"'Komu teraz obciągasz, szmato?' - pyta, gdy ona nie odpisuje mu na kolejne 'kocham Cię'. Paweł Siennicki, znajomy premiera Morawieckiego i wiceszef dużej spółki z nadania PiS, szantażuje nagimi zdjęciami matkę własnego dziecka, grozi jej bliskim i zapowiada, że zabije aktora Andrzeja Chyrę" - to lead tekstu "Odór", jaki napisał dla Onetu Janusz Schwertner. Rzecz wywołała sensację w wielu środowiskach, bo dotyczy osoby znanej. Nie będę ukrywał, że znam jego bohatera, wieloletniego dziennikarza. Znam dobrze, choć nie widziałem go przez ostatnie półtora roku. Spotykaliśmy się jako koledzy z pracy w różnych redakcjach od roku 1993. Jednostronna opowieść Jestem przekonany, to wynika po prostu z mojej wiedzy, że opisane przez autora toksyczne relacje dwójki postaci: Pawła i jego partnerki Anny, przedstawione są tu jednostronnie. To jej opowieść, obiektywizowana w ten sposób, że nadano jej naturę bezstronnego opisu samego autora. Czy fakt, że to ona oskarża jego przed prokuraturą o nękanie, usprawiedliwia taki sposób potraktowania wiedzy o międzyludzkich relacjach: męsko-damskich, rodzinnych, jakichkolwiek? Nie sądzę. Nie tak dochodzi się prawdy. Taka relacja, siłą rzeczy subiektywna, powinna być ledwie punktem wyjścia do rekonstrukcji zdarzeń, stosunków między ludźmi, ale Schwertnerowi nie chce się poza nią wychodzić. Są jeszcze zdawkowe świadectwa paru jej przyjaciół, są SMS-y jego do niej, jak rozumiem przekazane przez bohaterkę historii prokuraturze. I nie ma nic więcej. Choćby opis stosunku Siennickiego do ich wspólnej córki jest kompletnie fałszywy. Piszę to, o czym wiem. Zarazem nie podejmuję się bynajmniej bronić opisanych tam zachowań Pawła, które mogą być przedmiotem prokuratorskiego postępowania. Zachowań wynikających z toksycznego uczucia, które prowadzi na manowce. Mam świadomość istnienia przestępstwa nękania (stalkingu). Odpowiednie organy wymiaru sprawiedliwości mogą badać, co z opisanych sytuacji mieści się w tej kategorii. Rozumiem szok czytelników, kiedy poznają treść wulgarnych SMS-ów czy dowiadują się o rozsyłaniu wulgarnego zdjęcia. Tego nie sposób bronić. Podobnie jak napaści na innych mężczyzn powodowane chorobliwą zazdrością. Polityka w tle Owszem, tylko że.... Kiedy na Facebooku, pod cudzym wpisem, wyraziłem wątpliwość, czy poznaliśmy całą historię, a zarazem, czy nie wywalono nam przed oczy zbyt wielu prywatnych tajemnic, które z podejrzeniami o przestępstwo nie mają nic wspólnego, zostałem opisany przez gniewny chór internautów jako obrońca pisowskich elit, które, jak wiadomo, są jedną wielką zdemoralizowaną mafią. Pewien hejter oskarżył mnie o kwestionowanie zjawiska stalkingu. Pisał to zgodnie z najprymitywniejszymi ideologicznymi schematami. Z tych wpisów buchała jednoznaczna satysfakcja. Była to satysfakcja polityczna. Przypomnę, że były minister Sławomir Nowak czy senator Stanisław Gawłowski, przyłapani (choć wciąż nie skazani) na aferach korupcyjnych, są wciąż przedstawiani jako ofiary politycznego spisku. Wciąż zadaje się pytanie, w czyim interesie ich się "nęka". Pytają także życzliwe Platformie media. No to ja z kolei tylko spytam, czy redaktor Schwertner równie gorliwie i z tyloma szczegółami opisywałby najbardziej ponure "przygody" jakiegoś biznesmena czy artysty. A może chodzi przede wszystkim o adnotację z leadu "znajomy premiera Morawieckiego". Ale idźmy dalej: czy były naczelny gazety i wiceprezes państwowej spółki jest osobą publiczną? Zapewne. Ale czy to oznacza, że jego prywatność nie jest w ogóle chroniona? Moim zdaniem nadal jest. Nie znosi tego również fakt ewentualnego prokuratorskiego postępowania. Pytania o prywatność Schwertner zapewne będzie twierdzić, że