Projekt zostanie w czwartek przedstawiony w Sejmie, a następnie skierowany do konsultacji społecznych z organizacjami pozarządowymi, gospodarczymi i związkami zawodowymi. Przez miesiąc Lewica będzie czekać na ich opinie. Dopiero potem projekt ma trafić do laski marszałkowskiej. "Miliony Polaków korzystają z platform cyfrowych, takich jak sieci społecznościowe i komunikatory. Nie da się ich uniknąć. Te platformy należą do kilku wielkich firm, które mają dominującą pozycję na rynku. Działa tu tzw. efekt sieciowy - firma, która ma już na pokładzie setki milionów konsumentów, posiada olbrzymią przewagę nad ewentualną konkurencją" - powiedział Zandberg. Podkreślił, że platformy cyfrowe zarabiają na użytkownikach z Polski miliardy złotych, przy czym źródłem ich zysku jest przede wszystkim wiedza o nas jako o użytkownikach. "Kiedy korzystamy z Facebooka, Google'a, Amazona, te firmy zbierają o nas szczegółowe dane. Następnie wykorzystują te dane do celów biznesowych i je sprzedają, np. w formie reklam profilowanych. To generuje ogromne zyski. Te firmy stosują bardzo agresywne planowanie podatkowe. Efekt jest taki, że pieniądze, które obecnie trafiają od nich do budżetu państwa, są nad wyraz skromne" - zaznaczył polityk. "To nie jest problem wyłącznie Polski" Jak zauważył, to nie jest problem, z którym borykają się wyłącznie Polacy - ma z nim do czynienia wiele krajów na świecie. Dodał, że wiele z nich rozpoczęło prace, by te platformy "realnie poddać opodatkowaniu". "Proponujemy wprowadzenie podatku, który obejmie korporacje mające globalny skonsolidowany przychód powyżej 750 mln euro. To firmy, które mają dominującą pozycję rynkową, często na pograniczu monopolu. Wśród nich są: Google, Facebook czy Amazon. Chcemy, by te korporacje płaciły od swojego przychodu w Polsce podatek na poziomie 7-proc. To rozwiązanie podobne do modelu czeskiego" - powiedział Zandberg. Przekonywał, że 7 proc. podatku to nie jest dużo, zważywszy na "uprzywilejowaną pozycję rynkową i olbrzymie marże gigantów cyfrowych". Dochód z tego podatku - zaznaczył Zandberg - jest szacowany na ok. 2 mld zł rocznie. "Chcemy powołać za te pieniądze publiczny fundusz, finansujący badania naukowe i rozwój w zakresie nowych technologii. Te środki trafiłyby także na działalność edukacyjną, w tym doprowadzenie kabli światłowodowych do wszystkich szkół, bibliotek i instytucji kultury" - mówił Zandberg. Nie ma "świętych krów" Dopytywany, czy nie obawia się przerzucenia kosztów podatku na klientów, Zandberg podkreślił, że dla większości koncernów cyfrowych "jesteśmy produktem, o którym zbierają dane i je sprzedają, a nie klientem". Zaznaczył, że Lewica dysponuje ekspertyzami, zgodnie z którymi cyfrowe giganty nie będą w stanie tych obciążeń "zepchnąć" na użytkowników. Zandberg podkreślił, że polski rząd wycofał się ze swojej wcześniejszej zapowiedzi opodatkowania cyfrowych gigantów mówiąc, że czeka na rozwiązanie, które przyjdzie z "wyższego poziomu" - OECD czy Komisji Europejskiej. "Jeśli kiedyś w przyszłości pojawi się rozwiązanie międzynarodowe, to bardzo dobrze, ale Polska potrzebuje działającego rozwiązania już dziś. Musimy się przygotować na najbardziej prawdopodobny scenariusz, że żadnego porozumienia w OECD nie będzie. USA robią wszystko, by do niego nie doszło. Walczą o to, by ich firmy, bo w większości są to firmy amerykańskie, dalej płaciły śmiesznie niskie podatki. Polska ma w tej sprawie zupełnie inny interes niż USA" - powiedział. Pytany o ewentualne polityczne konsekwencje wprowadzenia podatku, zwłaszcza od strony amerykańskiej, Zandberg podkreślił, że "Polska jest krajem suwerennym i powinna prowadzić podmiotową politykę - czyli uczciwie rozmawiać z partnerami i zakomunikować im, że nie będzie 'świętych krów'". Według niego jeśli tę zasadę poddamy, to znaczy, że "zgadzamy się na to, by mieć status kolonialny".