Wyniki Barometru Fundacji Watch Health Care są dla Polski bezwzględne. W listopadzie 2022 roku na wizytę u lekarza-specjalisty czekaliśmy średnio 4,1 miesiąca. To o 1,2 miesiąca więcej niż w 2021 roku i o 0,1 więcej niż w 2019 roku. W 2020 roku, z powodu pandemii koronawirusa, badanie nie było realizowane. Skąd natomiast zauważalna różnica między 2019 i 2021 rokiem? Odpowiedzią jest jedna z fal pandemii COVID-19, która sprawiła, że Polacy radykalnie ograniczyli wizyty u lekarzy. Powodów do optymizmu jednak nie ma, bo czas oczekiwania na termin u specjalisty wydłuża się w Polsce od lat. W 2018 roku wynosił 3,4 miesiąca, w 2017 - 2,9, a w 2016 i 2015 - 2,4. Przy czym należy pamiętać, że są to i tak wyniki uśrednione dla wszystkich specjalizacji. Jeśli wyjmiemy poszczególne dziedziny medycyny, sytuacja robi się o wiele poważniejsza. Nagle okazuje się bowiem, że na termin u ortodonty czekamy aż 11,7 miesiąca, u neurologa dziecięcego - 11, a u chirurga naczyniowego - 9,1. O pogarszającej się w tym względzie sytuacji alarmowała ostatnio Lewica w swoim "Raporcie o stanie państwa". Równie źle co w przypadku konsultacji u specjalistów wygląda sytuacja, jeśli chodzi o realizację świadczeń medycznych w poszczególnych specjalizacjach. Średni czas oczekiwania to 3,4 miesiąca. Patrząc na poszczególne wycinki systemu ochrony zdrowia, dane prezentują się znacznie gorzej. W neurologii pacjent musi czekać średnio 10,4 miesiąca, w ortopedii i traumatologii ruchu - 10,2, a w stomatologii i chirurgii plastycznej - 8,4. Na drugim biegunie znajdują się radiologia onkologiczna (0,5 miesiąca) czy neonatologia (0,7). Nawet na zwykłe badanie lekarskie czekaliśmy w listopadzie 2022 roku średnio 2,5 miesiąca, czyli o 0,6 miesiąca więcej niż rok wcześniej. Tu niechlubnym rekordzistą jest badanie USG oka - od rejestracji do wizyty upływa bowiem aż 7,7 miesiąca. Podobnie długo czekamy na badanie audiologiczne metodą elektrofizjologiczną (7,5) i badanie endoskopowe jelita grubego (7). Zdrowie priorytetem Polaków Nic dziwnego, że powyższe liczby znajdują swoje odzwierciedlenie w obawach i frustracjach Polaków. Pokazują to kolejne badania opinii publicznej. Krytycznie działalność Narodowego Funduszu Zdrowia ocenia aż 60 proc. Polaków, pozytywnie - niespełna jedna trzecia. To dane z sondażu CBOS z marca 2023. Co ciekawe, łagodni w ocenach dla NFZ są głównie starsi Polacy (powyżej 55. roku życia), mający prawicowe poglądy, praktykujący religijnie, posiadający wykształcenie podstawowe i zasadnicze zawodowe, a także uzyskujący miesięcznie dochód poniżej 2 tys. zł na osobę w gospodarstwie domowym. Negatywne zdanie o Funduszu mają natomiast najczęściej Polacy pomiędzy 25. a 44. rokiem życia, mieszkający w dużych miastach, posiadający wyższe wykształcenie, pracujący w sektorze prywatnym (zwłaszcza kadra kierownicza, specjaliści, pracownicy usług, przedsiębiorcy), niepraktykujący religijnie i światopoglądowo bliżsi lewej stronie. O tym, jak ważne dla Polaków stało się zdrowie doskonale świadczy też marcowe badanie UCE Research dla Business Insider Polska. W czołowej czwórce problemów najbardziej doskwierających Polakom aż trzy miejsca zajęły kwestie związane z ochroną zdrowia. Na drugiej pozycji znalazło się skrócenie kolejek do lekarzy (34,62 proc.), na najniższym stopniu podium skrócenie kolejek do lekarzy-specjalistów (31,73), natomiast na czwartym miejscu Polacy wskazali obniżenie cen leków (26,15). Mówi prof. Andrzej