Oklaskami przyjęto nie tylko wystąpienie Kaczyńskiego, ale także jego przybycie na uroczystości. Gdy prezydent Bronisław Komorowski i Donald Tusk opuszczali obrady, rozległy się gwizdy. - Tu jest Polska - krzyczeli delegaci. Przewodniczący "S" Janusz Śniadek, który jako ostatni zabrał głos, zapewnił, że Solidarność jest jedna. Pytał też, czy zrobiono wszystko, by Polska była dla wszystkich. Śniadek oddał też hołd zmarłym działaczom Solidarności, w tym Lechowi Kaczyńskiemu, Annie Walentynowicz i ks. Henrykowi Jankowskiemu. - Nigdy o was nie zapomnimy - zapewnił. Jako pierwszy wystąpił prezydent Bronisław Komorowski. Zapewnił, że solidarna Polska jest możliwa, "dźwięczy w sercach ludzi o różnych orientacjach politycznych". Dodał, że solidarną Polskę można zbudować tylko razem, a nie przeciw sobie. "Solidarność - to znaczy: jeden i drugi" Prezydent przywołał słowa papieża Jana Pawła II, wypowiedziane w Gdańsku w 1987 roku: - Solidarność - to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie; a więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Zdaniem Komorowskiego, po 30 latach musimy te słowa ciągle sobie przypominać. - Czy jesteśmy w stanie także przekształcać Polskę w duchu jedności przy wszystkich różnicach, które są przecież fragmentem tego, co udało nam się zdobyć, a więc demokracji? Czy jesteśmy w stanie działać nie jeden przeciw drugiemu, a w imię najwyższej wartości, jaką jest dobro wspólne? - pytał prezydent. Według Komorowskiego to jest główne przesłanie roku 1980, ale też 30. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych na Wybrzeżu. "Wszyscy u każdego i każdy u wszystkich szukał tego, co dobre" Gorące reakcje wywołało wystąpienie premiera. - Czym różni się ta dzisiejsza Solidarność i ta dzisiejsza uroczystość od tego, co przeżywaliśmy, większość z nas także na tej sali obecna, wspólnie mimo dramatycznej sytuacji zewnętrznej, gospodarczej? - pytał Tusk. Wtedy - podkreślił - niezależnie od tego, czy ktoś był bezpartyjny, czy w PZPR, głęboko wierzący, czy był ateistą, czy miał poglądy konserwatywne, czy był anarchistą z przekonania, czy był góralem, Kaszubą, czy pochodził ze Śląska "wszyscy bez wyjątku, którzy mieli w sobie to elementarne poczucie odpowiedzialności za ojczyznę i to elementarne poczucie przyzwoitości, uczestniczyli w tym wielkim święcie stając się z godziny na godzinę lepszymi". - Czy to byli ludzie bez wad? Czy wy, ja, ktokolwiek kto był wtedy (...) czy byliśmy ideałami? Nie. A dlaczego stawaliśmy się lepsi? - pytał premier. Bo - jak mówił - "fenomen tamtej pierwszej Solidarności polegał na tym, że wszyscy u każdego i każdy u wszystkich szukał tego, co dobre w nim, a nie tego, co złe". - I dlatego wtedy w Solidarności było 10 milionów ludzi - podkreślał Tusk Jak mówił, pamięta dokładnie pierwszy zjazd delegatów i tysiące ludzi wokół Hali Oliwii. - Nie mieli wątpliwości, kiedy witali z uwielbieniem każdego wchodzącego, że łączy ich wszystkich wspólnota celów, bo one miały powszechny charakter - powiedział Tusk. Jak podkreślił, to "nie była wspólnota celów jednego związku zawodowego, jednej grupy zawodowej, kogoś silniejszego". - Wszyscy wiedzieli, że na pierwszym krajowym zjeździe spotyka się reprezentacja narodu, która podjęła wielki wysiłek walki o wolność i niepodległość dla wszystkich bez wyjątku Polaków, a nie dla jednej grupy, przeciwko drugiej grupie - dodał szef rządu. Burza podczas wystąpienia premiera Jak zauważył, wówczas ludzie "wiedzieli, że Solidarność tamta jest darem powszechnym dla każdego Polaka, bez wyjątku - nawet dla tych, którzy byli naszymi przeciwnikami". Te słowa Tuska spotkały się z gwizdami części obecnych w hali widowiskowej w Gdyni i okrzykami: "solidarność". - Kiedy Jan Paweł II mówił w Sopocie, że nie ma solidarności bez miłości, to podsumowywał prawdziwe doświadczenie milionów ludzi - mówił premier. W jego opinii, "ta prawdziwa solidarność wyklucza nienawiść". - To jest, być może, jedyne wykluczenie w tej wielkie solidarności - wykluczenie nienawiści - dodał. Szef