Od początku wojny docierały do nas wiadomości o możliwych zbrodniach wojennych. W zasadzie tylko politycy, dyplomaci i prawnicy próbują jeszcze trzymać języki na wodzy. Z materiałów, które do nas trafiają z wiarygodnych źródeł, wiadomo było, że w zasadzie od 24 lutego ludność cywilna jest przedmiotem ataku armii rosyjskiej. Nawet w tej chwili nie trzeba być w oblężonym Mariupolu, żeby z otrzymywanych wiadomości - choćby od osób, którym udało się wydostać - domyślać się, co się tam może teraz dziać. Los obrońców, ludności cywilnej, musi być niekiedy trudny do oddania słowami. Do myślenia powinno dawać, skąd bierze się determinacja do obrony przed Rosjanami. Dlaczego Bucza różni się od dotychczasowych relacji? Wszystko wskazuje na to, że na cywilach dokonywano regularnych egzekucji. Morderstwa odbywały się w domach i na ulicach. Niektóre osoby miały związane ręce, zabijano je strzałem w głowę. Oto na odzyskanych od Rosjan terenach odkrywamy poziom bestialstwa, który w Europie wciąż kojarzy się głównie ze zbrodniami z czasów II wojny światowej, hitleryzmem i stalinizmem. Można powiedzieć, że pamięć zbiorowa jest "niesprawiedliwa", w końcu od 1945 roku na całym świecie toczono wiele wojen, niemniej koszmarnych. Okropności wojny Rosyjska propaganda sugerowała prowadzenie jakiejś "czystej wojny". Takich wojen nie ma. Stary Francisco Goya rozwiewał takie nonsensy na rycinach "Okropności wojny". Co tu można dodać do tego, co podczas konfliktu zbrojnego jeden człowiek potrafi zrobić drugiemu? Opowiadamy znów o masowych mordach, przypadkach okaleczania ludzi, gwałtach i strategii przesiedlania ludzi z podbijanych terenów - ale tak rosło moskiewskie imperium, poczynając od podboju Nowogrodu Wielkiego jeszcze w XV wieku. Czego innego można spodziewać się podczas konflikcie zbrojnym? Z ulic Buczy uprząta się ciała pomordowanych osób, dokumentuje nową zagładę. To tylko fragment zbrodni, która wciąż się rozgrywa na naszych oczach. W ostatnim czasie o wiele więcej słyszymy o popełnianych gwałtach na kobietach. Wyrośnie całe pokolenie straumatyzowane dzieci. Inwazja brutalnych obrazów najpierw szokuje, potem otępia. Punkt zwrotny i wina Bucza to zatem jednocześnie ponure prawidło wojny, ale na tle ostatniego stulecia - pewien przełom. Warto zauważyć, że delikatna układanka pamięci zbiorowej zostaje poruszona. Przypomnijmy, że przez ponad 75 lat na Starym Kontynencie - z wyjątkiem wojny w byłej Jugosławii w latach 90. - cieszono się wolnością od konfliktów zbrojnych, do tego stopnia, że w pewnej chwili nie wiadomo było, po co utrzymywać za ciężkie pieniądze regularne wojsko. Ów długotrwały pokój w Europie po 1945, choć oczywiście zakłócany rozmaitymi dramatycznymi wydarzeniami, w perspektywie dekad stanowił podglebie dla budowania demokracji oraz pojednania pomiędzy niektórymi narodami. Z owej atmosfery pokojowego rozwiązywania problemów korzystano garściami w roku 1989, rzecz jasna, z wyjątkiem Rumunii. Właśnie dlatego teraz - w 2022 roku - powróciły do nas obrazy z wojny aż sprzed siedmiu dekad. Tamte zbrodnie wraz z hasłami "nigdy więcej" tworzyły polityczne i moralne ramy naszego świata ponad żelazną kurtyną i ponad rokiem 1989. Pomimo całej zimnej wojny obie strony konfliktu - miały przecież ten sam narracyjny stosunek do faszyzmu, który jednoznacznie potępiano. Tymczasem wojna rosyjsko-ukraińska przynosi nowe zbrodnie i nowe cierpienia, wobec których nie można pozostać obojętnym, trzeba je nazwać. A to coś więcej niż spór o terminy, to pytanie o pewne ramy pojęciowe świata na przyszłość. I tu jedno już jest pewne: w związku z nazywaniem wojny oraz popełnionymi zbrodniami w 2022 Moskwa i Zachód wraz z Ukrainą rozchodzą się - i będą się rozchodzić coraz bardziej. Choćby przyszło zawieszenie broni, pozostanie bowiem potrzeba znalezienia i ukarania winnych zbrodni w Buczy, Mariupolu i innych miejscach.