- Skończył się czas fotografowania z Janem Pawłem II, rozpoczął się czas studiowania Jego myśli. (...) Widzimy wielką tęsknotę za Janem Pawłem. Papież podbił serca, bo naprawdę kochał ludzi - dodał ks. Boniecki. Konrad Piasecki: W "Kontrwywiadzie" Adam Boniecki - redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". Dzień dobry. Ks. Adam Boniecki: - Dzień dobry. Po pięciu latach od śmierci Jana Pawła II ma ksiądz poczucie, że coś w nas zostało z tamtych emocji, uczuć i przede wszystkim ze składanych wtedy deklaracji? - Wiadomo, że krzywa uczuć i emocji z natury rzeczy rośnie do pewnego punktu i później zaczyna spadać. To było do przewidzenia, że ten stan emocjonalny tak wielki, jak był w momencie odchodzenia, nie będzie trwał wiecznie. Było wtedy takie pytanie: co z tego zostanie i czy były to tylko emocje? I został w nas jakiś trwały ślad tamtych emocji? - W moim przekonaniu ta pamięć, czy ta obecność - ona jest bardziej zróżnicowania, niż wtedy. Wtedy to było takie dość jednolite uniesienie bólu, wdzięczności, zjednoczenia w tym pożegnaniu. W tej chwili, z czasem, kiedy emocje siłą rzeczy opadły, to się zmieniło. Myślę, że został mało spektakularny, ale bardzo poważny nurt studiowania tego, co papież powiedział. Skończył się czas fotografowania z Janem Pawłem II, a zaczął się czas wchodzenia w jego nauczanie. Drugi nurt to jest nurt emocji czy sentymentów - takich "pobożnościowych", religijnych. Myślę, że to jest w Polsce, w takiej prywatnej pobożności, która prosi o wstawiennictwo Jana Pawła II. Ale nie ma ksiądz obawy, że to jest naskórkowe, że to jest powierzchowne? - Spotkałem ludzi, dla których to jest bardzo głębokie i ważne. Jest jeszcze trzeci nurt, który jest niezwykle irytujący. Jest to jakaś pewnie potrzeba, ale też produkowanie tej potrzeby przez wyszukiwanie jakichś historyjek, jakichś niezwykłości - konstruowanie świętości Jana Pawła II na miarę wyobrażeń świętości autorów. W tym mnóstwie książek zaczynają w tej chwili jakoś tak dominować: cuda Jana Pawła II, kompletna księga cudów Jana Pawła II? Te opowieści o nim... Ja nawet w "Tygodniku" wybrałem bukiecik różnych bzdur, które się o nim pisze. To mnie martwi. - Cała akcja modlitwy o rychłą, jak to się mówi, beatyfikację Jana Pawła II, jest zrozumiała poniekąd. Chciałoby się, żeby został uznany; że to co wiemy, żeby zostało oficjalnie przez Kościół przypieczętowane. Z drugiej strony nasuwa się pytanie: komu jest to potrzebne i do czego. Wpisanie go w ten album świętych zawsze grozi tym, że się zacznie go modyfikować - żeby do naszych wyobrażeń o świętości lepiej pasował. Trochę się go odczłowieczy, trochę się go udziwni, dopisze mu się różne cuda - prawdziwe czy imaginowane - i w pewnym momencie będzie to taki święty, który był święty, ale nas to nie dotyczy - my nie jesteśmy tacy jak on i koniec. W tym nurcie - może takiej ludycznej, ludowej - potrzeby świętości i hagiografii mieściło się też wtedy - przed pięciu laty - takie oczekiwanie, że śmierć i życie Jana Pawła II przeobrażą Polskę i Polaków, że będziemy inni. To było chyba jednak nieuprawnione, nie uważa ksiądz? No w takich momentach wyobraźnia, oczekiwania i "chcenia" tak działają. Trudno było sądzić - ktoś, kto spokojnie myślał - żeby jedno wydarzenie, jeden człowiek mógł kompletnie zmienić styl wielkiego społeczeństwa? Myślę, że ten wpływ jest widoczny, on nie nosi etykietki "made in Jan Paweł II"... "Made by John Paul II". - ...ale pewne rzeczy dzięki niemu w mentalności polskiej się zmieniły. Pewne rzeczy są dzięki niemu nie do pomyślenia. Pewien rodzaj kazań, pewien rodzaj myślenia właściwie dzięki niemu? On pokazał coś, nie tylko powiedział. To weszło w świadomość. A kiedy ksiądz rozmawia z wiernymi, kiedy ksiądz ich spowiada, ludzie potrafią powiedzieć wprost: "Brakuje mi Jana Pawła II"? - Oczywiście, że brakuje. To jest taki fenomen szczególnie widoczny we Włoszech, gdzie ta tęsknota za Janem Pawłem II jest ogromna, jak to u tych ludów śródziemnomorskich, emocjonalnych, nagrzanych w słońcu. To jest tak wielkie, że oni nie lubią Benedykta XVI z tego powodu. Nie wszyscy, ale wielu nie lubi Benedykta. Myślę, że główna pretensja do niego jest o to, że nie jest Janem Pawłem II. Tym bardziej, że on po prostu podbił serca ludzkie, dlatego że on naprawdę kochał ludzi. Pytałem, czy wiernym brakuje Jana Pawła II. A czy księdzu brakuje Karola Wojtyły? - No już jestem w takim wieku, że muszę się pogodzić z tym, że ci ludzie, którzy byli filarami świata, w którym się kształtowałem; którzy byli od zawsze, odkąd sięgam pamięcią, oparciem, autorytetem - że ci ludzie odchodzą. Czy tych ludzi brakuje? Oczywiście, że brakuje. To jest taka tęsknota za młodością i za poczuciem bezpieczeństwa. Więc w tym sensie oczywiście, że brakuje - w sensie osobistym. Było cudownie, gdy człowiek przyjechał do Rzymu i został zaproszony na śniadanie czy na kolację do papieża. To były takie przeżycia, które Wałęsa zupełnie trafnie określił, że to jest ładowanie baterii. Było coś takiego, jak się wychodziło od papieża, to było się jakimś takim uskrzydlonym, mocniejszym, pogodniejszym. Coś takiego było i sądzę, że to nie wino, które podawano na kolację, ale to obecność i spotkanie z tym człowiekiem. Jakieś promieniowanie dobrej energii, może łaski bożej tam się dokonywało. No tego nie ma. Można nad tym płakać, a można się cieszyć, że było mi dane tyle lat znać tego człowieka i czerpać z niego... - Muszę powiedzieć, że bardziej dominuje we mnie poczucie wdzięczności za to, co było mi dane niż taka nostalgia. Na starość to już się tak reaguje.