- Stopy procentowe są podnoszone, więc banki radykalnie i szybko podnoszą oprocentowanie kredytów, przenosząc wszelkie koszty na swojego klienta. Nie doprowadzają do żadnego ruchu na cenie depozytów, nie ma tutaj żadnej konkurencji w tym zakresie - powiedział dr nauk ekonomicznych z SGH. Według niego sytuację w obliczu rosnącej inflacji powinny ratować dwa mechanizmy - oba inspirowane przez instytucje polskiego państwa. Artur Bartoszewicz: Potrzebujemy prezesa NBP z wyobraźnią oraz realnym działaniem w polityce pieniężnej - Państwo powinno radykalnie podwyższyć (oprocentowanie) obligacji dla swoich obywateli, emitując obligacje chroniące zasoby - szczególnie właśnie - (drobnych) ciułaczy. To mogłaby być nawet wartość limitowana, wynosząca nie więcej niż 10, 20 tys. zł. W moim przekonaniu oprocentowanie powinno wynosić co najmniej połowę inflacji - powiedział ekspert, dodając, że takie mechanizmy są konieczne, by chronić obywateli. Ostrzegł, że jeżeli takie działania nie zostaną podjęte, to w efekcie powstanie grupa obywateli spauperyzowanych, a w przyszłości powstaną także ogromne koszty społeczne związane z utrzymywaniem tych, którzy zbiednieli. Drugim działaniem według Bartoszewicza są inicjatywy związane z polityką pieniężną. Jego zdaniem banki powinny być zmuszone do podwyższania rezerw obowiązkowych, przy czym mechanizm ten powinien być powiązany ze wzrostem oprocentowania depozytów. - Jeżeli dane instytucje nie podwyższają oprocentowania depozytów, powinny mieć automatycznie zwiększone rezerwy obowiązkowe - postulował dr Artur Bartoszewicz. - Powinna być podjęta gra, bardzo bezwzględna, ale do tego potrzeba nam jest siła NBP i prezes NBP z wyobraźnią oraz realnym działaniem w polityce pieniężnej - dodał. Zdaniem Bartoszewicza "dzisiaj mamy gierkę o to, kto będzie prezesem NBP". - A tak naprawdę o to, komu zapewni się kadencję na lata, a nie o to, czy rzeczywiście interes polskiego złotego i Polaków jest zapewniony - stwierdził ekonomista. Artur Bartoszewicz: Sektor bankowy jest nadmiernie uprzywilejowany Bartoszewicz uznał, że część uczestników rynku usług finansowych w Polsce jest nadmiernie uprzywilejowana. - Sektor bankowy jest nadmiernie uprzywilejowany w stosunku do klientów i to nie jest tak, że my konsumenci mamy jakikolwiek wybór. Reguły gry są budowane tylko pod jedną stronę. Tego przykładem są kredyty odnoszące się do walut obcych, zawierające wiele zapisów abuzywnych, czego system cały czas nie widzi, a kredytobiorców odsyła do sądu - argumentował. - Mamy sytuację radykalnego podnoszenia oprocentowania kredytów w złotych (po podwyżkach stóp procentowych), mamy do czynienia z nieoprocentowaniem w poprawny sposób depozytów, mamy do czynienia z szeregiem instrumentów toksycznych, które były kładzione na rynek, mamy do czynienia ze stadem świętych krów, które zostały wytworzone w Polsce. To jest sektor bankowy - dodał. - Społeczeństwo jest traktowane jak system gwarantowania zysków - ocenił ekspert. - Nie ma żadnego podziału ryzyka. Nie ma państwa w Europie, które miałoby system konstrukcji kredytów budowany w taki sposób, gdzie całe ryzyko jest przenoszone na kredytobiorcę. W normalnym państwie funkcjonuje coś takiego jak bankierzy. W Polsce funkcjonują banksterzy - stwierdził dr nauk ekonomicznych z SGH. Artur Bartoszewicz: Dziś bankster doprowadza do sytuacji, gdzie jego interesem jest przejmowanie majątku Zapytany przez Grzegorza Jankowskiego, czy nie obawia się konsekwencji takich stwierdzeń zaprzeczył. - Proszę bardzo, możemy iść do sądu, możemy ze sobą rozmawiać, poszczególne osoby wzywać na świadka i budować cały przekaz, wreszcie tłumaczyć społeczeństwu jak wygląda system bankowy - powiedział. - Różnica jest bardzo prosta. Historycznie bankier dbał o bezpieczeństwo swojego klienta, nie pożyczał wtedy, kiedy widział, że nie ma możliwości zwrotu. Dbał o to, żeby bezpieczeństwo finansowe klienta było zapewnione. Dziś bankster doprowadza do sytuacji, kiedy jego interesem jest przejmowanie majątku, na który zostały pożyczone pieniądze. Przy bankach są specjalne firmy przejmujące nieruchomości odebrane od klientów, którzy byli niewypłacalni. To znaczy, że celem nie jest całkowicie pożyczanie pieniądza na procent, tylko, żeby w każdym wymiarze zarobić na swoim kliencie. Złupić klienta. To są systemy irracjonalne, które nie wiążą się z żadnym systemem zaufania - przekonywał Bartoszewicz. - A przecież od dziecka mamy cały czas wpajane, wbijane, że banki to jest krwiobieg, że to jest bezpieczeństwo, że to są instytucje zaufania publicznego. Jak słyszę osoby, które coś takiego mówią, to zastanawiam się, "jaki masz interes człowieku w tym, żeby takie słowa mówić" - dodał ekonomista. Więcej przeczytasz na polsatnews.pl