Bez wyroku w sprawie Tatr
Nie doszło do zaplanowanego na dziś ogłoszenia wyroku w procesie Mirosława Sz., nauczyciela geografii i opiekuna wycieczki tyskich licealistów, których 2 lata temu porwała lawina pod Rysami. Zginęło wtedy 8 osób.
Sąd Okręgowy w Katowicach postanowił wznowić zamknięty już przewód sądowy. U podstaw takiej decyzji legły względy proceduralne.
Sprawa nie dotyczy zarzutu narażenia na śmierć licealistów, ale dnia przed zajściem lawiny - 27 stycznia 2003 roku - kiedy Mirosław Sz. zabrał na Rysy pierwszą grupę uczestników wyprawy. Wtedy wszyscy pomyślnie zeszli ze szczytu.
Sąd uprzedził, że w tej sprawie może zmienić oskarżonemu zarzut na art. 160 kodeksu karnego. Mówi on o narażeniu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jeżeli ktoś dopuścił się tego przestępstwa nieumyślnie - jak być może przyjmie sąd - ściganie go następuje wyłącznie na wniosek pokrzywdzonych. Dotąd nie złożyli oni oświadczeń w tej sprawie.
- Nie przesądzając wobec tego o treści samego wyroku, treści rozstrzygnięcia co do tego zarzutu, istotne jest dla sprawy, aby pokrzywdzeni wypowiedzieli się, czy w razie przyjęcia przez sąd kwalifikacji prawnej z art. 160, par. 2 i 3 kodeksu karnego będą chcieli, czy nie będą chcieli ścigania za ten czyn - powiedział przewodniczący składu orzekającego sędzia Aleksander Sikora.
Sąd zapyta o to 11 pokrzywdzonych - 10 uczestników wycieczki i żonę opiekuna, który zginął w lawinie 28 stycznia. Jeżeli nie będą chcieli, by Mirosław Sz. odpowiadał za ten czyn, postępowanie w tym zakresie zostanie umorzone. Termin następnej rozprawy sąd wyznaczył na 18 marca.
Niezależnie od tego, sąd na pewno nie umorzy zarzutu związanego ze śmiercią uczestników wyprawy 28 stycznia. W tej części Mirosław Sz. został oskarżony o to, że nieumyślnie doprowadził do wywołania lawiny i naraził w ten sposób uczestników wycieczki na śmierć.
"Było to nie tylko zlekceważenie zasad bezpieczeństwa, ale i przepisów prawa. Takiego zachowania nie można oczekiwać od nauczyciela" - powiedziała w wystąpieniu końcowym prokurator Małgorzata Ciężkowska-Gabryś. Wytykała oskarżonemu, że zabrał na Rysy nowych, niedoświadczonych i niewystarczająco przeszkolonych ludzi, nie zaangażował przewodnika górskiego i zabrał w góry zbyt liczną grupę (w góry wyszło 13 osób, w tym dwóch opiekunów; lawina przysypała 9 z nich; 8 zginęło, w tym jeden z opiekunów).
"Takiej lawiny nikt nie mógł przewidzieć. Przy takiej skali doświadczenie prawdopodobnie jest nieprzydatne" - bronił się Mirosław Sz.
Wszystko wskazuje na to, że została podcięta przez samych turystów. Czoło lawiny załamało lód na Czarnym Stawie i pogrzebało w nim większość ofiar.
Podczas składania zeznań w marcu ubiegłego roku, jeden z uratowanych licealistów mówił, "że opiekun wycieczki (...) wielokrotnie instruował uczestników wyprawy, jak mają się do niej przygotować, jaki zabrać sprzęt i jak go używać. Uczniowie ćwiczyli m.in. korzystanie z raków i czekana". Mówił im także, jak zachować się na wypadek lawiny. "Wieczorem i rano w dniu wyjścia na Rysy profesor rozmawiał z ratownikami TOPR. Powiedzieli, że jest dwójka i można iść" - dodał świadek.
Lawina, która 28 stycznia 2003 roku porwała pod Rysami wycieczkę z Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion" działającego przy I LO w Tychach, była najtragiczniejszą w historii polskich Tatr. Działalność klubu została zawieszona.
Najbardziej tragiczna lawina w Tatrach Słowackich zabiła w 1974 r. 14 narciarzy - 12 uczniów, nauczyciela i jego syna.
Tragedia skłoniła też TOPR, Tatrzański Park Narodowy oraz Urząd Miasta w Tychach do zorganizowania ogólnopolskiej akcji edukacyjnej "Bezpieczne Tatry".
INTERIA.PL/RMF/PAP