W piątek rano zostanie podjęta decyzja dotycząca dalszego przebiegu akcji ratunkowej w kopalni Pniówek - podała w czwartek wieczorem Jastrzębska Spółka Węglowa. Dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego poinformował, że wszyscy ratownicy po wybuchu byli przytomni i wydolni krążeniowo oraz oddechowo. Wyjaśnił, że ratownicy wycofywali się o własnych siłach. Śmigłowiec LPR zabrał jednego z poszkodowanych do szpitala w Ochojcu. - To jednostka referencyjna, jeśli chodzi o przyjmowanie śmigłowców - powiedział Pach. Sześciu innych rannych zostało przewiezionych karetkami do szpitali w Wodzisławiu Śląskim, Cieszynie, Żorach, Rybniku, Jastrzębiu Zdroju i Pszczynie. Pacjenci zostali rozlokowani do kilku najbliższych placówek, żeby zapewnić im "kompleksową opiekę". Pytany o urazy ratowników w ciężkim stanie zaznaczył, że jeden z nich miał uraz klatki piersiowej, były też urazy głowy. Dyrektor WPR w Katowicach podał, że trzech z poszkodowanych jest "czerwonych", co oznacza, że ich stan jest ciężki, czterech "żółtych" również zostało przetransportowanych do szpitali, a trzech z lekkimi obrażeniami odesłano do domów. Mało było urazów oparzeniowych, stąd pacjenci zostali skierowani do okolicznych izb przyjęć, a nie do szpitala oparzeniowego w Siemianowicach Śląskich. Tam przejdą badania diagnostyczne, szczególnie obrazowe, które pozwolą doprecyzować charakter ich obrażeń. Mówiąc o przebiegu akcji ratowniczej Pach wskazał, że kluczowe w takich sytuacjach jest szybkie przetransportowanie poszkodowanych do szybu, a następnie transport do punktu medycznego. Tam kierownik akcji medycznej triażuje pacjentów (określa wstępnie ich stan) i kieruje do poszczególnych jednostek zdrowotnych. Kopalnia Pniówek. Kolejny wybuch Jak relacjonował po godz. 21:00 reporter Polsat News, wzmożony ruch przed kopalnią "zaczął się kilkanaście minut temu". - Na teren wjechała pierwsza karetka pogotowia, teraz wjeżdża już piąta. Panuje tu duże poruszenie. Cały teren został odgrodzony przez służby. Dostaliśmy też informację, że za chwilę wyląduje tu Lotnicze Pogotowie Ratunkowe - powiedział. O 21:30 w kolejnym wejściu antenowym kamery Polsat News pokazały lądowanie LPR, a reporter przekazał, że w sumie na miejsce przyjechało osiem karetek. - Siedem z nich już wyjechało, nie wiemy, czy w każdej z nich byli poszkodowani górnicy - dodał. Nieco później dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego przekazał pełniejsze informacje o zdarzeniu, powołując się na dane z Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach. - Między godz. 19.37 a 20.01 w rejonie akcji najprawdopodobniej doszło do kolejnego wybuchu. JSW: Wybuchów metanu było w czwartek kilka Jastrzębska Spółka Węglowa poinformowała w czwartek wieczorem, że w kopalni Pniówek doszło do kilku wybuchów. Do zdarzenia doszło podczas pracy ratowników górniczych przy wydłużaniu lutniociągu, czyli przewodu doprowadzającego powietrze w chodniku N-12 w rejonie ściany N-6. Miał on umożliwiać dojście do poszukiwanych w ścianie siedmiu górników. "Po dołożeniu kolejnej lutni, w trakcie wycofywania ratowników doszło do kolejnych wybuchów, w wyniku których podmuchy objęły 10 ratowników, którzy ulegli urazom. Wszyscy po wyjechaniu na powierzchnię trafili do okolicznych szpitali, większość z nich na obserwację. Wszyscy ratownicy opuścili zagrożony rejon o własnych siłach" - zrelacjonowali przedstawiciele JSW. Zastrzegli, że