"Le Monde": Wielka samotność Zełenskiego

Oprac.: Nina Nowakowska
Nerwowy, zmęczony, zniecierpliwiony. Taki obraz prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego roztaczają informatorzy "Le Monde". Z jego otoczenia zniknęli wszyscy dawni przyjaciele. Poza jednym, 53-letnim olbrzymem. Samotność ukraińskiego lidera staje się coraz bardziej dojmująca.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Dziennik "Le Monde", z którego pochodzi poniższy artykuł, założono pod koniec 1944 r. Od tego czasu gazeta należy do najchętniej czytanych przez Francuzów i stanowi wiodący głos w debacie publicznej.
Na czarno, od stóp do głów. Tak ubrany Wołodymyr Zełenski przybył i opuścił Konferencję Bezpieczeństwa, która odbywała się w niemieckim Monachium w dniach 14-16 lutego. Nie było śladu po koszulce w kolorze khaki, obecnie to ciemne polo z długimi rękawami - wraz z pasującym do niej grobowym wyrazem twarzy - stały się drugim mundurem ukraińskiego przywódcy.
14 lutego ukraińska prasa i specjaliści od geopolityki zwrócili szczególną uwagę na inny symbol tego "Monachium II". - Kiedy zaczynasz rozstrzygać losy kraju bez obecności tego kraju i bez konsultacji z nim samym, to automatycznie nasuwają się skojarzenia z konferencją monachijską w 1938 r. - podsumował ekspert ds. stosunków międzynarodowych François Heisbourg. W tym roku zawarto porozumienia umożliwiające Niemcom aneksję terytoriów w Czechosłowacji, co w dłuższej perspektywie przyczyniło się do wybuchu II wojny światowej.
- To naprawdę nie jest zbyt przyjemne - przyznał dzień wcześniej Wołodymyr Zełenski, podsumowując katastrofę dyplomatyczną wywołaną przez 90-minutową rozmowę telefoniczną, którą 12 lutego amerykański prezydent Donald Trump przeprowadził ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem. I to przed jakimkolwiek kontaktem ze stroną ukraińską.
Wołodymyr Zełenski zawiedziony Donaldem Trumpem
Eufemizm ten został jednak szybko porzucony w obliczu amerykańskiej publiczności kanału NBC. - Bez wsparcia Stanów Zjednoczonych Ukraina ma niewielkie szanse na przetrwanie - mówił w ostatni weekend prezydent Zełenski. O wsparcie to ukraiński przywódca zabiegał z całą stanowczością, począwszy od zwycięskich dla Donalda Trumpa listopadowych wyborów prezydenckich. Nie szczędził mu wówczas ani pochlebstw, ani argumentów, do tego stopnia, że rozważał nawet kupno praw do przetłumaczenia na język ukraiński wspomnień Melanii Trump, żony amerykańskiego prezydenta - o czym informował "New York Times".
Nastrój przygnębienia jest zauważalny. "Zanim reszta świata raz na zawsze nas pogrzebie..." - od kilku dni piszą ironicznie Ukraińcy w swoich wpisach na portalach społecznościowych. - Musimy się uśmiechać, póki jeszcze mamy czas - powiedział Wołodymyr Zełenski w Monachium.
W Niemczech nie mógł powstrzymać się od opowiedzenia widzom anegdoty (bardzo w swoim stylu). Niczym w dawnych dobrych czasach Kwartału 95 - jego firmy produkcyjnej, stojącej za wieloma telewizyjnymi hitami. Zełenski zdradził, że po długiej rozmowie z Władimirem Putinem Donald Trump w końcu do niego zadzwonił i przed rozłączeniem się powiedział: "Dzwoń do mnie, kiedy tylko chcesz!". Tę samą formułkę usłyszał w przededniu spotkania niemieckiego. "Ostatnio mówiłeś mi to samo, ale nie dałeś mi swojego numeru telefonu" - zrelacjonował swoją reakcję ukraiński prezydent, popisując się swoim poczuciem humoru.
Jednak Wołodymyr Zełenski dopiero co popełnił serię błędów w Kijowie, co wywołało nową falę krytyki pod adresem sprawowanej przez niego władzy.
Po pierwsze, chodzi o jego zarządzanie armią w ciągu ostatniego roku. Najnowsza kontrowersja to sprawa generała porucznika Serhija Najewa, dowódcy połączonych sił zbrojnych od 2020 r., który rok temu został bezceremonialnie zdymisjonowany.
Czarna seria błędów prezydenta Ukrainy
Od momentu dymisji generał Najew znajduje się w rezerwie Ministerstwa Obrony Ukrainy bez konkretnego przydziału. 10 lutego wojskowy pozwolił sobie na opisanie w wywiadzie dla wpływowego serwisu Ukraińska Prawda nieprzygotowania armii do odparcia ataku w lutym 2022 r. i odpowiedzialności władz, mimochodem ubolewając nad tym, że trzej dowódcy zostali oskarżeni o to, że nie byli w stanie obronić obwodu charkowskiego w maju 2024 r.
- Niedopuszczalne jest, aby procesy dowódców wojskowych odbywały się w czasie wojny - powiedział Najew, który dwa lata wcześniej otrzymał z rąk Zełenskiego najwyższy tytuł honorowy w tym kraju - "Bohatera Ukrainy".
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Generał porucznik właśnie otrzymał rozkaz opuszczenia Kijowa, aby objąć dowództwo nad prostą grupą taktyczną w jednym z najgorętszych rejonów obwodu donieckiego, na wschodzie kraju.
Sytuacja ta przywołała złe wspomnienia u wielu Ukraińców. Chodzi o innego "Bohatera Ukrainy", Wałerija Załużnego, byłego naczelnego dowódcy sił zbrojnych, 51-letniego generała, który w kraju stał się obiektem prawdziwego kultu. On również został zdymisjonowany w lutym 2024 r. Wołodymyr Zełenski zawsze postrzegał go bowiem jako przeciwnika politycznego, a nawet potencjalnego kandydata na prezydenta.
W rzeczywistości popularność wojska - według sondaży najwyższa w kraju - nigdy nie spadła. A z ambasady Ukrainy w Londynie, dokąd wysłał go prezydent, Załużny nadal bezpłatnie udostępnia swoje kroniki trwającego konfliktu. Niedawno wydał też książkę "Moja wojna", czyli pierwszą z serii trzech książek poświęconych jego życiu. Jednocześnie biografia Załużnego, napisana przez jego byłego rzecznika, wciąż dumnie zdobi półki na stacjach benzynowych w całym kraju.
"Względy bezpieczeństwa" czy walka z rywalami politycznymi?
Kolejna niedawna kontrowersja to sankcje za "zdradę" nałożone przez Wołodymyra Zełenskiego na jego rywala z wyborów prezydenckich w 2019 r. Petra Poroszenkę, a także czterech oligarchów, w związku ze sprawami sięgającymi okresu sprzed 2022 r. Były prezydent (2014-2019), który poprawia swój wizerunek, dostarczając pomoc ukraińskim wojskowym, stoi obecnie na czele głównych sił opozycyjnych.
Poroszenko, który doświadczył pierwszej inwazji na Krym i Donbas, i podróżował po stolicach świata, próbując narzucić swoją obecność w dyskusjach, pod koniec stycznia był w Paryżu, a na początku grudnia 2024 r. w Waszyngtonie, gdzie szybko poznał nowego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Mike'a Waltza. Jednak seria sankcji, o których zdecydowała Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, zabrania mu teraz (upokarzająco) opuszczania kraju, dostępu do swojej własności i występowania w programach publicznych.
Ostracyzm wobec byłego prezydenta, który zawsze zajmował bardzo stanowcze stanowisko wobec Rosji - w 2019 r. mówiono o nim nawet, że jest bardziej antyrosyjski niż Zełenski - zszokował część ukraińskiego parlamentu, jak i społeczeństwo obywatelskie.
- Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić w sytuacji, w której się znajdujemy, jest rozpoczęcie wewnętrznej wojny politycznej w czasie, gdy tak ważne jest działanie jako jedna drużyna na arenie międzynarodowej - ubolewała na Facebooku 16 lutego ukraińska laureatka Pokojowej Nagrody Nobla za rok 2022, prawniczka Ołeksandra Matwijczuk, której głos jako szefowej Centrum Wolności Obywatelskich w Kijowie z uwagą słuchany.
Czy faktycznie stanowił zagrożenie dla "bezpieczeństwa kraju"? A może chodziło po prostu o wyeliminowanie politycznego rywala? Nikt tak naprawdę nie wie, co było motywem decyzji przeciwko Petrowi Poroszence, ale wywołała ona głębokie poruszenie.
Ani społeczeństwo, ani przedstawiciele polityczni nie kwestionują mandatu Wołodymyra Zełenskiego, który został de facto przedłużony od maja 2024 r. z powodu niemożności przeprowadzenia wyborów z udziałem milionów przesiedleńców i ciągłego ryzyka bombardowań. Krytyka narasta jednak w kraju wyczerpanym trzyletnią wojną, w którym niemal każda rodzina ma wśród krewnych lub przyjaciół kogoś, kto w niej zginął.
Napięte relacje z dziennikarzami
- Potrzebujemy jedności i zaufania do naszego rządu, a nie wewnętrznych potyczek - ubolewa antykorupcyjny aktywista, który poprosił o zachowanie anonimowości. Jak wskazuje, dokładnie takich walk chce teraz Putin. Przywódcy polityczni oskarżają obecnie prezydenta o złamanie tego "świętego paktu", którego mieli przestrzegać od początku konfliktu, a prasa nie pozwala, aby sposób "zarządzania" Wołodymyra Zełenskiego pozostawał niezauważony, gdy ten okazuje się brutalny.
Najważniejsze organizacje społeczeństwa obywatelskiego, które zawsze stoją na czele reform - i są regularnie wspierane przez sojuszników Kijowa - również ubolewają nad coraz bardziej napiętą atmosferą między ulicą Bankową (siedzibą prezydenta) a innymi ośrodkami władzy. - Rośnie presja zarówno na społeczeństwo obywatelskie, jak i niezależne media - wskazuje aktywista.
Relacje z dziennikarzami również stają się napięte. Przykładem jest starcie, do którego doszło między prezydentem a przedstawicielami ukraińskich mediów podczas ważnej konferencji, która odbyła się 27 sierpnia 2024 r. w stolicy. Spotkanie było bezprecedensowe: uczestniczący w nim licznie reporterzy nie mieli kontroli nad pytaniami, a w pewnym momencie na głowę Zełenskiego spadła istna medialna "bomba".
Tematem konferencji była rozpoczęta kilka tygodni wcześniej operacja wojskowa w rosyjskim obwodzie kurskim oraz słynny "plan zwycięstwa", na który Wołodymyr Zełenski stawiał wówczas wszystko, próbując zapewnić sobie poparcie sojuszników. Nagle młody dziennikarz śledczy z "Ukraińskiej Prawdy" zapytał prezydenta o obecność w jego zespole niejakiego Ołeha Tatarowa i o kryteria kontrowersyjnej rekrutacji. Mężczyzna ten został bowiem oskarżony w sprawie o korupcję, która od tego czasu została zamieciona pod dywan. Wcześniej pracował natomiast w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych za rządów prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza (2010-2014) - w tym podczas krwawych represji towarzyszących demonstracjom na kijowskim Majdanie w 2014 roku.
