Groźna "Lista Wildsteina"
Na "liście Wildsteina" znajduje się około stu nazwisk czynnych agentów służb specjalnych - ujawniło RMF. Premier Marek Belka zapowiedział spotkanie w tej sprawie szefów służb specjalnych z kierownictwem IPN.
Na upublicznionej tzw. liście Wildsteina są nazwiska około 100 czynnych oficerów WSI, co powoduje, że bardzo łatwo ich zdemaskować - ustalili reporterzy RMF.
Premier polecił specsłużbom, by sprawdziły zagrożenie, jakie może wynikać dla ich interesów z ujawnienia tzw. listy Wildsteina w związku z informacjami, że na liście są czynni oficerowie WSI.
Sprawą ma się także zająć sejmowa komisja do spraw służb specjalnych.
- Na dzisiaj nie wydaje się, że mleko się już rozlało - ocenił Belka. Dodał on, że nie chce jednak lekceważyć nawet najmniejszych zagrożeń, jakie mogą być związane z upublicznieniem listy w internecie.
Jak poinformowało dziś radio RMF, na tzw. liście Wildsteina są nazwiska czynnych oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych, co może to spowodować ich dekonspirację, a nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. O sprawie napisała też "Trybuna".
Na dostępnej od kilku dni w internecie liście jest m. in. szef WSI generał Marek Dukaczewski. Jest to nazwisko powszechnie znane, ale za pomocą odpowiedniego użycia występującej przy nim w sygnaturze akt sekwencji cyfr można w spisie odnaleźć utajnione nazwiska czynnych oficerów specsłużb.
- Ta sekwencja cyfr, której nie ujawniamy, jest przypisana tylko oficerom wojskowych specsłużb. Część z nich zaczynała karierę w PRL, ale teraz są oficerami WSI, a ich dane osobowe powinny być tajne. Dotyczy to co najmniej 100 czynnych oficerów. Nie udzielamy komentarzy do czasu wyjaśnienia tej sprawy. Obecnie ją badamy - mówi porucznik Małgorzata Osolińska, rzeczniczka WSI.
Oficerowie w niebepieczeństwie?
Co to oznacza? Co do tego opinie są podzielone. - Pojawienie się tych nazwisk na liście Wildsteina niesie nie tylko skutki dla bezpieczeństwa państwa, jakim jest dekonspiracja oficerów, ale także zagrożenie dla ich życia - powiedział reporterowi RMF wysoki oficer wojskowego kontrwywiadu.
Zbigniew Nowek, były szef Urzędu Ochrony Państwa, widzi z kolei całej sprawie "grę prowadzoną przez WSI". - Jeśli zagrożenia są tak istotne, to ja nie wyobrażam sobie, żeby tak dobra służba jak WSI potrzebowała aż tylu dni żeby się obudzić i dopiero po tylu dniach stwierdzić, że tam coś jest lub nie jest - mówi.
Jednak były szef kontrwywiadu UOP, Piotr Niemczyk nie wyklucza, że może dojść do rozsypania się polskiej siatki wywiadowczej w niektórych krajach. - Rzeczywiście, jeżeli chodzi o penetrację przez polskie służby środowisk krajów, w których może być produkowana brudna bomba, które wspierają terroryzm, to rzeczywiście nasze możliwości działania mogą być całkowicie spalone - przyznaje.
Dodał również, że w państwach niedemokratycznych represje mogą spotkać wszystkie osoby, które kontaktowały się ze zdekonspirowanymi oficerami wywiadu wojskowego.
Każdy obcy wywiad korzystając z charakterystycznej sekwencji cyfr może wyselekcjonować z listy nazwiska oficerów, a potem porównać ten spis z nazwiskami np. pracowników polskich ambasad i bez trudu ustalić, kto jest oficerem WSI.
Jak dowiedziało się RMF, podjęto już decyzje mające chronić narażonych na zdemaskowanie oficerów. Z zagranicznych misji wycofano część oficerów.
Szef WSI, gen. Marek Dukaczewski, na razie nie komentuje sprawy. - Wyjaśniamy sprawę, a jak wyjaśnimy, to będziemy wiedzieli - powiedział dziś tylko.
WSI bez zabezpieczenia
Ewentualne niebezpieczeństwo dotyczy prawdopodobnie jedynie WSI. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego poinformowała dziś ze swojej strony, że nie dostrzega "istotnych zagrożeń dla służby", w tym dla własnych działań operacyjnych, w związku z ujawnieniem przez Bronisława Wildsteina spisu zasobów osobowych IPN.
Sam Wildstein informacje o niebezpieczeństwie dla WSI uważa za "nonsens". - Ale przyznam, że chętnie podziałałbym na szkodę WSI, bo to wyjątkowo szkodliwa instytucja, która powinna zostać rozwiązana. Ludzie z WSI zamieszani są w tyle afer, choćby związanych z handlem bronią, czy interesami z mafią. To układ wprost przeniesiony z PRL - dodaje dziennikarz.
Według niego, jeśli nawet na upowszechnionej przez niego liście znajdują się jakieś nazwiska czynnych agentów WSI, to znaczy , że są to ci sami ludzie, którzy działali w PRL, a więc są już i tak doskonale znani np. wywiadowi rosyjskiemu.
- Jeśli na liście Wildsteina są nazwiska osób aktywnych w Wojskowych Służbach Informacyjnych, to powstaje pytanie, co te służby robiły, żeby zabezpieczyć te dokumenty - powiedział dziennikarzom w Sejmie Konstanty Miodowicz (PO). - Dlaczego nie zapobieżono, gdy w grę wchodziły nazwiska nie chronione systemem, ich wyprowadzeniu na zewnątrz?
Zdaniem innego posła z tej komisji - Antoniego Macierewicza (RKN), na listach nie ma żadnych osób obecnie działających w wywiadzie wojskowym, bo metody działania IPN wykluczają taką możliwość. - Nie wyobrażam sobie, żeby mogła to być prawda, raczej wiążę to z chęcią stworzenia dodatkowej histerii wokół listy - powiedział. Przypomniał, że od 1992 roku, gdy był szefem MSW,
wie, że wszystkie materiały dotyczące agentury są w Moskwie, bo były systematycznie kopiowane, powielane i tam przekazywane tam. - To więc jest to jakaś rozpacz "Trybuny", że oprócz Moskwy ludzie w Polsce będą wiedzieć kto był agentem - dodał poseł Ruchu Katolicko-Narodowego.
INTERIA.PL/RMF/PAP