Zaraz po Nowym Roku, gdy już wiadomo było, że szczepionkę wykupić musi każdy pacjent, wszystkie zapasy błyskawicznie zniknęły. Mimo że leki nie są tanie (na potrójną, obowiązkową dawkę trzeba wydać około 600 zł) półki w aptekach świecą pustkami. Na przykład w Krakowie we wszystkich można usłyszeć to samo: "Szczepionek nie ma w żadnej hurtowni." Producenci leków tłumaczą, że nie spodziewali się takiego oblężenia aptek. Zapasy się wyczerpały, a kolejna partia szczepionek zanim trafi na półki sklepowe musi być przebadana przez Państwowy Zakład Higieny. Ta procedura trwa nawet kilka tygodni. Chorzy, którzy czekają na zabieg zdani są na szczęście w poszukiwaniach szczepionki na żółtaczkę typu B lub po prostu muszą odłożyć wykonanie zabiegu. Wszystkie szczepionki przeciwko żółtaczce wszczepiennej są równorzędne i jeśli pacjent przyjął już dwie dawki, to trzecią może zażyć innej firmy niż poprzednie.