Lustracyjna rewolucja
Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, że wszyscy mogą zajrzeć do akt w Instytucie Pamięci Narodowej, byli esbecy już zgłaszają się do Instytutu. Czeka nas rewolucja w lustracji.
Janusz Kurtyka, dyrektor krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej i zwycięzca niedawnego konkursu na prezesa Instytutu, powiedział INTERIA.PL, że już następnego dnia po orzeczeniu Trybunału, iż przepisy ustawy o IPN, które uzależniają prawo do dostępu do dokumentów i do sprostowania informacji od uzyskania statusu pokrzywdzonego, są sprzeczne z konstytucją, w oddziale odebrano kilkanaście telefonów od byłych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL zainteresowanych swymi aktami.
- Po tym pierwszym dniu fala jednak opadła - mówi dyr. Kurtyka i dodaje, że na razie żaden były esbek do akt na swój temat nie zajrzy z powodów formalnych. - Nie ma jeszcze bowiem uzasadnienia werdyktu Trybunału, a dopiero po nim władze IPN wydadzą zarządzenie, które ureguluje odpowiednie procedury - tłumaczy. Niemniej zainteresowania byłych esbeków spodziewać się należy.
Przypomnijmy, iż wyrok Trybunału w tej sprawie zapadł 26 października, a sędziowie zajęli się tą sprawą na wniosek rzecznika praw obywatelskich Andrzeja Zolla. Cała dotychczasowa filozofia udostępniania materiałów zgromadzonych w Instytucie musi się po tym wyroku zmienić.
Wyrok podważa sens pracy?
Szybkie zainteresowanie byłych funkcjonariuszy peerelowskich służb możliwością wglądu do akt na swój temat stwierdzono także w katowickim oddziale IPN. - Zgłoszenia od osób spoza dotychczasowego grona pokrzywdzonych były - potwierdza Jolanta Nowak, naczelnik Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN w Katowicach.
Instytut będzie zatem musiał otworzyć archiwa dla byłych agentów oraz funkcjonariuszy bezpieki. I przyjmie też bardziej liberalną definicję współpracy z SB. To, że nawet byli esbecy zyskują możliwość "sprostowania" i uzupełnienia informacji w teczkach, nie specjalnie cieszy jednak pracowników IPN.
- Wiele spraw związanych z działalnością Instytutu idzie w złym kierunku. Z nadzieją czekamy na zmianę Ustawy o IPN i wybór nowego prezesa Instytutu przez Sejm - nie kryje w rozmowie z INTERIA.PL Ryszard Terlecki, szef Biura Edukacji Publicznej w krakowskim IPN. Wprawdzie nie przewiduje zalewu wniosków o dostęp do akt od byłych esbeków, ale uważa, że orzeczenie Trybunału zmienia podstawowe zasady dotychczasowego funkcjonowania Instytutu.
- Jeżeli ktoś robił coś przez lata i nagle okazuje się, że to nie jest zgodne z prawem, to robi się to niepoważne - mówi. A wyrok Trybunału rzeczywiście podważa sens nadawani statusu pokrzywdzonego np. byłym opozycjonistom, skoro ich dawni prześladowcy także będą mogli "grzebać" w aktach.
- Uważam, że powinno się znieść status pokrzywdzonego i opracować nowy tryb udostępnienia akt - powiedział Janusz Kurtyka "Rzeczpospolitej" tuż po ogłoszeniu wyroku w tej sprawie. - Z orzeczeniami Trybunału się nie polemizuje. Ale to zmienia filozofię działania Instytutu o 180 stopni - nie miał wątpliwości.
Lustracyjna rewolucja
Sędziowie uznali również, że przygotowywanie materiałów publicystycznych nie jest wystarczającą podstawą udostępnienia akt IPN dziennikarzom. Zatem agent zajrzy do teczki na swój temat, a publicysta zainteresowany inwigilacją jakiegoś środowiska opozycyjnego z lat 80. - niekoniecznie.
Mimo to niektórzy politycy dostrzegają dobre strony wyroku Trybunału. - To orzeczenie - powiedział Jan Rokita dziennikarzom po werdykcie - de facto wymusza likwidację dotychczasowego mechanizmu lustracji w Polsce i pełne otwarcie archiwów. - Pod tym względem spełnia się to, o czym marzyłem od dawna - dodał.
Lider PO przypomniał, że w Polsce skonstruowano proces lustracyjny nie w oparciu o zasadę, że "kto jest agentem, musi ponieść odpowiedzialność", tylko na zasadzie: "kto kłamie w sprawie tego, że jest agentem, musi ponieść odpowiedzialność". - Skoro każdy może sprawdzić, co dokładnie jest na jego temat w archiwach, to nikt nie będzie kłamał - ocenił.
To zacieranie różnic między pokrzywdzonymi a krzywdzącymi - orzekli też politycy. Tak stwierdził np. lider LPR Roman Giertych.
Zadowolony jest natomiast wnioskodawca, prof. Andrzej Zoll. Stwierdził, że należy przystąpić do prac nad nową ustawą o IPN. Podkreślił też po wyroku, że zaskarżając przepisy, miał na myśli nie problemy byłych agentów, ale osoby, którym IPN nie nadał statusu pokrzywdzonego, w tym takie, co do których była np. informacja o podpisaniu zobowiązania do współpracy, ale później tej współpracy nie było. - Chciałem na to spojrzeć z punktu widzenia i ojca Hejmy, i pana Przewoźnika, i pani Niezabitowskiej, którym postawiono zarzuty, a które nie mają możliwości bronienia się bez możliwości zobaczenia, co na ich temat w aktach zostało zebrane - mówił Zoll.
P.o. prezesa Instytutu, Leon Kieres, nie obawia się napływu tłumów chętnych do obejrzenia teczek, choć liczy się ze wzrostem zainteresowania aktami. IPN już przygotowuje się organizacyjnie do nowej sytuacji.
Instytut dotychczas odmówił statusu pokrzywdzonego ponad 13 tys. osób (ok. 12 tys. odmów nastąpiło z racji niezachowania się materiałów służb PRL na temat danej osoby); ok. 7 tys. osób ten status przyznano.