Odlotowy senator
Dwa opóźnione samoloty, gigantyczna kolejka, wściekli ludzie i zamieszanie na lotnisku - tak wyglądała próba wejścia w piątek wieczorem do samolotu z Warszawy do Szczecina pijanego senatora SdPl Zbigniewa Zychowicza.
Jak opisuje i ilustruje zdjęciami "Fakt", senator miał problemy już z wyjściem ze służbowej lancii, która przywiozła go na Okęcie. Potem długo poszukiwał biletu, a kiedy wreszcie zjawił się przed stanowiskiem odlotów, okazało się, że nie może znaleźć dokumentów. Gęstniała kolejka pasażerów, komentujących zachowanie polityka słowami "ale nadżumiony".
W efekcie spóźnił się odlot samolotów do Szczecina i Katowic, a polityka najwyraźniej nie wpuszczono na pokład, bo po chwili ponownie pojawił się w hali odlotów i chciał oddać bilet.
Kiedy "Fakt" opowiedział wczoraj senatorowi o jego piątkowych perypetiach, był zaskoczony i zachowanie tłumaczył... chorobą.
Panie senatorze, tę chorobę widziało pół lotniska - konkluduje ""Fakt".
Ze Zbigniewem Zychowiczem udało się porozmawiać także reporterowi RMF. W rozmowie telefonicznej przyznał on, że w piątkowy wieczór był już wyjątkowo zmęczony obradami w Senacie, dlatego wziął leki i wypił kilka kieliszków wina. To wszystko dało taki, a nie inny efekt.
Senator przyznał, że już w drodze na lotnisko czuł się dziwnie. To złe samopoczucie było tak widoczne, że pracownicy lotniska nie wpuścili go na pokład samolotu.
- Ale dobrze się stało - mówi Zychowicz, bo dzięki temu mógł się wrócić po ważne dokumenty, których zapomniał. Patrząc jednak na zdjęcia, które zrobiono Zychowiczowi na lotnisku, trudno uwierzyć w jego zmęczenie czy chorobę.
Co teraz stanie się z senatorem? - Moja partia reaguje bardzo szybko. Mamy komisję etyki i senator może z partii wylecieć - mówi poseł Elżbieta Romero z SdPl. - Czuję się zażenowana - dodaje.
Senator Zychowicz był doradcą prezydenta Kwaśniewskiego.
RMF/PAP