie numerów telefonów premiera Leszka Millera oraz ministra ds. referendum unijnego Lecha Nikolskiego, a także dostarczenie billingów ich rozmów telefonicznych.
W swoim wniosku Ziobro domaga się, aby komisja śledcza zwróciła się do prokuratora generalnego o podjęcie czynności śledczych, takich jak ustalenie numerów telefonów - prywatnych i służbowych - Millera i Nikolskiego, ustalenie numerów telefonów sekretariatów obsługujących te osoby, ich kierowców, a także członków ochrony, jeśli te osoby korzystały z ochrony.
Poseł PiS domaga się zabezpieczenia książek wejść i kalendarzy prowadzonych przez sekretariaty Millera i Nikolskiego oraz o ustalenie, czy i kiedy szef rządu oraz minister Nikolski korzystali z urlopu w 2002 r. Wnioskuje też o zabezpieczenie dokumentów potwierdzających wejścia i wyjścia z Kancelarii Premiera.
INTERIA.PL/PAP