- Oprócz radykalizmu trzeba było mieć jeszcze głowę na karku. Trzeba było wiedzieć, co można osiągnąć, a co nie. Grudzień 1970 r. pokazał, że za atak na partię, na gmachy publiczne po prostu się strzela do ludzi - powiedział Borusewicz. - W 1980 r. czuliśmy się nie tylko odpowiedzialni za siebie, ale i za tych, którzy za nami poszli - dodał marszałek. Przypomniał, iż spośród postulatów zgłaszanych przez strajkujących wykreślił żądanie wolnych wyborów. Nakazał także zniszczyć cały nakład ulotek zawierający ten zapis. - Domaganie się wówczas wolnych wyborów było niczym innym jak wezwaniem skierowanym do partii, by oddała władzę. A to było z jej strony nie do przyjęcia. Nie mogliśmy wysuwać bardziej radykalnych żądań, bo druga strona miała za sobą 400 tys. wojska, 100 tys. milicji, 40 tys. w różnych służbach specjalnych, a ponadto w Polsce stacjonowało 40 tys. żołnierzy rosyjskich - wyjaśnił Borusewicz. Strategia prowadzących strajk była oparta na doświadczeniach walki z komunistycznym reżimem w minionych latach. - To, co robiłem - podkreślił - opierałem na analizach roku 1970 - buntu robotniczego na Wybrzeżu stłumionego krwawo przez władzę, tego, co zaszło na Węgrzech w 1956 r. i w Czechosłowacji w 1968 r. To doświadczenie pozwoliło nam uniknąć błędów - zaznaczył Borusewicz. - Znając przebieg negocjacji z 1970 r., przywódcy strajku nie wysunęli jako pierwszych żądań płacowych. Kiedy 10 lat wcześniej np. w Szczecinie, władza negocjowała z robotnikami, godziła się na podwyżkę płac i sprawa była załatwiona. W 1980 r. na pierwszym miejscu postawiłem wolne związki zawodowe, choć był to najtrudniejszy postulat - przypomniał. Według niego władza zwlekała z podpisaniem zgody na powstanie wolnych związków, bo one "rozsadzały cały system". - System komunistyczny był systemem państwa scentralizowanego, w którym rządziła jedna partia i wszystko było jej podporządkowane, także związki zawodowe, prasa, radio, telewizja. Niezależne, samorządne organizacje pracownicze burzyły tę strukturę - zwrócił uwagę. Zdaniem Borusewicza, strona partyjno-rządowa zgodziła się na powstanie wolnych związków zawodowych dlatego, że była ogromna presja. - Strajk w stoczni trwał już 17 dni, w kraju nasilała się fala protestów, rozpoczynał się strajk górniczy. Zgodziła się więc, sądząc, że nas, czyli grupę opozycyjną, wysadzi z tego związku. Ale to się nie udało - powiedział marszałek. Znaczenie Sierpnia '80 jest - zdaniem Borusewicza - nie do przecenienia. - Polska jest zupełnie innym państwem, bogatszym, przede wszystkim wolnym i demokratycznym. Jest państwem suwerennym, które decyduje o własnych sojuszach. Zdecydowaliśmy o wstąpieniu do Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej - wylicza. Przyznał, że na przeobrażenia w Polsce złożyły się wyrzeczenia i wysiłek wielu ludzi. - Zmiany polityczne można było przeprowadzić dosyć szybko i sprawnie. Przejście z gospodarki rynkowej do wolnorynkowej trwało znacznie dłużej - dodał. - Kiedy rozpoczynaliśmy strajk w sierpniu 1980 r., nigdy nie sądziłem, że będziemy żyli w wolnej i demokratycznej Polsce. To wydawało się niemożliwe - powiedział Borusewicz.