"Jestem gwarancją spokoju"
Lubię Lecha Kaczyńskiego, nawet jeśli ostatnio jego zachowanie mnie złości - powiedział Donald Tusk w czasie debaty na żywo w INTERIA.PL.
Donald Tusk zaznaczył, że jego prezydentura od agresji będzie wolna. - Jestem gwarancją spokoju i rozsądku. Udowodnię to - zapewniał.
Naprawdę lubię ludzi i mam do nich zaufanie - przekonywał. Ale przyznał, że "przyjaźń między politykami to jest bardzo rzadkie zwierzę".
W społecznej ocenie na finiszu prezydenckiego wyścigu faworyt rankingów, Donald Tusk, z człowieka spokojnego, uśmiechniętego zmienił się jednak w zdenerwowanego i zestresowanego. - Kampania wchodzi w finał i niektóre starcia wymagają twardości - odparł nasz gość, nagabywany, czemu tak się stało. Powiedział, że ataki na niego przekroczyły pewną granicę. - Agresja nie może być bezkarna, jeśli ktoś uderza, to musi wiedzieć, że odwetem nie będzie tylko uśmiech - zapowiedział kandydat PO na prezydenta. Mimo to zapewnił, iż wierzy w 100 procentach, że koalicja PO-PiS powstanie.
- Chcę być prezydentem, ale nie muszę - powiedział. Kancelarię Prezydenta odchudziłby co najmniej o 1/3 - i to na początek. Potem - być może bardziej.
Niedawno Aleksander Kwaśniewski mówił, że Tusk to jego sukces, odnosząc się w ten sposób do opinii, że ewentualna kadencja kandydata PO będzie miała zbliżony charakter do obecnej prezydentury. - Nie cieszę się z tego poparcia - stwierdził Tusk, proszony o ocenę tej niespodziewanej wypowiedzi. - Gest jest miły, ale ja nie zabiegam o poparcie Kwaśniewskiego tak, jak Lech Kaczyński zabiegał o poparcie Rydzyka.
Kandydat do najwyższego urzędu w państwie stwierdził też, że "nie pozwoli, by PiS wprowadziło w życie swe niektóre nieodpowiedzialne projekty". Obawia się nawet, iż "PiS razem z Samoobroną i LPR mogłoby do końca zdezorganizować służbę zdrowia w Polsce".
- Nie mam obsesji na punkcie homoseksualistów, ale nie jestem zwolennikiem legalizacji ich związków - zapewniał Tusk. Skrytykował jednak decyzję Lecha Kaczyńskiego, który zabronił zorganizowania w Warszawie parady równości. - Homoseksualiści w Polsce powinni mieć pełnię praw obywatelskich. Każdy ma prawo do demonstrowania swoich poglądów w granicach prawa - powiedział. Kiedy prowadzący debatę red. Konrad Piasecki z RMF wypomniał mu jednak, iż nie tak dawno w Krakowie był przeciwnikiem parady gejów i lesbijek, Tusk stwierdził, iż było tak wyłącznie z tego powodu, że zorganizowano ją jako swoistą kontrdemonstrację wobec procesji związanej z uroczystościami Św. Stanisława.
Interanuci pytali również kandydata o jego pomysły na zagospodarowanie świadczeń publicznych. Tusk powiedział, że nie może być tak, iż wysokie emerytury mają byli funkcjonariusze SB i UB, a np. byli nauczyciele - wyjątkowo niskie.
Opowiedział się także za zlikwidowaniem kwoty wolnej od podatku dla osób "dobrze zarabiających".
- Nie jestem za płatnymi studiami dla wszystkich, ale za poszerzeniem możliwości bezpłatnego studiowania dla tych, których na to nie stać, przede wszystkim dzięki odpowiedniemu systemowi stypendialnemu - przekonywał.
Jeśli przegra wybory, "to nie będzie katastrofa" - oświadczył. - Dalej będę odpowiedzialny za PO. Roboty jest w Polsce dla 100 gigantów i tytanów - powiedział. Stwierdził też, że w takim wypadku nie on zostanie marszałkiem Sejmu, a - prawdopodobnie - Bronisław Komorowski, który jest kandydatem PO na to stanowisko.
Pytany o sformułowanie dekalogu prezydenta, mówił: - przede wszystkim liczy się: odpowiedzialność, umiar i zdrowy rozsądek, zaufanie do ludzi i profesjonalizm.
Donald Tusk szczegółowo odpowiadał też na osobiste pytania internautów. - Modlę się o różne rzeczy, w zależności od dnia - wyznał. Zaprzeczył, by ślub kościelny, jaki wziął z własną żoną po 27 latach związku był związany z kampanią wyborczą. - Gdyby tak było, relacje z tej uroczystości byłyby we wszystkich mediach - mówił. - Tymczasem odbyło się to z dużą dyskrecją.
Ma 178 cm wzrostu, waży ok. 75 kg, lubi herbatę i kartoflankę gotowaną przez mamę, pasjonuje się historią, zwłaszcza Gdańska, i piłką nożną.
Nie jest zachwycony swą znajomością angielskiego. Jak ocenił, włada nim tak, jak prezydent Kwaśniewski na początku swej kadencji. - Ja na zakończenie swojej będę mówił lepiej, niż on teraz - zapowiedział. Swój niemiecki określił natomiast jako "nie najgorszy".