Choć ostatecznie trafiają na rożen, teksańskie kurczaki w Quitman w stanie Georgia za życia są dobrze pilnowane. Ich właściciele mogą bowiem zapłacić mandat, jeśli zwierzęta wyjdą na jezdnię. Wprawdzie pierzaści podopieczni żyją w błogiej nieświadomości narzuconych im ograniczeń logistycznych, jednak przepis mówi jasno: "Będzie niezgodne z prawem, aby jakakolwiek osoba posiadająca lub kontrolująca kurczaki, kaczki, gęsi lub jakiekolwiek inne ptaki domowe, pozwalała im swobodnie biegać po ulicach lub zaułkach miasta lub znajdować się na terenie jakiejkolwiek innej osoby bez zgody tej osoby". Dbałość o kurczaki wynika z faktu, że dla mieszkańców stanowią delikates. Przy ich spożywaniu nie można nawet używać sztućców. Cóż, Indie mają swoje święte krowy, a Quitman ma święte kurczaki. Choć ich "świętość" kończy się wraz z nadejściem pory obiadowej. Wakacje 2024. Top zaskakujących przepisów To nie koniec. Można umrzeć ze śmiechu, zapoznając się z zakazem, który wprowadził burmistrz wioski Sarpourenx, znajdującej się na południu Francji. No, chyba że akurat jesteśmy jej mieszkańcem, wtedy należy się wstrzymać, gdyż Gerard Lalanne zakazał tubylcom... umierania. W 2008 roku wydał rozporządzenie, które stwierdza, że "wszystkim osobom nieposiadającym miejsca na cmentarzu i pragnącym być pochowanym w Sarpourenx jest zabronione umierać na terenie parafii", a jeśli tak zrobią, "sprawcy zostaną surowo ukarani". Przyczynkiem do absurdalnego zapisu był brak wolnych kwater na cmentarzu i możliwości jego rozbudowy. Rodzi się pytanie, w jaki sposób prawo jest egzekwowane... Co dalej? Jeszcze do 1998 roku w australijskiej Wiktorii samodzielna wymiana żarówki była nielegalna. Miał do tego prawo jedynie licencjonowany elektryk. Podjęcie się wymiany samemu groziło grzywną w wysokości 10 dolarów australijskich. Blisko trzy dekady temu rzeczniczka ds. bezpieczeństwa energetycznego w Wiktorii zakomunikowała, że "chociaż ustawa o bezpieczeństwie elektrycznym czyni nielegalnym wykonywanie własnych prac elektrycznych, jeśli nie jesteś licencjonowanym elektrykiem, wymiana żarówki i wyjmowanie wtyczki z gniazdka zostały specjalnie zwolnione z tego wymogu na mocy zarządzenia rządowego G17". Z pewnością mieszkańcy przeżyli oświecenie. Wenecja. Na co się przygotować? Trudno zliczyć, czy w Wenecji jest więcej turystów czy gołębi. Choć te drugie cieszą oczy i goszczą na pamiątkowych zdjęciach tych pierwszych, dla lokalnych władz gołębie stały się prawdziwą klęską urodzaju. Brudzą zabytkowe budowle i teren placu św. Marka. Z tego powodu wprowadzono zakaz dokarmiania ptaków, a nieprzestrzegające prawo osoby mogą zostać ukarane grzywną od 25 do 150 euro (od 107 do 643 zł). Rajskie Fiji? Tak, ale nie dla miłośników nudyzmu. Przepisy tego kraju zabraniają opalania się topless, a tym bardziej korzystania z dobrodziejstw plaży w stroju Adama i Ewy. Ta sama zasada funkcjonuje w hotelach - prezentowanie się topless jest odbierane jako obraźliwe. W dobrym tonie za to będzie zakrycie ramion. Jeśli zdecydujemy się na pobyt w prywatnym bungalowie, możemy pozwolić sobie na nieco więcej swobody, jednak i tak należy pozostać dyskretnym. Grecki luz nie dla obcasów Lubisz wysokie obcasy? Starożytni Grecy też je lubili jako atrybut aktorów teatralnych. Dzisiaj, zwiedzając panteon lub inne zabytki, za chodzenie na obcasach możesz zapłacić mandat. Chyba że zechcesz poczuć się jak pradawni mieszkańcy odwiedzanego miejsca i zdecydujesz się ruszyć boso. W 2009 r. władze Grecji wprowadziły zakaz noszenia obcasów podczas zwiedzania greckich stanowisk archeologicznych. Rozporządzenie ma na celu ochronę zabytkowych miejsc przed zniszczeniem. Uśmiech po włosku, czyli… nakazany prawnie Mówi się, że w życiu nic nie można dostać za darmo, tymczasem mieszkańcy Mediolanu rozdają uśmiechy. Gdy w latach 1815-1859 miasto należało do Cesarstwa Austro-Węgierskiego, autochtoni dawali wyraz niezadowoleniu z obcych rządów poprzez ponure miny. W odpowiedzi na wszechpanującą mrukliwość władze wydały dekret, zgodnie z którym uśmiech stał się prawnym obowiązkiem, a jego deficyt był karany mandatem. Wprawdzie nikt już nie ezgekwuje prawa sprzed dwustu lat, jednak ciekawostką jest fakt, że nie powstał żaden dokument zmieniający niecodzienny przepis, a mediolańczycy chętnie uśmiechają się do siebie i przyjezdnych.