wybuchy wstrzymały prace przy budowie lutniociągu, a co za tym idzie, również akcję poszukiwawczą siedmiu pracowników, którzy ucierpieli wskutek środowych wybuchów. Kierownik akcji zdecydował o wstrzymaniu działań do czasu ustabilizowania się atmosfery w rejonie ściany N-6. Dyspozytor WUG w pierwszych informacjach o zdarzeniu nie dysponował liczbą dotkniętych nim ratowników; według źródeł zbliżonych do akcji, było ich kilkunastu. Odnosząc się do przekazanych ram czasowych zdarzenia dyspozytor WUG przyznał, że możliwe, że między godz. 19.37, a 20.01 mogło dojść np. do dwóch wybuchów. To kolejny wybuch w Kopalni Pniówek Pierwsze eksplozje metanu w kopalni miały miejsce w środę po północy. Prawdopodobnie zapalił się metan. W rejonie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów było 42 pracowników. Część z nich zostało przetransportowanych do szpitali. Większość poszkodowanych została poparzona. W czasie, gdy w rejonie prowadzonej akcji przebywały dwa zastępy ratowników, doszło prawdopodobnie do kolejnego wybuchu. Do tej pory informowano o zgonie pięciu pracowników: czterech zmarło na miejscu, jeden w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, gdzie obecnie leży 10 rannych w wypadku. Według JSW, ogółem w szpitalach jest 25 poszkodowanych w tym wypadku. Rodziny poszkodowanych górników zostały objęte opieką psychologów. W rozmowie z dziennikarzami prezes JSW Tomasz Cudny zrelacjonował, że drugi wybuch w kopalni został stłumiony przez pyłową zaporę przeciwwybuchową, ograniczając skutki i zagrożenie dla ok. 30 pracujących w pierwszej fazie akcji osób. Po tym wybuchu zdecydowano odtworzyć zaporę, żeby umożliwić pracę ratownikom w bezpiecznych warunkach. - Naprawiliśmy zaporę, przeprowadziliśmy rekonesans, piąta osoba, czwarta z dołu, została wytransportowana do bazy, gdzie lekarz stwierdził zgon - powiedział Cudny. Już w środę prowadzący akcję ratownicy koncentrowali się na odtworzeniu bezpiecznych warunków w rejonie zagrożenia; chodziło głównie o budowę zapory przeciwwybuchowej. Po wydobyciu ratownika, który okazał się piątą ofiarą wybuchu w kopalni, podjęto dalsze próby penetrowania rejonu poszukiwań. Atmosfera stała się tam na tyle niesprzyjająca, że ratownicy - posługujący się ręcznym sprzętem pomiarowym - musieli zostać wycofani. W takiej sytuacji zaczęto rozkładanie linii chromatograficznej, umożliwiającą stały, zdalny pomiar stanu atmosfery. W czwartek o postępach akcji ratowniczej opowiedzieli przed południem dziennikarzom przedstawiciele zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której należy kopalnia. Jak zaznaczali, bezpieczeństwo ratowników jest priorytetem. "My idziemy po ludzi, i to jest najważniejsze, ale pamiętajmy, że żywi robią tę akcję" - podkreślali. Wiceprezes JSW ds. technicznych i operacyjnych Edward Paździorko mówił w czwartek dziennikarzom, że w miejscu wypadku uruchomiono tzw. wentylację odrębną. Taka decyzja była podyktowana stanem atmosfery, w której stężenia niebezpiecznych gazów uniemożliwiały zastępom pracę w wyrobiskach, w których są zaginieni. Dlatego po zainstalowaniu i uruchomieniu wentylatora ratownicy zbudowali nitkę lutniociągu, którym tłoczone jest powietrze. - Obecnie poruszamy się odcinkami 15-20-metrowymi chodnikiem przyścianowym, w którym był zastój powietrza (...) - relacjonował wiceprezes. Jak zaznaczył, dokładanie kolejnych elementów lutniociągu musi być prowadzone stopniowo.