Korzystam z prawa odmowy zeznań
Praca "Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki" jest jedną z ważniejszych książek, jakie zostały wydane przez IPN. I to nie tylko z powodu postaci, której jest przeznaczona.
Zebrane w tomie dokumenty - w sumie jest ich sto trzydzieści - stanowią opowieść nie tylko o odwadze, patriotyzmie księdza. Okazują się również opowieścią o tym, czym była zdrada, ale i o tym jak skomplikowana była jej twarz. A przy tej z kolei okazji książka ukazuje jak odpowiedzialna, delikatna jest praca historyków usiłujących przedstawić tamten czas, tamtych ludzi i ich uwikłania.
Dla władz PRL, na serio, ksiądz Popiełuszko zaistniał dopiero w stanie wojennym, w roku 1982. W czasie, w którym - jak sformułował profesor Jan Żaryn we wstępie otwierającym książkę - polski Kościół "okazał się prawdziwym azylem wolności, tak dla wierzących, jak i niewierzących".
W tamtych tygodniach ambona stała się rzeczywistym medium oddanym przez proboszczów i ich wikariuszy narodowi. Początkowo przypadek księdza Popiełuszki ginie wśród masowości tego zjawiska. Szybko jednak jego postawa, treść głoszonych kazań zwracają uwagę odpowiednich władz. To "wyróżnienie" oznacza m.in. zbliżenie do niego agentury.
Donos za dwa tysiące
Pierwszym TW - jak wynika z książki - który dotarł do żoliborskiego kościoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki, był działacz KPN Tadeusz Stachnik "Tarcza" (także "Miecz", "Tarnowski"). Pod koniec lutego 1982 roku składa on obszerny, szczegółowy raport z wizyty u Popiełuszki.
Na skutek jego donosu SB zwraca uwagę na Dorotę G., osobę blisko współpracującą z księdzem Jerzym; zostaje objęta obserwacją, po kilku miesiącach, w sierpniu w jej mieszkaniu zrobiono rewizję. Zatrzymana, niewątpliwie szantażowana, podpisuje współpracę.
Przypadek Doroty G. jest jednym z konkretniejszych dowodów, jak groźne w skutkach potrafiły być działania agentury, jak potrafiły zmieniać ludzkie życiorysy. Stachnik otrzymał za ten donos dwa tysiące złotych.
Ale, jak szybko się okazuje z poznawanych w książce dokumentów, agent agentowi nie jest równy. Np. taki "Kustosz", który według esbeckiej notatki z 23 lipca 1982: "oświadczył, że na ile zna ks. Popiełuszkę, to nie zrobi on nic, co by mogło szkodzić władzy, a organizowane przez niego msze dają upust niezadowoleniom społecznym. Ludzie zamiast iść na ulicę i manifestować, idą do kościoła, gdzie rozładowują swoje napięcia i stresy". A więc, nie ma tu mowy o niczym, co byłoby nieznane władzy, a sam "donos" opatrzony jest komentarzem pozytywnie interpretującym zachowania księdza.
"Kustosz" - podobnie jak wielu innych TW (m.in. wspomniana Dorota G.) - zerwał swą współpracę z SB po śmierci Popiełuszki.
"Kustosz" był księdzem, był nim także inny agent - "Jankowski", czyli ksiądz Czajkowski, postać równie niebezpieczna w swej gorliwości co wymieniony już "Tarcza". Po ujawnieniu przez media jego przeszłości zapewniał: "nigdy nie donosiłem na ks. Popiełuszkę".
Wystarczy przecież zapoznać się w omawianej książce z jego doniesieniem spisanym 30 listopada 1982 r., zaczynającym się słowami: "Zgodnie z zadaniem, odwiedziłem ks. Popiełuszkę już dwukrotnie. Podczas tych wizyt uzyskałem szereg wynurzeń"... I leci relacja, dokładna, łącznie z informacją, w jaki sposób ksiądz chce się zabezpieczyć przed aresztowaniem.
Donosiciel nie ma żadnych skrupułów, zahamowań. Wkrótce, w kolejnym raporcie poinformuje resort o działaniach na emigracji księdza Franciszka Blachnickiego (zmarłego w RFN w r. 1987 w b. tajemniczych okolicznościach). On też będzie ważnym informatorem bezpieki na temat życia polskiego Episkopatu. Warto tu zanotować, iż jego oficerem prowadzącym był płk Adam Pietruszka, postać kluczowa dla morderstwa popełnionego wkrótce na ks. Popiełuszce.
Rola "Jankowskiego" jako agenta wpływu ciągle jeszcze nie jest w pełni zanalizowana przez historyków. Warto więc zwrócić uwagę na jego doniesienie z 30 września 1983 r., z którego wynika, iż spotkawszy się z prymasem doniósł mu słowa krytyki jakimi ks. Popiełuszko obdarza kierownictwo Kościoła. Adam Pietruszka poleca kontynuację dyskredytacji ks. Popiełuszki w oczach polskiego zwierzchnika Kościoła.
Równolegle do działań nieoficjalnych trwają działania jawne, na linii władza-episkopat. Płyną więc skargi na "nieprzyjazne wobec państwa" kazania ks. Popiełuszki. Przygotowywany jest także akt oskarżenia sądowego.
Tajemnicze odmowy
12 grudnia 1983 r. ks. Popiełuszko staje przed prokuratorem, Anną Jackowską, "specjalistką" od opozycji (podobno osoba ta do dziś pracuje w prokuraturze). Księdzu towarzyszy dwóch adwokatów: Tadeusz de Virion oraz Edward Wende. W trakcie pobytu księdza w prokuraturze zachodzi jedno z bardziej tajemniczych wydarzeń, jakie zapisano w omawianej książce.
