Na wyborach da się zarobić
W autobusach i w biurach typujemy wyniki wyborów. Jeśli trafimy, zostanie nam satysfakcja. Ale na wyborach można też zarobić.
Na dobry początek można zyskać nawet 700 złotych! Ale po kolei...
Oczywiście na wyborach najwięcej do zarobienia (lub stracenia) mają politycy. W ciągu czterech lat kadencji poseł może zarobić w sumie ok. pół miliona złotych. Nic dziwnego, że partie zaciekle walczą o jak najlepszy wynik i nie skąpią na ten cel pieniędzy. Jak podaje najnowszy "Newsweek", liderem, jeśli chodzi o wydatki na kampanie prezydencką i parlamentarną jest Platforma Obywatelska. Ugrupowanie Donalda Tuska wyda w sumie ok. 31 milionów złotych. Jak na razie te pieniądze przekładają się na wyniki w sondażach.
Co ciekawe, drugie miejsce pod względem wydatków zajmuje SLD z 22 milionami przeznaczonymi na kampanię. A gdyby nie przedwczesne wycofanie się z wyborów Włodzimierza Cimoszewicza, kwota ta byłaby jeszcze większa.
Skąd biorą się te pieniądze? Po części z wpłat zwolenników, ale w dużym stopniu z kredytów. Szczególnie chętnie przyznaje je politykom bank PKO BP. Z jego oferty skorzystały m.in. PO, LPR i Samoobrona. Oprocentowane na 6 proc. w skali rocznej kredyty trzeba spłacić w ciągu roku.
Największe partie operują kwotami niedostępnymi dla przeciętnego człowieka. Ale przeciętni ludzie również chcą zarobić na wyborach. W sieci od dawna pojawiały się oferty sprzedaży atrakcyjnych przed wyborami adresów. I tak za tysiąc złotych można było nabyć prawo do strony lepper.pl. Tańsza była domena partia-demokratyczna.pl - jedynie 50 złotych.
Nie zabrakło też osób, które wystawiły na sprzedaż swój głos. Cena? Już od jednej złotówki. Chociaż znaleźli się i tacy, którzy za pójście do urny i zagłosowanie na wybranego kandydata żądali nawet kilkaset złotych! Problemem mogłoby być jedynie udowodnienie ewentualnemu nabywcy, że transakcja została zrealizowana zgodnie z umową. Bo z kabiny w lokalu wyborczym możemy korzystać tylko pojedynczo...
Zupełnie inną ofertę proponują internautom założyciele Fundacji na Rzecz Demokracji Internetowej POLIDEA. Ich serwis to gratka dla wszystkich, którzy pasjonują się polityką i chcą przy okazji w wymierny sposób sprawdzić zasób swojej wiedzy. Na stronie Fundacji wszyscy chętni mogą zakładać się o przebieg wydarzeń politycznych w Polsce i na świecie. Nagrodą jest sława i uznanie wśród internautów, ale pomysłodawcy Polidei chcą wprowadzić zakłady na pieniądze.
Jednak serwis oprócz zabawy niesie też wartości naukowe. Okazuje się, że zgodnie z matematyczną teorią gier uproszczonych, średnia wartość wyciągnięta z zakładów zawieranych przez uczestników może być bliższa rzeczywistości niż wyniki sondaży renomowanych ośrodków badania opinii publicznej.
- Udało nam się trafnie przewidzieć wyniki wyborów na Ukrainie i w Stanach Zjednoczonych - chwali się w rozmowie z INTERIA.PL prezes Polidei Tomasz Stępień. O tym, jak pójdzie im z wyborami w Polsce, przekonamy się już niebawem.
A co ze wspomnianymi przez nas na początku 700 złotymi, które można zyskać na wyborach? Otóż "polideowcy" ogłosili konkurs, a w nim na osobę, która najtrafniej wytypuje wynik wyborów parlamentarnych 2005, czeka taka właśnie kwota.
A swoją drogą w naszym kraju żadna z firm bukmacherskich nie zdecydowała się na wprowadzenie do swojej oferty zakładów politycznych. To powszechna praktyka wśród zachodnich firm. Na stronie jednej z nich już na miesiąc przed śmiercią Jana Pawła II można było nawet... wytypować nazwisko nowego Ojca Św. Co ciekawe, większość zakładających się trafnie obstawiała Josepha Ratzingera.
Z kolei na innej z witryn można zakładać się, kto zostanie w 2008 r. prezydentem USA, lub który z amerykańskich polityków jako następny uwikła się w skandal seksualny. Nam udało się dowiedzieć, że jedna z polskich firm bukmacherskich rozważa wprowadzenie zakładów politycznych na nasz rynek. A wtedy na wyborach będą mogli zarobić nie tylko politycy...