rządu przypomniał także w swoim wystąpieniu piosenkę Jacka Kaczmarskiego "Modlitwa o wschodzie słońca", w której padają słowa: "ale zbaw mnie od nienawiści, ocal mnie od pogardy Panie". - To była prośba o to, by z nami nie stało się coś złego, żeby nikt z nas nie wpadł w szpony pogardy i nienawiści. Nie żeby nas nienawidzono, nami nie pogardzano, tylko, żebyśmy nigdy nikim nie pogardzali i nikogo nie nienawidzili. Tego życzę wszystkim - powiedział Tusk. W zastępstwie brata Jarosław Kaczyński, który zabrał głos po premierze, oświadczył, że przemawia w zastępstwie tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Lecha Kaczyńskiego, który - jak podkreślił - był człowiekiem Solidarności. W sali rozległy się oklaski. - Wiem, że gdyby nie tragiczna, przedwczesna śmierć, byłby tutaj, przemawiałby tutaj. Sądzę, że miałby bardzo, bardzo wiele do powiedzenia. Nie ma go już wśród nas - powiedział prezes PiS. - Pamiętajcie o nim, pamiętajcie, bo jego misja wskazuje na to, że idea Solidarności trwa, że jest nieśmiertelna - powiedział. Kaczyński podkreślał, że Solidarność mogła powstać m.in. dzięki rewolucji moralnej. Dzięki temu - mówił - że w tamtych dniach Polacy odrzucili opresję, zło, oszustwo, manipulację. Zwracał uwagę, że wszyscy, którzy pamiętają tamte dni, znakomicie muszą pamiętać jak często posługiwano się pojęciem manipulacja. "Nie wolno manipulować ludźmi" - Nie wolno ludźmi manipulować, nie wolno ludzi oszukiwać. Trzeba mówić jak jest. Nie wolno zmieniać znaczenia słów, bo to też jest manipulacja, a tak często się z nią spotykamy i na tej sali - mówił gromko oklaskiwany. Jak dodał, Solidarność była społecznym buntem przeciwko wielkiej niesprawiedliwości, przeciwko haniebnemu traktowaniu pracy i pracowników, domaganiu się by prawa pracownicze były przestrzegane. Jak zaznaczył, Solidarność "broniąc wolności, broniąc praw pracowniczych, zawsze odwoływała się do narodu i patriotyzmu". - To była specyficzna wersja patriotyzmu; to był patriotyzm odwagi i nadziei. Stworzyć tego rodzaju organizację w środku komunistycznego imperium, zawrzeć porozumienie, którego istotą była zmiana ustroju - to wymagało wielkiej dzielności, wielkiej odwagi - powiedział prezes PiS. Podkreślał, że ta sprawa już 30 lat temu stała się także w stoczni przedmiotem sporu. Mówił, że przybyła wówczas tam grupa ludzi o znanych nazwiskach z autorytetem, ludzi - zaznaczył - dobrej woli, "ale mieli oni plan kompromisu, który gdyby go realizować, okazałby się pozorem". Kaczyński oświadczył, że jego brat miał wówczas zadanie, które było wielkim zaszczytem: reprezentował robotniczą polską odwagę wobec tych ludzi. - Robotnicy chcieli więcej i historia przyznała im rację. Solidarność zmieniła Polskę, Solidarność zmieniła Europę, Solidarność zmieniła świat - powiedział. 30-letni spór Według niego ów spór trwa przez całe 30-lecie aż do dziś. - Niejeden raz okazywało się, że chcieć więcej to być odważnym, to realizm, a chcieć mniej, być bardziej ostrożnym to droga w istocie do straty wszystkiego, do kapitulacji - powiedział lider PiS. Po jego przemówieniu delegaci oklaskiwali go na stojąco skandując "Solidarność! Solidarność!". Nieoczekiwanie na wystąpienie lidera PiS zareagowała Henryka Krzywonos. - Słucham tak pana prezesa i - powiem szczerze - jestem zwykłą kobietą, więc jakbym miała was obrazić, to z góry przepraszam - krew mnie jaśnista zalewa. Bo przecież obraża tu nas wszystkich - mówiła. Niektórzy w sali na te słowa zareagowali gwizdami. Krzywonos: Co się panu stało? - Momencik, zaraz będziecie gwizdać, nie pozwolę siebie przekrzyczeć - zareagowała Krzywonos. Jak podkreśliła, "Solidarność to jest słowo, które zobowiązuje". - Więc ja was bardzo proszę - zachowujmy się jak ludzie, bo to żeśmy sobie wypracowali - powiedziała. - A pana, panie prezesie, bardzo proszę, żeby pan nie buntował ludzi przeciwko sobie. Nie wiem, co panu się stało. Ja panu bardzo współczuję, ale proszę współczuć innym i dać im normalnie żyć, bo wszystko, co pan robi, to - przepraszam