- Rozmawiałem przed chwilą z rodziną ofiar wypadku na A1. Przekazałem im, że kierowca bmw został zatrzymany. Poczuli ulgę - przekazał Interii adwokat Łukasz Kowalski. To reakcja na <a href="https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-przelom-ws-wypadku-na-a1-zatrzymano-kierowce-bmw,nId,7066749" target="_blank" rel="noreferrer noopener">informację opublikowaną przez Mariusza Kamińskiego</a>. "Specjalna grupa poszukiwawcza powołana przez Komendanta Głównego Policji na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich wspierała lokalną policję która dokonała dziś zatrzymania poszukiwanego Sebastiana M. Zadania realizowane były w ścisłej współpracy z Prokuraturą Krajową" - napisał na portalu X (d. Twitter). - To jest dla nich bardzo dobra wiadomość. Liczą, że mężczyzna w trybie natychmiastowym zostanie sprowadzony do Polski. Chcą, aby jak najszybciej doszło do wyjaśnienia tej sprawy, czyli postawienia Sebastiana M. przed polskim wymiarem sprawiedliwości - dodaje adwokat. I ocenia, że dzisiejsze zatrzymanie powinno to przyspieszyć. Jeszcze przed pojawieniem się oficjalnej informacji o ujęciu kierowcy bmw, Krzysztof Rutkowski przekazał polsatnews.pl, że Sebastian M. został zatrzymany. Według informacji właściciela agencji detektywistycznej poszukiwany miał przebywać w Dubaju i posługiwać się fałszywymi dokumentami. Wypadek na A1. Wniosek o list żelazny W środę w przesłanym mediom oświadczeniu, adwokat Bartosz Tiutiunik, obrońca Sebastiana M. napisał, że podejrzany o spowodowanie wypadku "opuścił terytorium Polski po przeprowadzeniu czynności procesowych w charakterze świadka". "Jego wyjazd nie miał żadnego związku z toczącym się postępowaniem karnym. Sebastian M. nie miał również zakazu opuszczania kraju ani obowiązku informowania o zmianie miejsca zamieszkania" - podał pełnomocnik M. Adwokat M. poinformował też, że list żelazny, o który złożył w środę rano wniosek, może pozwolić Sebastianowi M. na odpowiadanie w procesie z wolnej stopy, a także na uniknięcie tymczasowego aresztowania po wpłacie poręczenia majątkowego. - Wydaje się, że w tej sytuacji wniosek o list żelazny jest już bezprzedmiotowy - komentuje Interii adw. Łukasz Kowalski. Wypadek na A1. Relacje świadków Do wypadku na autostradzie A1 doszło 16 września około 19:30 w Sierosławiu nieopodal Piotrkowa Trybunalskiego. Matka, ojciec i pięcioletnie dziecko zginęli po tym, jak ich auto "zjechało na pas awaryjny i uderzyło w bariery ochronne", a następnie stanęło w ogniu. Pierwotnie policja twierdziła, że w zdarzeniu uczestniczył tylko jeden pojazd - kia, która "z niewyjaśnionych okoliczności" uderzyła w barierę. Pojawiające się w sieci nagrania przeczyły jednak tej wersji. Internauci zarzucali mundurowym<a href="https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-tragiczny-wypadek-na-autostradzie-a1-internauci-na-tropie-ki,nId,7048355" target="_blank" rel="noreferrer noopener">,</a> że pomijają obecność roztrzaskanego bmw stojącego kilkadziesiąt metrów dalej. Jak się potem okazało, samochód poszukiwanego 32-latka uderzył w tył pojazdu, którym podróżowała rodzina. Jak ustalili biegli, w momencie zderzenie bmw jechało z prędkością 253 km/h. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-widzieli-wypadek-na-a1-nie-moglismy-dojsc-do-siebie,nId,7052762#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome" target="_blank" rel="noreferrer noopener">Rozmawialiśmy ze świadkami tego zdarzenia.</a> Tomasz opowiadał nam o pasażerach busa, którzy podejmowali próbę gaszenia płonącego auta. - Podobno słyszeli wrzaski z płonącego wraku. I wołanie: "pomocy" - opowiadał Tomasz. Na miejscu była też Natalia. - Widok przerażający. Wszędzie były porozrzucane rzeczy. Widziałam nawet plecaczek dziecka - mówiła Interii.