Oto w sporządzonej przez prokurator Jackowską notatce urzędowej czytamy, iż obrońcy Popiełuszki, pod różnymi pretekstami, odmówili udziału w mającej nastąpić tego samego dnia rewizji w mieszkaniu księdza na ul. Chłodnej. Jak wiadomo znaleziono tam m.in. bibułę, ale też... granaty łzawiące, amunicję do pistoletu P-64. Również ładunki wybuchowe górnicze z zapalnikami.
Dziwność sprawy nie polega na tym, iż Popiełuszce podrzucono materiały wybuchowe, a na tym, iż jego adwokaci - jak można sądzić po przedstawionych w książce dokumentach - domyślali się, czemu musieliby świadkować, towarzysząc mu na Chłodnej.
Ogromnym zaniedbaniem ze strony autorów książki jest nieopatrzenie tego akurat momentu szczegółowym komentarzem. Możliwe byłoby to choćby w formie przypisu, zawierającego np. dzisiejszą rozmowę z mec. de Virion, ale także przypisu zawierającego dokładną analizę zasobów IPN. Niestety, tego w książce nie ma. Uważnym czytelnikom pozostają więc tylko nieładne domysły. Na szczęście, niewiele jest takich momentów w omawianej książce, generalnie starannie, rzetelnie opatrzonej merytorycznym komentarzem.
Popiełuszko długo nie siedzi, wypuszczony zostaje następnego dnia, 13 grudnia, ok. godz. 21. Tego samego dnia funkcjonariusz SB spotyka się z TW "Kustoszem". Ten ostrzega: "aresztowanie ks. Popiełuszki w taki sposób, w jaki się to stało, uderza w Kościół i porozumienie narodowe". Zapewnia też kategorycznie: "W tego typu aferę nie uwierzą biskupi, a nawet kardynał Glemp".
Od twardej rozmowy do książki z dedykacją
Prymas spotyka się z Popiełuszką 14 grudnia, jest to dla księdza z Żoliborza bardzo przykra rozmowa. Prof. Żaryn we wstępie pisze: "Ks. Popiełuszko wyszedł z niej odmieniony. Był porażony i zgnębiony tym, co usłyszał. Zdaniem prymasa Polski, rozmowa była twarda i upominająca".
Popiełuszko czuje się zmuszony do wystosowania pisma do swych zwierzchników, broniąc się przed zarzutami prymasa, który "w rozmowie ze mną stwierdził, że nic nie zrobiłem w Duszpasterstwie Medycznym i powinienem poprosić o zmianę pracy, a w środowisku robotniczym szukam tylko własnego rozgłosu i własnej chwały". Łatwo mu zresztą przeprowadzić tę obronę; bronią go fakty, liczby.
Władza rozpoczyna kolejny etap walki z krnąbrnym księdzem. M.in. komplikują mu życie i pracę częstymi wezwaniami na przesłuchania. Zwiększa się też intensywność nękania jego najbliższego otoczenia, współpracowników. Większość wytrzymuje te ataki, na przesłuchaniach praktycznie odmawiają zeznań.
Tu niewątpliwie wzorem jest dla nich sam ksiądz. Pytany zna jedną tylko odpowiedź "Korzystam z przysługującego mi prawa odmowy". Składania wyjaśnień, to jasne!
10 marca 1984 r. "Jankowski" informuje Pietruszkę o swej rozmowie z Popiełuszką, który "mówił, że bp Kraszewski po powrocie z Watykanu odbył rozmowę z kard. Glempem na jego temat. Przebieg rozmowy był gwałtowny, gdyż biskup bronił Popiełuszki i stwierdził, że wobec papieża też gorliwie występował z taką obroną.
W jej wyniku udało się bp. Kraszewskiemu "zastraszyć" prymasa autorytetem papieskim. Doszło to tak daleko, że kard. Glemp ofiarował ks. Popiełuszce książkę o kard. Hlondzie z osobistą dedykacją". Pietruszka nakazuje agentowi "działaniami operacyjnymi spowodować podanie w wątpliwość przywiezionych przez bp. Kraszewskiego nakazów papieskich".
Jak stwierdza prof. Żaryn wszelkie złudzenia hierarchów Kościoła wobec woli władzy zanikły wiosną 1984 roku. Prymas Polski stwierdził wówczas oficjalnie, że "polityka władz komunistycznych nie zdąża w tym samym, koncyliacyjnym kierunku co stanowisko Kościoła". Glemp ogłasza listę wydarzeń niepokojących Kościół. Są na niej wymienione także represje i prowokacje wobec księdza Jerzego.
Amnestia z 22 lipca 1984 obejmuje "przestępstwo" ks. Popiełuszki. Nie oznacza to wcale spokoju. Przeciwnie. Determinacja "organów" staje się coraz oczywistsza. Najwyższe władze resortowe wymieniają go wśród pięciu najniebezpieczniejszych księży w PRL.
Porwanie
19 października 1984 roku ksiądz Popiełuszko zostaje porwany przez SB.
W dniach tych, niewątpliwie największego napięcia, jakie miało miejsce w Polsce od czasu porozumień sierpniowych (osobiście porównam te dni do tzw. prowokacji bydgoskiej w marcu roku 1981), SB swe siły skupia na zbieraniu informacji o nastrojach w społeczeństwie, klerze, opozycji. Agentura pracuje na najwyższych obrotach, także i ta działająca na Zachodzie czy w samym Watykanie. Podobno uważa się tam, w gronie bliskim papieżowi [tak jest w oryginale - uw. G.E.], "iż uprowadzenia ks. Popiełuszki dokonały "siły" bądź "służby" niekontrolowane przez rząd generała Jaruzelskiego".
Jeszcze 30 października istniała nadzieja na odnalezienie księdza żywego...
Grzegorz Eberhardt