bardzo, mnie to obraża - pan niszczy godność Lecha, to pan ją niszczy, dołuje. Naprawdę tak się dzieje - powiedziała. Zaznaczyła, że w sali są obecni uczestnicy strajków zarówno z PiS, jak i PO, których ona bardzo szanuje. - Solidarność to słowo, które zobowiązuje. Nasze dzieci oglądają to wszystko. Co myśmy sobie wywalczyli po trzydziestu latach? Gwizdy, nieszanowanie ludzi, którzy tam byli i robili? - pytała i apelowała o jedność. Co sądzisz o wystąpieniu Henryki Krzywonos? - podyskutuj na Forum Jarosław Kaczyński odpowiadając Krzywonos powiedział: - Pani była łaskawa mnie całkowicie nie zrozumieć; to jest wielkie nieporozumienie. Janusz Śniadek na zakończenie zjazdu przekonywał, że jest jedna Solidarność. - Jeden Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność", który zmienia się, tak jak zmienia się Polska - mówił. Po tych słowach zebrani w hali widowiskowej w Gdyni delegaci zaczęli skandować: "Solidarność". "Nie sprawiedliwość i solidarność, ale kłótnie" - Spełniły się nasze najpiękniejsze sny o wolności, za którą pokolenia przelewały krew. Żyjemy w wolnej Polsce, należącej do NATO i UE, do wielkiej rodziny wolnych demokratycznych narodów i tylko od nas zależy, jaki użytek robimy z tej wolności - podkreślił przewodniczący związku. Jak zaznaczył, "dzięki pracy milionów ludzi, dzięki ich wyrzeczeniom Polska gospodarka staje się coraz silniejsza, a przepaść dzieląca nas kiedyś od krajów rozwiniętych, maleje". - Ale dlaczego nie ma w nas tak wielkiej radości, satysfakcji i dumy. Czy możemy, z ręką na sercu, powiedzieć, że zrobiliśmy co tylko możliwe, aby Polska była dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którym się powiodło? - pytał. - Nie sprawiedliwość i solidarność, ale kłótnie i podziały to nasza rzeczywistość. Filozofia "radź sobie sam", złudna idea taniego państwa, język szyderstwa i kpiny, obecny w debatach politycznych zbierają swoje żniwo. Polacy nie cenią swojego państwa, nie ufają żadnej władzy, nie chcą brać aktywnego udziału w życiu publicznym - ocenił Śniadek. W jego opinii, "tanie państwo okazało się bardzo drogim państwem, które nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim obywatelom, swoim elitom z prezydentem na czele, powodzianom". Jak przypomniał, to robotnicy, wraz z kierownictwem zakładu, heroiczną walką ocalili miejsca pracy w sandomierskiej hucie szkła. "Nie damy sobie zamknąć ust" Śniadek nawiązał też do zarzutu o upolitycznienie związku. - Takie oskarżenia padają zawsze, gdy podnosimy trudne problemy. Każda władza chce w ten sposób usprawiedliwić brak woli, dialogu i porozumienia - mówił. - Zapewniam, że oskarżeniami o mieszanie się do polityki nie damy sobie zamknąć ust - dodał. Te słowa część uczestników nagrodziła oklaskami. Podkreślił, że Solidarność nie da odesłać się do muzeum i - jak mówił - zawsze będzie tam, gdzie pracownicy będą potrzebować pomocy w obronie swojej godności. - Dziękuję wam za Solidarność. I proszę was o solidarność - powiedział Śniadek, a uczestnicy zjazdu skandowali: "Solidarność". Wcześniej ambasador USA Lee A. Feinstein odczytał list prezydenta USA Baracka Obamy do uczestników zjazdu. Jak podkreślił, Polska, organizując ruch solidarnościowy, przypomniała o potędze jednostki, która jest w stanie kształtować swoje przeznaczenie. Szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek apelował by pamiętać zawsze o tym, że to my, Polacy, przywróciliśmy 30 lat temu blask i świetność słowu "solidarność". Jak dodał, słowo "solidarność", które wyraża najważniejszą wartość społeczną, stało się ponownie, także daleko od Polski, "spoiwem dla działania ludzi". - Polacy pokazali, że w oparciu o Solidarność można zwyciężać zło nawet uzbrojone w karabiny i czołgi. Dlatego czujmy się odpowiedzialni za Solidarność - powiedział Buzek. W uroczystym zjeździe w sali widowiskowo-sportowej w Gdyni uczestniczyło ok. 2,5 tys. osób. Na początku obrad jego uczestnicy obejrzeli film o historii "S" a metropolita gdański arcybiskup Sławoj Leszek Głódź odmówił krótką modlitwę.