"The Washington Post": Robin Hood z Ukrainy walczy z polską szlachtą i bije rekordy w kinach
Ukrainę podbija film o atamanie, który zachowuje się niczym legendarny Robin Hood. Łupi bogatych, by rozdawać zdobyte skarby biednym wieśniakom. W ukraińskiej superprodukcji Ołeksa Dowbusz staje też na czele chłopskiego buntu przeciwko brutalnym rządom polskiej szlachty w XVIII w. "Dowbusz. Tajemnica czarnych gór" z miejsca stał się hitem kin w Ukrainie. W filmie grają także polscy aktorzy - Agata Buzek i Mateusz Kościukiewicz.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W każdy piątek w ramach cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik "The Washington Post", z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 73-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera.
"Dowbusz. Tajemnica czarnych gór". Film o takim tytule podbija ukraińskie - i nie tylko - kina od kilku tygodni.
Akcja dramatu przenosi widza w realia XVIII-wiecznych ziem ukraińskich Karpat i opowiada o legendarnej postaci huculskiego atamana, Ołeksego Dowbusza, który przypomina Robin Hooda.
Film z miejsca stał się hitem jesieni w Ukrainie. Porusza nośne i niezwykle aktualne w trakcie rosyjskiej inwazji zagadnienia, jak samostanowienie narodu i walka z najeźdźcą.
"Dovbush" w trudnym czasie wojennym pobił rekordy kasowe i jak dotąd został obejrzany przez ponad pół miliona widzów. Film zarobił blisko dwa miliony dolarów - co jest nieosiągalną kwotą w ukraińskiej kinematografii - co czyni go drugim najbardziej dochodowym ukraińskim filmem fabularnym od czasu uzyskania niepodległości w 1991 r.
- To ukraiński "Braveheart" - mówi jeden z producentów filmu, Daniel Bilak, Kanadyjczyk o ukraińskim pochodzeniu.
"Dowbusz. Tajemnica czarnych gór". Pokazy w pobliżu linii frontu
Film opowiada historię legendarnego karpackiego zbójnika Ołeksego Dowbusza, postaci historycznej owianej mitem i będącej tematem licznych pieśni i opowieści ludowych. "Dowbusz" to opowieść o miłości, przemocy i zdradzie rozgrywająca się w XVIII-wiecznych realiach. Silną stroną produkcji są wspaniałe ukraińskie krajobrazy. Ale to tylko tło głównej opowieści.
Skupia się ona na walce Dowbusza z "polską szlachtą" - która rządziła w tym czasie zachodnią Ukrainą. Główny bohater stanął na czele buntu lokalnej ludności przeciwko brutalnym rządom "miejscowych polskich panów". A pieniądze zdobyte w walkach ze szlachtą rozdawał biednym chłopom. Przynajmniej tak wynika z legendy przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Przebój ukraińskiej kinematografii trwa dwie godziny i ma rekordowy jak na Ukrainę budżet w wysokości 5 mln dolarów. Bilak zwraca uwagę, że film idealnie trafił w swój czas.
- To niesamowite, że odnieśliśmy taki sukces w trakcie wojny. Chociaż, prawdę mówiąc, stało się to, ponieważ jesteśmy na wojnie - przyznaje. Dodaje, że "zawsze wierzył w sukces filmu", chociaż "trochę go zaskoczył".
Popularność filmu o Dowbuszu pozwala spojrzeć na Ukrainę ponad półtora roku po rozpoczęciu brutalnej inwazji Rosji z innej perspektywy. Sukces superprodukcji udowadnia, że pomimo trudnej rzeczywistości ludzie potrzebują rozrywki i chcą oglądać filmy. Ukraińcy łakną narracji, która odzwierciedla walkę ich kraju o przetrwanie.
Biorąc pod uwagę przesłanie i emocje, jakie za sobą niesie, rzeczywistość filmowa bez wątpienia splata się z wojennymi realiami, co nie umknęło urzędnikom. Daniel Bilak zwraca uwagę, że film obejrzało jak dotąd 12 tys. żołnierzy. Czasem pokazy urządzano w szczerym polu w pobliżu linii frontu.
Dlaczego film ma premierę właśnie teraz?
Zdjęcia do filmu zakończono jeszcze w lipcu 2021 r., a więc na kilka miesięcy przed wybuchem pełnoskalowej wojny, gdy walki ograniczały się do wschodnich regionów Doniecka i Ługańska. Premierę początkowo zaplanowano na maj 2022 r., ale przesunięto na "czas po wojnie".
Jednak reżyser Ołeś Sanin, a jednocześnie współscenarzysta, przekonał dystrybutorów, by przyspieszyć wprowadzenie filmu do kin, ponieważ "ponad rok po wojnie Ukraińcy już doświadczyli duchowego zwycięstwa".
- Film jest o nadziei, opowiada o bohaterach, którzy są obecnie bardzo ważni - podkreślił Sanin na krótko przed pokazem urządzonym w szpitalu w centrum Kijowa, gdzie leczą się weterani wojny.
- Znaczenie filmu jest nie do przecenienia. Dlatego zdecydowaliśmy o premierze właśnie teraz - przyznał. Reżyser zaprzeczył, jakoby chciał tworzyć propagandowe dzieło. Zapewnił, że byłoby to "haniebne".
