Jej zdaniem byłoby niedobrze, gdyby kwitła miłość pomiędzy premierem i prezydentem - Tusk i Komorowski nie muszą się przyjaźnić. - Już dziś wiem co będzie w raporcie komisji hazardowej - dodaje. - Tam nie ma nic o Schetynie - zapewnia. Konrad Piasecki: Laska marszałkowska dla Schetyny to ratunek czy marginalizacja, pani zdaniem? Julia Pitera: - Nie, absolutnie. Grzegorz Schetyna nie ma natury mebla, żeby go móc przestawiać z kąta w kąt, więc jak słyszę te komentarze śmieszne... Gazety nie mogą się dziś zdecydować. Jedne twierdzą, że to kara, inne, że nagroda. Pani zdaniem to nagroda? - Nie. Przede wszystkim stanowisko, które obejmuje się, to prestiż nie jest związany z samym stanowiskiem, ale związany jest z osobą, która je obejmuje. Tak więc taka jest pozycja marszałka, jaki jest człowiek, który ją sprawuje. A jaką pozycję marszałka-siebie zbuduje Schetyna? - Z całą pewnością zbuduje silną pozycję marszałka i dobrze. I to jest najlepszy kandydat na marszałka Sejmu, jakiego ma Platforma? - Jest to bardzo dobry kandydat, dlatego że poza wszystkim marszałek w jakiś sposób organizuje pracę Sejmu i rozmawia również z opozycyjnymi szefami klubów. To jest istotne. I tego straszliwie boi się Prawo i Sprawiedliwość, które mówi, że Schetyna nie jest łagodny jak baranek, i że będą konflikty i problemy. - Ależ oczywiście, że nie jest łagodny. Panie redaktorze, łagodny polityk to jest żaden polityk i dobrze pan o tym wie. Polityka jest ostatnim miejscem na bycie łagodnym. Proszę nie mylić tego z niegrzecznością. A może na marszałka Sejmu jakiegoś łagodnego trzeba by znaleźć? - Nie! To jest nieporozumienie. Panie redaktorze, polityk musi być zdecydowany, silny, dobrze wychowany, i te wszystkie cechy on ma. A nie jest tak, że afera hazardowa stawia przy tej kandydaturze znak zapytania? - Nie ma Grzegorza Schetyny w aferze hazardowej. Zapewniam pana, panie redaktorze, że ktokolwiek z Platformy miałby objąć tę funkcję, to by mu wyciągnięto, że w trzeciej klasie ściągał z matematyki. Ale czy nie należałoby jednak poczekać na raport komisji, który Grzegorza Schetyna oczyści i wtedy byłby pełnowymiarowym marszałkiem Sejmu bez tej afery hazardowej w tle. - Doskonale wiem, co będzie w tym raporcie z komisji. Proszę mi wierzyć. Oczywiście to będzie przeciągane. Skąd pani wie? - Ja po prostu już dzisiaj wiem. Zastanawiam się, jak będzie wyglądał ten końcowy raport, zwłaszcza, że PiS - zdaje się - szykuje swój własny. Będę bardzo zainteresowana, ponieważ doskonale wiem, że tam nie będzie żadnej z tych rzeczy, które bardzo chcieliby umieścić. I uważa pani, że ten raport Grzegorza Schetynę oczyści? - To nie chodzi o to, czy oczyści, jego tam po prostu nie ma. To, że ktoś kogoś spotkał i gdzieś z kimś rozmawiał, to naprawdę nic nie znaczy. Ja panu tylko przypomnę rozmaite biznesowe spotkania polityków PiS-u i słynny Rakom w sprawie sprzedaży drewna. Także wolałabym, żeby PiS raczej milczał. Jak spojrzymy na ten trójkąt - prezydent Komorowski, marszałek Schetyna, premier Tusk - miłość tam będzie kwitła, pani zdaniem? - To w ogóle nie chodzi o miłość. Byłoby niedobrze, gdyby miłość kwitła, panie redaktorze. Ale mieliśmy sympatie, mieliśmy szorstkie przyjaźnie, jeśli chodzi o kontakty wewnątrzpartyjne między prezydentem a premierem. Jak będzie tutaj? - Panie redaktorze, wydaje mi się, że przede wszystkim powinniśmy zrezygnować ze schematów, które nam służą do oceniania bieżącej polityki. Politycy się nie mają kochać, politycy wcale się nie mają przyjaźnić, nie muszą codziennie chodzić na wino. Natomiast rzecz polega na tym, że to musi być współpraca, która zaowocuje zmianami państwa i to jest istotne. Tylko, że pytanie, jak podległość