Idzie wiosna. Może jeszcze nie widać tego za oknem. Ale zaraz będzie już cieplej i milej. Zima się kończy. I to nie byle jaka zima. A przecież to miała być właśnie "TA SĄDNA ZIMA". Czas wielkiej próby i odpowiedzi na pytanie, jak solidna jest pułapka energetycznego uzależnienia od Rosji, w którą Europa Zachodnia tak beztrosko wkroczyła w ostatnim piętnastoleciu. Powiem szczerze - sądziłem, że będzie dużo gorzej. Myślałem, że odczuwalna już od lata w całej Europie panika przerodzi się w głośny pomruk niezadowolenia. Ciśnienie szło przecież z dwóch stron. Z góry: od wielkiego przemysłu niezadowolonego z powodu horrendalnie wysokich cen energii, co zmniejszało konkurencyjność ich produkcji. Oraz z dołu: od drobnego biznesu i od zwykłych ludzi przyciśniętych trudnymi do udźwignięcia rachunkami za prąd i ogrzewanie. Do tego jeszcze wysoka inflacja. Pompowana oczywiście tym samym, czyli drożejącymi surowcami. Sama ropa zaliczyła wtedy skok z 20 dolarów za baryłkę (rok 2020) do 120 dolarów za baryłkę (2022). Podobnie było z gazem. Z 20 euro do 130 euro za MWh - z chwilowym szczytem na poziomie ponad 300 euro! - w latach 2021-2022. To nie mogło nie przełożyć się na ostre inflacyjne uderzenie. Teoretycznie wydawało się więc, że sytuacja sprzyja Rosji wręcz niesamowicie. I że właśnie tej zimy niezadowolenie społeczne na Zachodzie osiągnie takie poziomy, że unijne rządy - jeden po drugim - zaczną wysyłać sygnały, że z Rosją trzeba się jak najszybciej dogadać. Żeby tania energia znów na zachód popłynęła i żeby było tak, jak było. A Ukraina? Coś się wymyśli! Zapach nowego Monachium - czyli jakiejś powtórki scenariusza, w którym dochodzi do rozbioru naszego wschodniego sąsiada - czuć było mocno w powietrzu. Z ujawnionych niedawno raportów rosyjskich służb wynika, że Kreml dokładnie na taki rozwój wypadków liczył. Tama argumentacja miała być szczególnie nośna w takich krajach jak Niemcy. Gdzie jeszcze u progu wojny najbardziej wpływowi przedstawiciele biznesu mówili otwarcie, że pójście na wojnę ekonomiczna z Rosją "przyniesie największy kryzys gospodarczy od końca drugiej wojny światowej i kres niemieckiego dobrobytu". A jednak ten scenariusz się nie ziścił. Minął rok wojny i rok zachodnich sankcji na Rosję. Owszem, nie rzuciły one (o czym za chwilę) Kremla na kolana. Ale też nie nastąpił scenariusz odwrotny. Zachód nie pękł ze strachu przed rosyjską "bronią gazową". Patrząc na dynamikę rozwoju zachodnich gospodarek (na przykład niemieckiej) w ujęciu kwartalnym widać, że nie było w nich mega załamania. Mimo drogich (z początku) surowców. I mimo stałego ograniczania podaży rosyjskiego gazu w ciągu całego 2022 roku. To fakt - mamy spowolnienie. Gdzieniegdzie nawet recesję. Ale umówmy się - szok energetyczny okazał się dla zachodnich krajów dużo mniejszy niż pandemia Covid-19. Albo wcześniej - krach finansowy w roku 2009. Największego kryzysu od drugiej wojny światowej z powodu zadarcia z Rosją - jako żywo - nie było. Oczywiście, że zasoby surowcowe (i możliwość sprzedawania ich - mimo sankcji - do Europy oraz do Chin i innych dużych krajów Azji) pomogły Rosji przetrwać pierwszy rok wojny. Warto też jednak zauważyć, że ofensywny charakter gazowego straszaka zawiódł Putina niemal zupełnie. Letnio-jesienna panika w Europie doprowadziła na przykład do zmniejszenia zużycia gazu. Dlatego w styczniu 2023 było ono dla całej UE o 25 proc. mniejsze niż w porównywalnych zimowych miesiącach z lat 2019-2021. Bogate kraje zachodu - w tym także Polska - sięgnęły po różne sposoby na osłanianie swoim obywatelom kosztów energetycznych szoków. Na biednego (na szczęście) nie trafiło. Ostatnio ceny surowców zaczęły wreszcie spadać. Baryłka ropy chodzi dziś po 80 dolarów. A gaz po 40 euro za MWh. To stopniowo będzie prowadziło do spadku presji inflacyjnej. Nie od razu, ale niezawodnie. Oczywiście wojna na Ukrainie daleka jest od zakończenia. To nie jest też tak, że Zachód w parę miesięcy nadrobił wieloletnie zaniedbania w dziedzinie zagwarantowania sobie bezpiecznych dostaw tanich surowców. Wciąż jest tak, że paliwa, metale rzadkie czy nawet żywność produkowana jest poza bogatymi zachodnimi gospodarkami. A łańcuchy dostaw poustawiane są tak, żeby było jak najtaniej. A niekoniecznie najbezpieczniej. To się będzie musiało zmieniać. Ale wszystko po kolei. Na razie ważne się wydaje to, że uścisk gazowy Putina okazał się nie taki żelazny, jak przypuszczano. Najtrudniejsze więc - chyba - za nami. Mija "moment odstawienia" rosyjskich surowców. Może więc faktycznie idzie do nas wiosna?