Daniel Bilak zapewnia, że rząd ukraiński nie był zaangażowany w produkcję i nikt nie naciskał na uwzględnienie konkretnego przekazu. - Ukraińska Akademia Filmowa zapewniła większość finansowania - około 2,5 mln dolarów - niezbędnego na początku realizacji. Ale była to forma pożyczki, która ma zostać spłacona z osiągniętych zysków - dodaje.
Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata"
Dowbusz zadaje kłam rosyjskiej propagandzie
Dla wielu widzów film ma wymiar oczyszczający. Ukraińcy pomimo trudów wojny wciąż "mają w sobie wiele woli walki" przeciwko Rosji.
- "Dowbusz" pokazuje, że mamy długą historię walki o wolność i nigdy się nie poddajemy - przypomina Bilak.
Niektóre z osób zaangażowanych w realizację superprodukcji twierdzą, że atrakcyjność dzieła polega na tym, że jest to dzieło historyczne - nawet jeśli część opowieści wiąże się z ludowymi przekazami i legendami.
Fragment filmu odnosi się do rzekomego spotkania Dowbusza z rabinem Izraelem Baalem Szem Towem, żydowskim mistykiem, uznawanym za twórcę chasydyzmu polskiego, który miał udzielić schronienia ukraińskiemu Robin Hoodowi, gdy ten uciekał przed przedstawicielami polskiej władzy.
Legenda głosi, że w geście wdzięczności Dowbusz podarował mu swoją fajkę. Wciąż trwają dyskusje, czy spotkanie, wryte w ludową mitologię, rzeczywiście miało miejsce. Jednak amerykański aktor Luzer Twersky, który zagrał rolę Baal Szem Towa - a jednocześnie jest potomkiem chasydzkiego mistyka - powiedział, że w filmie najważniejsze jest przeciwstawienie się rosyjskiej narracji o braku istnienia odrębnego narodu ukraińskiego.
- Dowbusz wpisuje się w bieżące wydarzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo Rosja próbuje zafałszować ukraińską historię - podkreśla Twersky. - To film historyczny, ale także opowieść mitologiczna. A mitologia narodowa jest ważną częścią historii. Wydaje mi się, że z tego powodu Dowbusz jest tak popularny - dodaje.
"Widok, który na długo zostaje w głowie"
Twersky niedawno wrócił do USA po spędzeniu wielu tygodni w Ukrainie w związku z premierą filmu. Jak mówi, "reakcje widzów były bardzo emocjonalne".
- Po seansach podchodziły do mnie osoby, które opowiadały, że widziały "Dowbusza" już trzy lub cztery razy. Ludzie wciąż chcą go oglądać - zapewnia aktor.
Amerykanin przytacza jedną z historii, które zrobiły na nim ogromne wrażenie.
W mieście Zaporoże, w południowo-wschodniej Ukrainie, przyglądał się widzom wchodzącym do miejscowego kina. Jego uwagę przykuł pewien żołnierz.
- Jeszcze dzieciak, wyraźnie widać, że przybył prosto z frontu. Miał na sobie bandaże, pewnie ledwo go opatrzyli. Na ramieniu miał zawieszony prowizoryczny temblak - opowiada.
Aktor podkreśla, że obraz żołnierza przybywającego na pokaz filmu prosto z frontu zrobił na nim wielkie wrażenie. Jego zdaniem taki widok na długo zostaje w pamięci.
"Mocny film. Spodobałby się mojemu synowi"
Trwająca wojna jest tłem dla każdego pokazu, nadając dodatkowy wymiar opowieści, która rozgrywa się na ekranie. W trakcie projekcji dla wojskowych z końca września w jednym z centrów kultury w Kijowie zorganizowano ceremonię wręczenia medali członkom rodzin dziewięciu żołnierzy, którzy zginęli podczas walk.
Poszczególne osoby wyglądały na oszołomione, gdy odbierały odznaczenia dla swoich synów, mężów i ojców. Po ceremonii, gdy wszyscy zajęli miejsca, jedna z kobiet wpatrywała się w medal i bez przerwy muskała go opuszkami palców.
- Dziś zaprezentujemy wam specjalny okaz. To dramat historyczny - powiedziała dyrektorka centrum kultury Aliona Starodubowa. - Wydarzenia, które zobaczycie na ekranie, miały miejsce w XVIII w. Dokładnie to, co przytrafiło się naszym przodkom, jest aktualne i dziś. Historia zatacza koło - powiedziała na wstępie.
Po filmie 56-letnia Galina Kowal, której syn Ołeksandr Ponomarenko zginął w sierpniu 2022 r. w wyniku ostrzału artyleryjskiego w pobliżu Kramatorska na wschodzie Ukrainy, powiedziała, że film jej się podobał, choć czasami trudno było jej oglądać sceny przemocy.
- Przemoc była straszna, ponieważ wojna jest straszna - powiedziała kobieta, ściskając zdjęcie syna i pośmiertny medal, który otrzymał "za odwagę".
- To był mocny film. Myślę, że mojemu synowi bardzo by się spodobał - powiedziała.
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Artykuł przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: David L. Stern
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji.
Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.
---
CZYTAJ TAKŻE: