Na początku września 2018 r. sprawę opisywał m.in. Polsat News. Jeden z widzów wysłał film do redakcji, na którym widać, jak policjanci próbują reanimować 56-letnią kobietę więzioną w bagażniku Toyoty Avensis. Już wówczas było wiadomo, że Jacek K. prowadził samochód pod wpływem alkoholu. Jak się później okazało, był także odurzony amfetaminą. Chociaż 28-latek przebywa obecnie w areszcie, może trafić do zakładu psychiatrycznego, bo sprawa została umorzona. - Pierwotnie Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał oskarżonego na 14 lat kary bezwzględnego pozbawienia wolności. Wyrok został zaskarżony. Jakkolwiek wydawało się, że Sąd Apelacyjny utrzyma wyrok w mocy lub zwiększy karę orzeczoną względem oskarżonego, tak Sąd Apelacyjny w Gdańsku stwierdził, że Sąd Okręgowy w sposób niedostateczny zbadał poczytalność oskarżonego i w tym zakresie wydał mu wiążące wytyczne, uchylając zaskarżony wyrok i przekazując sprawę do ponownego rozpoznania do sądu pierwszej instancji - tłumaczy Interii mec. Gautier. Ostatni, nieprawomocny wyrok zapadł 1 czerwca w Gdańsku. - Sąd Okręgowy w Gdańsku po ponownym rozpoznaniu sprawy w czerwcu tego roku postanowił stwierdzić brak podstaw do skazania oskarżonego i umorzył postępowanie w sprawie - wyjaśnia mec. Gautier, który współpracuje z rodziną ofiary. - Sąd Okręgowy podkreślił, że sprawstwo Jacka K. nie budzi najmniejszych wątpliwości, podobnie jak uzależnienie oskarżonego od narkotyków, jednak jego uzależnienie od narkotyków należy potraktować na równi z chorobą psychiczną, która wyłącza możliwość skazania oskarżonego - relacjonuje. Śmierć za odwyk i pieniądze Rodzinna tragedia rozegrała się rano, 5 września. To wówczas Jacek K. pokłócił się ze swoją matką, a potem ją zaatakował. Powód? Pieniądze i leczenie odwykowe, któremu oboje mieli się poddać. Nie ulega wątpliwości: zbrodnia, przynajmniej według śledczych, wyglądała makabrycznie. "W pewnym momencie wziął do ręki pogrzebacz i uderzył ją (Annę K. - red.) w głowę. Następnie przemieścili się do garażu, gdzie Jacek K. uderzał matkę pięściami po głowie, kopał w plecy, po czym skrępował jej zbrojoną taśmą klejącą ręce w nadgarstkach i dłonie oraz nogi w kostkach, a także owinął głowę, zakrywając usta i częściowo otwory nosowe. Następnie podjechał pod drzwi garażu samochodem osobowym Toyota Avensis, włożył żyjącą jeszcze Annę K. do bagażnika i odjechał" - ustalił sąd. Zabójca przez kilka godzin jeździł samochodem po okolicy, a jego matka konała w bagażniku. Około południa postanowił zwrócić się do swojej koleżanki. Chciał pożyczyć pieniądze, ale dziewczyna odmówiła. Wtedy zaprosił ją do swojego samochodu. Otworzył bagażnik auta, w którym było widać ciało. Kiedy kobieta zapytała, czy w środku leży matka K., morderca zaczął się śmiać i wsiadł do toyoty. Niedługo później o sprawie zawiadomiono policję, a mężczyzna został zatrzymany. Po zatrzymaniu i przebadaniu Jacka K. okazało się, że wydmuchał 0,45 mg/dm alkoholu, a we krwi ujawniono amfetaminę, której stężenie było niższe niż próg dla stanu "po użyciu". Warto dodać: zabójca nie miał uprawnień do kierowania pojazdami mechanicznymi. Jakie obrażenia biegli stwierdzili u Anny K.? "Doznała wielomiejscowego stłuczenia powłok głowy powstałych wskutek urazów mechanicznych godzących z dość dużą siłą oraz powłok tułowia, zwłaszcza pleców, z wielomiejscowym złamaniem żeber z wylewami w mięśniach oraz stłuczenia płuc, powstałych wskutek urazów mechanicznych zadanych z bardzo dużą siłą, najprawdopodobniej nogą. Zmarła wskutek uduszenia się" - ustalili specjaliści z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. "Zawsze był rozpuszczony" W sprawie zbrodni z Kazimierzowa skontaktowaliśmy się z rodziną ofiary i kata. - Jacek zawsze był ciężkim, rozpuszczonym dzieckiem, stwarzał problemy. Miewał kłopoty w szkole, pobił kogoś, rozbił auto. Jednak chyba nikt nie spodziewał się zbrodni, to przechodzi ludzkie pojęcie - tłumaczy nasz rozmówca. - Najgorsze jest to, że naprawdę miał potencjał: mówił w sześciu językach, uczył się za granicą. Nie był głupi. Zszedł na złą drogę. Nasza rodzina nie była wzorowa, problemy się piętrzyły: mama piła, ojciec jest przestępcą - dodaje. Jak usłyszeliśmy, "czerwcowy wyrok sądu okręgowego to skandal". - W tej sprawie chodzi o sprawiedliwość, chociaż nic, co się wydarzy, nie zwróci nikomu życia. Teraz ja się boję o własne życie, nie wiem, co może mu przyjść do głowy - uważa krewny K., który zdecydował się na rozmowę z Interią. - Byłoby lepiej, gdybyśmy byli w stu procentach pewni, że ten człowiek nie zbliży się ani do mnie, ani do mojej rodziny. Jacek zrobił coś bardzo złego i musi ponieść konsekwencje. Tu nie ma miejsca na pobłażanie - usłyszeliśmy. Mec. Adam Gautier: - Co szczególnie istotne, powołani w sprawie biegli sądowi jednoznacznie wskazali, że oskarżony był świadomy swojego postępowania, albowiem wiedział, jaki wpływ na jego postępowanie ma zażycie narkotyków - mimo to Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował się dokonać takiej wykładni przepisów prawa karnego, która nakazuje uznać oskarżonego za osobę niepoczytalną - tłumaczy Interii adwokat. I odwołuje się do przykładu kierowcy, który prowadzi auto po spożyciu alkoholu i nie jest traktowany jako osoba chora psychicznie. - Uznaje się bowiem, że sprawca jest świadomy, że odurzając się, musi liczyć się z negatywnymi konsekwencjami swojego postępowania i brać za nie odpowiedzialność - podkreśla Gautier. Zarówno oskarżyciel posiłkowy jak i prokuratura domagają się kary bezwzględnego pozbawienia wolności dla Jacka K. Zgodnie z wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku z 1 czerwca postępowanie umorzono, a morderca ma trafić do zakładu psychiatrycznego. Oskarżony otrzymał też zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Od wyroku złożono apelację. Jakub Szczepański