"Koalicja da sobie radę"
Chciałbym tak umocnić naszą partię, żeby była w stanie przetrwać, gdy kiedyś mnie zabraknie. Ale powiem nieskromnie, dziś trudno mi to sobie wyobrazić - mówi wicepremier Andrzej Lepper.
Krzysztof Różycki: Za sprawą Samoobrony mamy kolejny wielki kryzys w koalicji.
Andrzej Lepper: O tym, że mamy kryzys, dowiedziałem się z piątkowego artykułu w "Rzeczpospolitej" "Scenariusz bez Leppera". Ogłoszona przed miesiącem w "Gazecie Wyborczej" tzw. seksafera już kona i trzeba robić reanimację. Autor artykułu nie podaje ani jednego nowego faktu. Czytamy, że potwierdzają się zeznania Anety Krawczyk, że podczas ciąży podawano jej oksytocynę i prawdopodobnie będzie można postawić zarzut asystentowi posła Łyżwińskiego, Jackowi Popeckiemu. Ale ani słowem nie wspomniano, że taki sam zarzut będzie można wówczas postawić także Anecie Krawczyk. A więc to nie kryzys w koalicji, lecz kryzys medialny.
Nawet jeżeli tak jest, to pańska nieobecność na piątkowym posiedzeniu Sejmu została odebrana jako chęć ukrycia się przed mediami.
Nie ma mowy o żadnym ukryciu. Potrzebowałem wypoczynku, a wywiad z panem jest dowodem na to, że przed nikim nie uciekałem. Ci, którzy atakują mnie w mediach, i tak napiszą to, czego oczekują ich mocodawcy.
"Rzeczpospolita" pisze, że są poszlaki, że jest pan ojcem dziecka Krawczyk i jeżeli uda się to udowodnić, będzie oznaczało pańską dymisję.
Prokuratorskie dochodzenie dotyczy molestowania, a nie tego, kto jest ojcem czyjego dziecka. Ojcostwo nie jest żadnym przestępstwem. Moje wyjaśnienie nie oznacza, że jestem ojcem tego dziecka.
W telewizyjnej rozmowie z Moniką Olejnik przysięgał pan, że nie łączyły pana z panią Krawczyk żadne intymne związki.
I nadal to potwierdzam.
Media doniosły, że w czwartek Jarosław Kaczyński wezwał najbliższych współpracowników i naradzał się z nimi na temat zerwania koalicji z Samoobroną i utworzenia rządu mniejszościowego. Rzecznik rządu właściwie temu nie zaprzeczył, stwierdził tylko, że premier musi być przygotowany na każdą ewentualność.
Według mnie takiej narady nie było, ale nawet gdyby pan premier rozważał różne scenariusze, to nie widzę w tym nic złego. Jestem jednak pewien, że gdyby takie spotkanie miało miejsce, to nie zwołano go, jak sugeruje "Rzeczpospolita", z powodu przecieku, że Andrzej Lepper ma mieć postawione zarzuty. Ja premiera nie pytałem, czy takie spotkanie miało miejsce, bo obrażałbym jego i siebie. Zdecydowanie odcinam się od pogłosek, że premier i kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości pragnie zerwania koalicji.
Czy Samoobrona także ma przygotowany scenariusz na wypadek zerwania przez PiS koalicji i powstania rządu mniejszościowego?
Nie, gdyż powstanie rządu mniejszościowego byłoby drogą do przedterminowych wyborów. Rząd koalicyjny przygotował 90 projektów ustaw. Dla Samoobrony najważniejszą sprawą jest realizacja naszego programu. Gwarancję jego realizacji mamy tylko wówczas, gdy pozostaniemy w koalicji.
Według mediów plan Prawa i Sprawiedliwości ma polegać na postawieniu panu zarzutów, usunięciu z rządu, a następnie przyjęciu posłów Samoobrony do PiS, sprzymierzonego z partią braci Kaczyńskich koła poselskiego lub utworzenie nowego posłusznego im klubu. Gdy to się uda, następni w kolejce mają być Roman Giertych i LPR.
To plan księżycowy, nierealny. Jestem przekonany, że premier Kaczyński nawet przez moment nie rozpatruje takiego rozwiązania.
Nierealny? Jest pan całkowicie pewien, że spośród 46 posłów, jacy zostali w Samoobronie, wszyscy będą lojalni?
Chciałbym tak umocnić naszą partię, żeby była w stanie przetrwać, gdy kiedyś mnie zabraknie. Ale powiem nieskromnie, dziś trudno mi to sobie wyobrazić. Ci, którzy z nami zostali, to ludzie ideowi, którzy wiedzą, że szansę na realizację naszego programu mają tylko wówczas, gdy razem ze mną pozostaną w Samoobronie. Ważna jest też sprawa reelekcji. PiS może się zaklinać, że weźmie kogoś na swoją listę wyborczą, ale przecież nie zagwarantuje tego na piśmie. Gdyby wybory odbyły się w niedługim czasie, pewnie wygrałaby je Platforma. Prawo i Sprawiedliwość nie mogłoby już liczyć na 150 mandatów. A skoro zabrakłoby miejsca dla swoich, to jakim cudem wystarczyłoby dla członków Samoobrony?