Fal, prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego: - Te wyniki pokazują, że nie można ignorować rosnących kolejek, bo to droga donikąd. To uspokaja mnie, że nikt z odpowiedzialnych za publiczną ochronę zdrowia nie zignoruje problemów, bo będzie to w rażącej kontrze do tego, czego chcą Polacy, a więc wyborcy. Pieniądze, ludzie, COVID-19 Powody fatalnej sytuacji w publicznej ochronie zdrowia od lat są niezmienne - zbyt niskie nakłady finansowe oraz coraz mocniej dające się we znaki braki kadrowe. - Problem braków kadrowych związany jest z małą liczbą absolwentów kierunków medycznych, małą liczbą miejsc specjalizacyjnych, niską atrakcyjnością niektórych specjalizacji (np. psychiatrii). Te problemy w dużej mierze wynikają z niskich nakładów finansowych. Kształcenie medyków jest bardzo kosztochłonnym procesem - analizuje w rozmowie z Interią prof. Michał Wróblewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zajmujący się socjologią medycyny, zdrowia i choroby prof. Wróblewski wskazuje, że innym palącym problemem polskiego systemu ochrony zdrowia jest kwestia wyceny świadczeń medycznych. Jak mówi, nierzadko jest ona absurdalnie niska, przez co wpędza wiele placówek medycznych w spiralę zadłużenia. Koszty oferowanych usług medycznych są bowiem o wiele wyższe niż ich wycena dokonywana przez NFZ. - Ta niska wycena powoduje, że niektóre usługi stają się dla placówek nieatrakcyjne, gdyż ich świadczenie rodzi duże ryzyko ekonomiczne. A gdy usługi znikają z jednych placówek, to w innych wydłużają się kolejki - podkreśla prof. Wróblewski. Odczuwalne stało się to zwłaszcza w dobie szalejącej inflacji, gdy koszty zabiegów medycznych wzrosły skokowo. Widać to też po zadłużeniu polskich szpitali - wynosi ono już niemal 20 mld zł, czyli dwukrotnie więcej, niż gdy Zjednoczona Prawica przejmowała władzę. Poza tym, chociaż nominalnie nakłady na ochronę zdrowia z roku na rok rosną, to medycy podkreślają, że z powodu wieloletnich zaniedbań dalej są one mocno niewystarczające. Raport OECD z 2021 roku pokazał, że w przeliczeniu na jednego mieszkańca Polska wydaje na ochronę zdrowia mniej niż połowę średniej unijnej. Po pandemii koronawirusa do finansów i kadry medycznej doszedł jeszcze jeden poważny problem - tzw. dług zdrowotny, czyli konsekwencje utrudnienia pacjentom dostępu do opieki medycznej w czasie pandemii. - Po tym natłoku pandemicznym nie zrobiliśmy rachunku sumienia - mówi Interii prof. Andrzej Fal. I dodaje: - Trzeba posprzątać po okresie pandemii - ile mamy odrobić, gdzie mamy najkrótszą kołderkę, ile trzeba doszyć, żeby ta kołderka była wystarczająco długa. Ustawy i ustalenia sprzed pandemii są dzisiaj nieważne, nic nie znaczą. Nie tylko u nas w Polsce, ale na całym świecie. Budżety projektowane na opiekę zdrowotną i opiekę społeczną są w tej chwili weryfikowane i zmieniane. Musimy zrobić to samo. Jak wybrnąć z patowej, wydawałoby się, sytuacji? Prof. Michał Wróblewski uważa, że rozwiązaniem jest nie tylko zwiększenie finansowania ochrony zdrowia, ale przede wszystkim zmiana organizacji systemu w stronę większej centralizacji. Tylko tak państwo może przywrócić sterowność całego systemu opieki zdrowotnej. Kluczowa jest tu jednak ścisła współpraca ze środowiskiem medycznym, co od lat stanowi nie lada wyzwanie. - Rozumiem, że to proces trudny, ponieważ lekarze to silna grupa interesu, niemniej, jeżeli ma to się udać, nie widzę innego wyjścia - podsumowuje socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.