wszystko co opisał, opisane być musiało - w związku z oskarżeniami, na razie tylko bohaterki tekstu, o przestępstwo. Naprawdę? Czy jest częścią wiwisekcji domniemanej "przestępczej działalności" opowieść o perypetiach związanych z romansem pary głównych bohaterów, kiedy jeszcze żadnego nękania nie było? Czy trzeba było wplątywać do niej byłą żonę Pawła? A informacje o życiu religijnym głównego bohatera? O jego tatuażu na ręku? Itd. Autor pomija skrzętnie wszelkie informacje, które mogłyby postawić w negatywnym świetle Annę (choć jak ktoś się wczyta, może zada sobie pewne pytania). Ale mnie najbardziej przeraża gorliwość i satysfakcja z babrania się w romansowych i nieromansowych, ale czysto prywatnych, detalach. Bez nich informacje o tym, co może być uznane za stalking, byłyby i tak kompletne. Ale dziennikarz nie oszczędzi sobie i nam niczego. Jeśli nadaje publikacji tytuł "Odór", to sam staje się jego częścią. Kilka lat temu ta publikacja w takiej postaci pewnie by nie powstała. Bo niezależnie już od przepisów prawa chroniących prywatność, także osób publicznych, media nakładały na siebie ograniczenia związane z przyzwoitością, elegancją, dżentelmeńską dyskrecją. Dziś pękają wszelkie hamulce. Skądinąd po różnych stronach. Wywalając całe nagrania z "Sowy", też niczego nie selekcjonowano. Nie oddzielano tego co publiczne od tego co prywatne. Pamiętamy pytania o publikacje dotyczące platformerskiej rodziny Filiksów. Raz wolno wszystko jednej stronie, raz drugiej. Redaktor Schwertner jest kolejnym rzecznikiem i praktykiem tezy, że w walce z wrogiem cel uświęca środki. Ja tylko upewniam rozżartych kibiców, że ten proces się nie zatrzyma. Pilnujcie się, uważajcie, o czym rozmawiacie lub piszecie w SMS-ach. Życie prywatne staje się bowiem coraz bardziej jednym więcej tworzywem rozmaitych połajanek i wojen. Zresztą granice przekracza się nie tylko w intencjach i kontekstach politycznych. Czasem to czysta komercja. Oto poważny tygodnik "Polityka" poszedł ostatnio drogą przetartą przez serwisy plotkarskie, monitorując życie prywatne Tomasza Komendy. Siennicki jest przynajmniej osobą publiczną. Komenda z pewnością nie. Niby napisano tekst o jego życiu prywatnym, reklamowany odpowiednią okładką, dla jego obrony. Ale naprawdę czy jest zadaniem społeczno-politycznego pisma śledzenie, dlaczego ktoś, kto przez chwilę był bohaterem strasznej historii, bo siedział niewinnie w więzieniu, nie rozmawia z matka, albo rozstał się partnerką? Jestem starej daty Naprawdę jest wyzwaniem dla dziennikarzy wydzwanianie do takiego człowieka i do członków jego rodziny? To że niektórzy bohaterowie tego artykułu sami garną się do mediów, nie jest dowodem na to, że one powinny taką pokusę wykorzystywać. Jestem człowiekiem starej daty, który z takimi zmianami nie będzie się godził, choćby mu tłumaczono, że takie są czasy. Są, i co z tego? Poczucie zaglądania do cudzych mieszkań, do łóżek i do telefonów może i komuś sprawia chorobliwą przyjemność. Można potem pomoralizować, pooburzać się. Niektórzy oburzają się w social mediach, że Siennicki załatwił swojej partnerce pracę, a jej matce szpital. To już nie chodzi nawet o to, że "za Platformy było tak samo, jak za PiS". Chodzi o to, że oburzenie Katona budzą ludzkie słabości, którym ulegają niemal wszyscy. I to akurat nie jest dowód na to, że rządzi nami "mafia", nawet jeśli tak sobie zażartował w podpatrywanym przez publikę SMS-ie główny bohater tekstu "Odór". Tymczasem rzecz skomentował już nawet w duchu demaskowania "mafii" Donald Tusk. Ten SMS skądinąd także nie jest akurat dowodem potwierdzającym oskarżenia o stalking. No ale dostaliście go od Onetu do przeczytania, macie się czym cieszyć.