Gilowska nie była agentem, ale...
Sąd Lustracyjny uznał, że Zyta Gilowska nie była agentem, ale gdyby weszła w życie nowa ustawa lustracyjna, ma się ona czego obawiać.
Według nowej ustawy Gilowska zostałaby uznana za osobę "współpracującą z SB w charakterze osobowego źródła informacji".
Jeśli ustawa weszłaby w życie, taka osoba powinna stracić pracę, bo pracodawca ma obowiązek ją zwolnić zgodnie z literą prawa.
Zgodnie z obecną wersją ustawy, którą przyjął Senat, bycie osobowym źródłem informacji oznacza natychmiastową dyskwalifikację. Wygląda jednak na to, że PiS poprawkę wprowadzającą taki oblig - odrzuci. Wtedy decyzja o zatrudnieniu będzie należeć tylko i wyłącznie do pracodawcy i jego sumienia.
Uznania, że Gilowska była agentem, domagał się Rzecznik Interesu Publicznego. Obrońca Gilowskiej mówił, że nie ma na to żadnego dowodu i żądał oczyszczenia byłej wicepremier. Tego samego chciała też ona sama.
Wyrok jest nieprawomocny - strona z niego niezadowolona będzie mogła odwołać się do Sądu Lustracyjnego II instancji, a potem - do Sądu Najwyższego. Dopiero osoba uznana przez SN za kłamcę lustracyjnego nie może przez 10 lat pełnić funkcji publicznych. Nie wiadomo, czy ewentualnej procedury odwoławczej nie przerwie wejście w życie nowej ustawy lustracyjnej, która zakłada m.in. likwidację Sądu Lustracyjnego i urzędu Rzecznika.
Zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik nie wyklucza apelacji od dzisiejszego wyroku. Z kolei adwokat Zyty Gilowskiej prof. Piotr Kruszyński powiedział, że jest zadowolony z wyroku Sądu Lustracyjnego w jej sprawie. Obrona nie wyklucza jednak złożenia odwołania - ale od uzasadnienia wyroku.
Sąd Lustracyjny podkreślił, że korzystny dla Zyty Gilowskiej wyrok w świetle nowej lustracji nie będzie miał żadnego wpływu na procedury, którym Gilowska będzie musiała się poddać, jeśli zechce wrócić na funkcje publiczne.
- Tryb występowania do IPN o zaświadczenie, przewidywany przez ustawę, nad którą kończą się prace w parlamencie, ustawi ją na pozycji Osobowego Źródła Informacji, współpracującego ze służbami specjalnymi PRL - powiedziała sędzia Małgorzata Mojkowska.
"Nadeszła era podłości"
- Po erze wolności i solidarności nadeszła era podłości - powiedziała Gilowska po wyjściu z Sądu Lustracyjnego.Nie chciała odpowiedzieć na pytanie, czy wróci do rządu.
- W wolnej Polsce dostałam takie lanie i zobaczyłam inną osobę, niż jestem - dodała. Powtórzyła, że wciąż nie wie "skąd te dokumenty się wzięły i kiedy Rzecznik (Interesu Publicznego - red.) je przejął". Ironizowała, że dla sądu wiarygodni byli oficerowie SB, w tym Witold Wieczorek oraz - jak się wyraziła - "moja sprzedajna przyjaciółka" (żona Wieczorka - red.).
Spytana o powrót do rządu, który w środę po wyroku zaoferował jej premier Jarosław Kaczyński, powiedziała tylko "dajcie spokój". Posłuchaj:
Gilowska powiedziała, że dzisiejszy wyrok nie był jej zwycięstwem:
Poszlakowe dowody
- Dowody zgromadzone przez Rzecznika Interesu Publicznego i sąd miały charakter poszlakowy; obowiązuje domniemanie prawdziwości oświadczenia lustracyjnego - powiedziała sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku.
- Wszystkie wątpliwości muszą być rozpatrywane na korzyść lustrowanej - mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego. Dodała, że by wydać jednoznaczną opinię, że ktoś złożył nieprawdziwe oświadczenie, sąd musi wykazać, ze "łańcuch poszlak jest nierozerwalny".