"Rzeczpospolita" spekuluje, że gdyby odszedł pan z rządu, to pańskim następcą na stanowisku ministra rolnictwa byłby Artur Balazs, którego autor artykułu nazywa akuszerem koalicji i łącznikiem między PiS a Samoobroną.
To bardzo oryginalna koncepcja, ale nieprawdziwa. Pan Balazs wydał oświadczenie, w którym zdecydowanie odcina się od takich pomysłów. Niestety, media nie zwróciły na to uwagi.
Istnieje też druga koncepcja, wedle której pan odchodzi z rządu, ale Samoobrona pozostaje w koalicji, a szefem resortu rolnictwa zostaje Janusz Maksymiuk.
O to proszę zapytać Maksymiuka.
Ale przyzna pan, że w PiS jest grupa posłów, którzy nie chcą koalicji z Samoobroną.
Tak jak w Samoobronie są posłowie, którzy nie kochają PiS. Nie oznacza to jednak, że w obu partiach te grupy mają duże znaczenie.
Na początku naszej rozmowy zaprzeczył pan, jakoby w koalicji miał miejsce kolejny kryzys. Pomińmy seksaferę. Wbrew wcześniejszym publicznym obietnicom rząd nie chciał przeznaczyć 500 milionów na podwyżki dla nauczycieli, a teraz niespodziewanie wycofuje się z rewaloryzacji rent i emerytur, na czym chce zaoszczędzić kolejne 700 milionów. W ten sposób minister finansów szuka środków, które nasze państwo wyda na policję i wyjazd polskich wojsk do Afganistanu. Jeden z pańskich posłów nazwał takie zachowanie PiS oszustwem.
Sprawę podwyżek dla nauczycieli nazwałbym pomyłką, która została już wyjaśniona. Co do rent i emerytur, jestem pewien, że osiągniemy porozumienie. Oczywiście nasze krytyczne stanowisko w sprawie obecności polskich wojsk w Iraku i Afganistanie pozostaje bez zmian, ale mamy świadomość, że decyzja nie zależy od nas.
Dziś w Sejmie (rozmawiamy wieczorem 12 stycznia) krążyła plotka, że gdyby Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wszczęła śledztwo w sprawie pańskiego doniesienia o przygotowywanym zamachu stanu, którego celem było obalenie koalicji, to w "Rzeczpospolitej" nie ukazałby się artykuł "Scenariusz bez Leppera". Jak mam to rozumieć?
Ja tej plotki nie słyszałem, ale jeżeli tak jest, to trzeba ją koniecznie wyjaśnić.
Przed dwoma dniami w "Życiu Warszawy" ukazał się niewielki tekst pod znamiennym tytułem "Lepper: seksprowokację szykowano już we wrześniu". Jak wynika z artykułu, przed czterema miesiącami niektórzy posłowie Samoobrony otrzymali tajemniczy list dotyczący seksafery.
To była relacja z narady tajnych służb, a praktycznie instrukcja, jak stosować prowokację, manipulację sondażami, jak w polityce wykorzystywać sprawy związane z seksem, jak wyeliminować Leppera i odsunąć od władzy Samoobronę. Ponieważ list nie był podpisany, więc go zbagatelizowaliśmy. Nie chcieliśmy, żeby media znowu zarzuciły nam, że wywołujemy aferę, jakieś kolejne Klewki.
Tak łatwo przypisuje pan autorstwo listu służbom, a może napisali go byli działacze Samoobrony?
List był napisany językiem operacyjnym.
Skąd pan wie, że to język operacyjny?
Bo nigdy wcześniej z takim językiem się nie spotkałem.
Co zrobiliście z listem?
Myślę, że niektórzy nasi posłowie nadal go mają, o ile dobrze sobie przypominam, przekazaliśmy go też ABW.
Minister Wassermann wiedział o tym liście?
Tego nie wiem.
Myśli pan, że jako partia jesteście inwigilowani?
Jeżeli tak, to myślę, że wszystko odbywa się w granicach prawa. Co najwyżej "przy okazji" seksafery czy innych spraw ktoś gorliwy może także zbierać materiały wykraczające poza ramy konkretnego dochodzenia.
Nawet jeżeli seksafera rozejdzie się po kościach i koalicja przetrwa kolejny trudny okres, to za kilka miesięcy albo tygodni między PiS, Samoobroną lub LPR dojdzie do następnej awantury, a przynajmniej próby sił. Tak więc do końca kadencji zapowiada się koalicja permanentnego konfliktu.
To nie tak. Koalicja da sobie radę. Nie ma więc mowy o żadnym permanentnym kryzysie czy konflikcie. Za to z pewnością permanentne będą wymierzone w nas ataki mediów i politycznych przeciwników. Zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić.