Jak podaje Ministerstwo Obrony Narodowej, obecnie w Wojsku Polskim pod bronią mamy ponad 187 tysięcy żołnierzy (m.in. żołnierze zawodowi, terytorialnej służby wojskowej, dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej). W 2015 roku było to 95 tysięcy. Resort pytamy też o dane dotyczące rezygnacji ze służby w ostatnich latach. - Nie otrzymasz ich lub będą zaniżone - mówi Janek (imię zmienione), szeregowy żołnierz niebawem odchodzący "do cywila". Ma rację. MON milczy. Zamiast tego dostajemy informacje o "rekordowym wstępowaniu do wojska w ubiegłym roku". "Szczegółowe informacje dotyczące liczby żołnierzy aktywnej i pasywnej rezerwy są informacjami wrażliwymi, dotyczą bowiem potencjału obronnego Sił Zbrojnych RP" - dodaje ministerstwo w oświadczeniu. Pytamy też o powody wypowiedzenia stosunku służbowego. "Żołnierz zawodowy może w każdym czasie wypowiedzieć stosunek służbowy bez podawania przyczyny" - czytamy. "Dopychanie" liczb Janek otwarcie mówi, że miał dość. - Wyobraź sobie, że w danej jednostce masz limit np. 900 żołnierzy. Za to, by jej stan się zgadzał, odpowiada dowódca. Jeśli liczby "nie grają", nie dostanie on awansu. Luki "dopychają" ludźmi z dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Szczególnie widoczne było to podczas wzmożonych problemów na granicy z Białorusią - opowiada Interii Janek. - W wojsku jest mnóstwo karierowiczów. Nie patrzą na umiejętności żołnierzy. Ważne, by zdobyć kolejny stołek. Nie chcą też puszczać ludzi "do cywila". Ile musiałem się nasłuchać i nachodzić, by taką zgodę dostać i by nie porwano kartki z podaniem na moich oczach, bo "przecinek jest źle postawiony". Takie sytuacje mają miejsce. W ten sposób spowalniają procedurę odejścia. To jest, k..., niewolnictwo - dodaje. "Ponad połowa miejsc wolna" Janek mówi nam o blokowaniu możliwości rozwoju w wojsku i realnych wakatach. - Gdy oznajmiasz, że chcesz opuścić jednostkę, nagle dają ci możliwości awansu, rozwoju, kursów, szkoły podoficerskiej. Łapią się wszystkiego, byle tylko cię zatrzymać. Rzeczywistość jest następująca: u mnie w kompanii mamy 60-kilka etatów, z czego 50 na szeregowego. W tym momencie jest nas około 30, czyli połowa miejsc wolna. Rozmawiamy też o pracy obecnego ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka. - Trzeba to przyznać, sprzęt zmodernizowano, co roku dostajemy też podwyżki - nie są może tak znaczące, ale sam fakt działa na korzyść. Raz lub dwa razy w roku każdy otrzymuje motywacyjne. Natomiast nie zgodzę się z tą łatwością rozwoju, masą kursów, awansami. Ludzie służą po 15 lat i są szeregowymi. Co roku na każdą jednostkę spływa ogromna pula pieniędzy do podziału między żołnierzy. Gdyby uczciwie to rozdawano, w ciągu roku dostawalibyśmy pięć-siedem tysięcy złotych nagrody. Tymczasem dostajemy tak 500-600 złotych, a ci postawieni wyżej biorą resztę. Atmosferę wśród żołnierzy podgrzewa polityka. - Mocno uderzało mnie to w czasie kampanii wyborczej. Przyjeżdża minister, a my mamy pokazywać się u jego boku i udawać, że wszystko jest dobrze. Za jego czasów może i powstało więcej jednostek, choć tworzonych bezmyślnie. Tak jak mówiłem, patrzą na liczbę, a nie faktyczną "jakość" żołnierzy. Trochę jak w "Misiu". Przemocowi dowódcy Janek podkreśla też występowanie przemocy psychicznej. - Nie wiesz, czy dziś dowódca nie będzie miał złego humoru i nie wyżyje się na tobie. Niedawno braliśmy udział w dużych ćwiczeniach. Kolega oczekiwał przyjścia na świat dziecka. Poprosił pułkownika, by na dzień porodu mógł pojechać do szpitala. Ten odpowiedział, "że ma wy..., a syna może zobaczyć przez kamerę". Masz wtedy w sobie duże rozgoryczenie, gdyż wiesz, ile ty poświęcasz, a z jakim traktowaniem się spotykasz. Jesteśmy zmarnowani i zaczynamy szukać innej ścieżki. Co zatem z kontrolami? Nasz rozmówca przyznaje, że występują, ale "wystawiani są wtedy odpowiedni ludzie". Trudno jest nie tylko odejść, ale nawet przenieść do innej jednostki. - Łatwiej chyba wygrać w totolotka. Moja rozmowa z pułkownikiem na ten temat trwała dwie minuty. Spojrzał na dokument, potem na mnie i powiedział, że jestem poj..., jeśli myślę, że się zgodzi. Nasz rozmówca chce w przyszłości wrócić do wojska, ale teraz - po zakończeniu okresu wypowiedzenia - robi sobie przerwę. - Odetchnę, ochłonę. Oni niech łatają dziury nowymi dobrowolnymi, dla których najpierw są mili, a gdy tylko dostają kontrakt, zaczynają się krzyki. Niektórzy po kilku dniach składają kwity "do cywila" i idą na trzymiesięczne L4 - opowiada i dodaje: - Nam, żołnierzom, naprawdę zależy na tym, by mundur był chlubą i nie opluwali go ludzie na niego niezasługujący. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: aleksandra.cieslik@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!