- Rozmawiałem przed chwilą z rodziną ofiar wypadku na A1. Przekazałem im, że kierowca bmw został zatrzymany. Poczuli ulgę - przekazał Interii adwokat Łukasz Kowalski. To reakcja na informację opublikowaną przez Mariusza Kamińskiego. "Specjalna grupa poszukiwawcza powołana przez Komendanta Głównego Policji na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich wspierała lokalną policję która dokonała dziś zatrzymania poszukiwanego Sebastiana M. Zadania realizowane były w ścisłej współpracy z Prokuraturą Krajową" - napisał na portalu X (d. Twitter). - To jest dla nich bardzo dobra wiadomość. Liczą, że mężczyzna w trybie natychmiastowym zostanie sprowadzony do Polski. Chcą, aby jak najszybciej doszło do wyjaśnienia tej sprawy, czyli postawienia Sebastiana M. przed polskim wymiarem sprawiedliwości - dodaje adwokat. I ocenia, że dzisiejsze zatrzymanie powinno to przyspieszyć. Jeszcze przed pojawieniem się oficjalnej informacji o ujęciu kierowcy bmw, Krzysztof Rutkowski przekazał polsatnews.pl, że Sebastian M. został zatrzymany. Według informacji właściciela agencji detektywistycznej poszukiwany miał przebywać w Dubaju i posługiwać się fałszywymi dokumentami. Wypadek na A1. Wniosek o list żelazny W środę w przesłanym mediom oświadczeniu, adwokat Bartosz Tiutiunik, obrońca Sebastiana M. napisał, że podejrzany o spowodowanie wypadku "opuścił terytorium Polski po przeprowadzeniu czynności procesowych w charakterze świadka". "Jego wyjazd nie miał żadnego związku z toczącym się postępowaniem karnym. Sebastian M. nie miał również zakazu opuszczania kraju ani obowiązku informowania o zmianie miejsca zamieszkania" - podał pełnomocnik M. Adwokat M. poinformował też, że list żelazny, o który złożył w środę rano wniosek, może pozwolić Sebastianowi M. na odpowiadanie w procesie z wolnej stopy, a także na uniknięcie tymczasowego aresztowania po wpłacie poręczenia majątkowego. - Wydaje się, że w tej sytuacji wniosek o list żelazny jest już bezprzedmiotowy - komentuje Interii adw. Łukasz Kowalski. Wypadek na A1. Relacje świadków Do wypadku na autostradzie A1 doszło 16 września około 19:30 w Sierosławiu nieopodal Piotrkowa Trybunalskiego. Matka, ojciec i pięcioletnie dziecko zginęli po tym, jak ich auto "zjechało na pas awaryjny i uderzyło w bariery ochronne", a następnie stanęło w ogniu. Pierwotnie policja twierdziła, że w zdarzeniu uczestniczył tylko jeden pojazd - kia, która "z niewyjaśnionych okoliczności" uderzyła w barierę. Pojawiające się w sieci nagrania przeczyły jednak tej wersji. Internauci zarzucali mundurowym, że pomijają obecność roztrzaskanego bmw stojącego kilkadziesiąt metrów dalej. Jak się potem okazało, samochód poszukiwanego 32-latka uderzył w tył pojazdu, którym podróżowała rodzina. Jak ustalili biegli, w momencie zderzenie bmw jechało z prędkością 253 km/h. Rozmawialiśmy ze świadkami tego zdarzenia. Tomasz opowiadał nam o pasażerach busa, którzy podejmowali próbę gaszenia płonącego auta. - Podobno słyszeli wrzaski z płonącego wraku. I wołanie: "pomocy" - opowiadał Tomasz. Na miejscu była też Natalia. - Widok przerażający. Wszędzie były porozrzucane rzeczy. Widziałam nawet plecaczek dziecka - mówiła Interii.