Według Sądu Lustracyjnego dowody zgromadzone w sprawie Gilowskiej były niekompletne, choć zachowała się ich duża ilość.
Sędzia w uzasadnieniu wymieniła niezachowane teczki: personalną i pracy TW "Beata" oraz zobowiązanie do współpracy - a to pozwoliłoby ocenić całokształt sprawy. Sąd uznał, że najważniejszym świadkiem w sprawie był oficer SB Witold Wieczorek.
Zarejestrowana jako agent
Z akt archiwalnych wynika, że 26 marca 1986 r. Zyta Gilowska została zarejestrowana jako tajny współpracownik Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lublinie.
- W sprawie Gilowskiej wszystkie wymogi formalne rejestracji jako agenta zostały spełnione - mówiła sędzia. Dodała, że karta rejestracyjna Gilowskiej miała akceptację przełożonego Witolda Wieczorka, a wszystkie wymogi formalne rejestracji zostały spełnione. Była też założona teczka pracy i teczka personalna, które - według sądu - "nie były pozbawione zawartości merytorycznej". Sędzia przypomniała, że teczki te zostały zniszczone w 1990 r., ale nie wiadomo, jak były one obszerne.
- Treść zachowanych zapisów świadczy o materializacji współpracy TW Beata z kontrwywiadem, lecz nie ma dokumentów mogących to potwierdzić - mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego.
- Teza obrony, że zapisy SB mogą dotyczyć innego TW o kryptonimie "Beata", ostać się nie mogą, bo z analizy akt IPN jednoznacznie wynika, że inni agenci o takim kryptonimie nie byli prowadzeni przez Witolda Wieczorka - uznał sąd.
- Zyta Gilowska "doskonale wiedziała", jaki zawód wykonuje Witold Wieczorek, bo świadczą o tym "wyważone zeznania" Urszuli Wieczorek - mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego w ustnym uzasadnieniu wyroku na Gilowską.
"Gilowska powinna ważyć słowa"
- Gilowska była osobą nad wyraz wiele mówiącą, żeby nie powiedzieć - gadatliwą. Witold Wieczorek określił to obrazowo: "wystarczyło jej słuchać" - podkreśliła sędzia w uzasadnieniu wyroku.
Sędzia dodała, że nad wieloma wypowiedziami Gilowskiej poza salą sąd przeszedł do porządku, uznając je za "efekt stresu" wywołanego procesem. Podkreśliła jednak, że wypowiedź Gilowskiej o tym, że wyrok iż była agentem, byłby "mordem sądowym", "nie daje się usprawiedliwić emocjami i wychodzi "poza dopuszczalne prawem komentarze strony".
Według sądu, słowa te mogły też być odebrane jako "próba wywierania nacisku na sąd", a Gilowska "winna ważyć wypowiadane publicznie słowa".
Z rządu do rządu?
Gilowską zdymisjonował ze stanowiska wicepremier i minister finansów Kazimierz Marcinkiewicz po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył do sądu wniosek o jej lustrację, podejrzewając ją o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL. Ona sama stwierdziła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe. Uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła zawiadomienie do prokuratury.
29 czerwca sąd I instancji odmówił wszczęcia procesu, uzasadniając to tym, że Gilowska nie pełni już funkcji publicznej. Po jej zażaleniu, 12 lipca, sąd II instancji wszczął sprawę z urzędu. Uznano, że choć nie pełni już ona funkcji publicznej, zachodzi tu przewidziany przez ustawę inny, "szczególnie uzasadniony przypadek", by prowadzić proces.
Śledztwo w sprawie domniemanego "szantażu lustracyjnego" wobec Gilowskiej prowadzi gdańska prokuratura, która przesłuchała już niemal wszystkie osoby związane ze sprawą. Według śledczych, jest za wcześnie by mówić o stawianiu komuś zarzutów lub też o umorzeniu sprawy.
Premier Jarosław Kaczyński powiedział dziś, że jeśli tylko pani Zyta Gilowska zechce, to w ciągu najbliższych kilku dni powróci do rządu w randze wicepremiera i ministra finansów.
INTERIA.PL/RMF/PAP