- Czy chodzi o osobistą lojalność czy jego efektywność - zapytał wprost dziennikarz. Twarz Wołodymyra Zełenskiego skamieniała, a szczęka zacisnęła się. - Ty i ja, a także ukraińscy dziennikarze, rozmawialiśmy o tym na nieoficjalnym spotkaniu. Ta informacja nie miała być upubliczniona, ale skoro to dla ciebie za mało, to powtórzę: Ołeh Tatarow i Wasyl Maliuk [szef służby bezpieczeństwa kraju; SBU] zabijali Czeczenów w Kijowie, w 2022 roku, kiedy ciebie tam nie było - odpowiedział Zełenski ze złowrogim błyskiem w oku.
Nim jeszcze konferencja dobiegła końca, w internecie już zaczęły krążyć memy i żarty na jej temat - to specjalność Ukraińców, którzy lubią mieć oko na rządzących.
Podobnie było w przypadku Andrija Jermaka, zawodnika "numer dwa" z ulicy Bankowej. Ten były prawnik specjalizujący się w prawie gospodarczym i audiowizualnym poznał Wołodymyra Zełenskiego podczas swojej kariery w show-biznesie, na długo przed wejściem do polityki. Najpierw doradca, potem szef gabinetu prezydenckiego, należy również do "gangu bunkrowego", czyli kręgu osób, które nie opuściły prezydenta w pierwszych dniach wojny.
W ciągu miesięcy dawni przyjaciele Zełenskiego, jego klan z rodzinnego Krzywego Rogu lub towarzystwo z domu produkcyjnego Studio Kwartał - łącznie prawie 30 osób wymienionych pod koniec 2021 r. przez internetowy serwis śledczy bihus.info - nagle zniknęli z jego otoczenia. Tymczasem rosnący wpływ Andrija Jermaka na ukraińskiego prezydenta stał się źródłem wielu plotek i krytyki.
Niepokojąco rosną wpływy Andrija Jermaka
Ten 53-letni olbrzym, który ostatni weekend spędził w Monachium, uczestniczył we wszystkich podróżach i spotkaniach prezydenta za granicą oraz osobiście angażował się w sprawy wojny, która ma dla obojga osobisty wymiar. Na wpływ potężnego szefa sztabu zwrócono uwagę we wrześniu 2024 r. Wówczas były minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba, czujący się jak ryba w wodzie w odwiedzanych przez siebie stolicach, został nagle odwołany, a następnie zastąpiony przez jednego ze zwolenników Andrija Jermaka - Andrija Sybihę, który już w kwietniu awansował na stanowisko wiceministra spraw zagranicznych.
- Nie zapominajmy, że Zełenski nie jest zawodowym politykiem. Jako były szef przedsiębiorstwa ma swoją własną koncepcję pracy zespołowej i to doświadczenie prawdopodobnie wpływa na sposób, w jaki postrzega swoją rolę - zauważa poseł Bohdan Jaremenko, członek prezydenckiej partii Sługa Narodu. Im dłużej trwa wojna, tym większa presja ciąży na barkach "szefa". - Wykonuje kawał dobrej roboty, szczególnie w polityce zagranicznej, robiąc to z energią, której szczerze mu zazdroszczę - podkreśla parlamentarzysta, dodając, że gdyby był na jego miejscu, nie wie, czy przetrwałby podobną presję.
Z biegiem lat również rysy twarzy Wołodymyra Zełenskiego nabrały większego wyrazu. - W 2019 roku był człowiekiem zawsze uśmiechniętym, bardzo pozytywnym, pełnym energii i czasami przesadnego optymizmu co do swojej zdolności do zawarcia porozumienia pokojowego z Rosjanami i przeprowadzenia reform gospodarczych - mówi Jaremenko.
- Dziś jest nerwowy, bardzo zmęczony i często traci cierpliwość - przyznaje poseł. To człowiek o oczach wyczerpanych nieprzespanymi nocami, który wie, że za losem jego kraju stoi także jego własny los. - To człowiek poparzony wojną - podsumowuje polityk.
Artykuł przetłumaczony z "Le Monde". Autorzy: Ariane Chemin, Thomas d'Istria
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, lead, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!