Histeria antylustratorów
Rafał Ziemkiewicz
"Gazeta Wyborcza" i "Polityka" straszą Polaków listą Wildsteina - nie bez pewnego powodzenia. Są ludzie, którzy fakt znalezienia się na niej odebrali tak, jakby umieścił ich tam Wildstein, a nie SB. Mam do nich wszystkich pytanie: czy woleliby, aby fakt, że w archiwach SB jest teczka opatrzona takim nazwiskiem, krążył latami jako plotka?

Bo przecież Wildstein skopiował tylko spis zawartości archiwów, który był ogólnodostępny. Każdy, kto wszedł do IPN i zajrzał do katalogu, mógł potem opowiadać: a wiecie, że ten a ten ma teczkę - sam widziałem (kumpel szwagra brata widział na własne oczy etc.).
Czyż właśnie ci, którym SB pozakładało z różnych przyczyn teczki, a którzy nie kapowali, nie są najbardziej zainteresowani, aby ich teczki zostały wreszcie publicznie otwarte? Wydaje mi się to oczywiste, ale histeria antylustratorów nawet zacnym ludziom potrafi zamącić w głowach. Niektórzy, jak pani profesor Staniszkis, wracają do rozsądku szybko, innym trzeba na to więcej czasu.
W tym wszystkim zastanawia mnie jedno. Oto do zdarcia gardła krzyczą antylustratorzy, że otwarcie teczek godzi w dawną opozycję, podczas gdy PZPR-owcom nie zaszkodzi. Ta teza stoi w całkowitej sprzeczności z zachowaniem postkomunistów. Gdyby w istocie lustracja miała zaszkodzić jego wrogom, SLD na pewno by ją poparł równie ochoczo, jak komisję ds. prywatyzacji PZU.
Tymczasem prominentni postkomuniści od dawna znajdują się na pierwszej linii walki z lustracją i Instytutem Pamięci Narodowej. Moim skromnym zdaniem, istnieje tylko jedno logiczne wytłumaczenie ich postępowania: "haki" rodem z ubeckich archiwów spajają układ interesów, który właśnie postkomunistom jest najbardziej na rękę.
Rafał Ziemkiewicz