w tej współpracy zostanie ułożona? Do tej pory było tak, że marszałek Komorowski był w hierarchii partyjnej politykiem podległym Tuskowi, jak będzie dzisiaj? - Panie redaktorze, ale chciałabym zwrócić uwagę, że wszyscy mamy wspólny cel i nawet jeżeli coś wydaje się, że się skończyło, bo zaczęło się coś innego, to jedno się niewątpliwie nie zmieniło. Nie zmieniło się to, że naszym wspólnym celem jest rozwój Polski i chcemy, żeby wszyscy ludzie w Polsce byli zadowoleni z tego, że żyją akurat tu i teraz. Komorowski będzie równorzędnym i równoprawnym partnerem Donalda Tuska? - Absolutnie. Nie będzie tak, że to Donald Tusk, nie chcę obrażać, będzie miał prezydenta-elekta, ale w pewnym sensie prezydenta na telefon? - Nie, absolutnie. To jest wykluczone. Natomiast z całą pewnością, tak jak powiedziałam, te cele są wspólne. Ja liczę na to i wiem, że tak będzie, że skutki tego będą dobre. Do tej układanki trzeba jeszcze dołożyć szefa klubu. Kto nim zostanie? - No nie wiem. Chodzą trzy nazwiska. Dzisiaj o godz. 13 mamy posiedzenie klubu i sądzę, że się dowiemy, ponieważ te porządki trzeba zrobić szybko ze względu na to, że marszałek składa mandat. Na jego miejsce wchodzi przewodniczący Schetyna, a przecież klub jest olbrzymi - ponad 270 parlamentarzystów musi mieć swojego przywódcę. Pani mówi trzy nazwiska. Ja słyszałem o Grupińskim, Jabłońskiej i Rybickim. - I Sławku Rybickim, tak. Kto najlepszym kandydatem? - Powiem szczerze, mam kłopot. To będzie mnie kosztowało bardzo dużo wysiłku. Kłopot bogactwa czy ubóstwa? - Nadmiernie jest to bogata - powiedziałabym - oferta. Naprawdę miałabym kłopot. Powie pani "czas na kobietę"? - W ogóle nie kieruję się tym w swoich ocenach. Nie, teraz Platforma jest za parytetami. Prezydent obiecywał. - Ale panie redaktorze, ja chcę naprawdę, żeby było jak najwięcej mądrych kobiet w polityce, ale naprawdę wyłącznie płeć nie może być kryterium wyboru. Mężczyzna, Grzegorz Napieralski, mówi: "Razem zmieniajmy Polskę". Czy pani to traktuje jako ofertę koalicyjną czy tylko takie uśmiechy, umizgi i sympatyczne gesty? - No wie pan, troszkę Grzegorz Napieralski się w trudnej sytuacji postawił tym swoim ostatnim wystąpieniem przed II turą wyborów. Ja byłam pewna, że zrobi to, co zrobił i uważam, że popełnił błąd, dlatego że jego elektorat wyraźnie oczekiwał deklaracji. Brak tej deklaracji pozwala oczywiście na różne interpretacje jego postawy politycznej. A pani tęskni za zamianą koalicjanta z PSL na SLD? - Nie. Z PSL-em pani dobrze? - Odpowiada za to premier i to od premiera zależy, kto jest koalicjantem, a premier się określił absolutnie jednoznacznie. Pani ludowcy w koalicji nie przeszkadzają? - No muszę powiedzieć, że to się zaczyna docierać coraz bardziej. Po trzech latach wypadałoby. - A jak pan wie, troszkę mieli koalicjanci, zwłaszcza do mnie, różnych pretensji, ale dzisiaj już rozumieją, że to co robię jest w interesie państwa i zaufania do władzy publicznej. Czyli koalicyjne rachunki krzywd wyrównane? - Nie, po prostu politycy muszą czasem zrozumieć, że rozmaitego rodzaju decyzje nie są przejawem wrogości. Przeciwnie są przejawem troski. Pani minister, muszę zapytać, przeprosi pani Mariusza Kamińskiego? - Panie redaktorze, nie komentuję wyroków sądowych. Nie chcę, żeby pani komentowała. Jaka będzie ścieżka prawna, bo jak spojrzałem, musi pani przeprosić w Polityce, Rzeczpospolitej, Dzienniku, TVN24 i TVP. Pomyślałem sobie, że to ruina finansowa. - Panie redaktorze, ponieważ to powiedział mój adwokat, mogę powiedzieć oczywiście - będzie wniesiona kasacja. Czyli będzie kasacja. A policzyła już pani, ile by te ogłoszenia kosztowały? - Nie panie redaktorze, nie liczyłam . Setki tysięcy.