Jak wybierano Cezarego Tomczyka. Ujawniamy kulisy klubu KO
Kierownictwo PO chciało wybrać nowego szefa klubu parlamentarnego przez aklamację. Plany spaliły na panewce, ale Cezary Tomczyk i tak wygrał miażdżącą przewagą. - To żaden dramat - mówi Sławomir Neumann, jeden z kontrkandydatów. - Posłowie i senatorowie przede wszystkim wybrali jedność - komentuje dla Interii świeżo upieczony szef klubu.
Przetasowania w klubie parlamentarnym Koalicji Obywatelskiej były wyczekiwane od dawna. Od miesięcy mówiło się, że jako szef partii Borys Budka ma zbyt dużo obowiązków, żeby zawiadywać także klubem. W kuluarach było słychać o rozgrywce między nowym przewodniczącym a Grzegorzem Schetyną, który chce zachować wpływy.
- To nie była kwestia wyłącznie wymiany szefa klubu, a większego zaangażowania (w klub - red.). Borys nie mógł się angażować, bo będąc szefem partii, ma też milion innych obowiązków - mówi Interii Sławomir Neumann z PO.
Parlamentarzyści KO wybrali nowego przewodniczącego w piątek. Początkowo w szranki stanęli Neumann, Arkadiusz Myrcha, Urszula Augustyn oraz Cezary Tomczyk, jednoznacznie kojarzony z Budką. W trakcie posiedzenia klubu Myrcha i Neumann przekazali swoje poparcie dla Augustyn. Wynik? Za bliskim współpracownikiem szefa PO zagłosowało 115 parlamentarzystów, kandydaturę Urszuli Augustyn wsparło 56 osób.
- Posłowie i senatorowie wybrali przede wszystkim jedność. To jest najważniejsze. W związku z wcześniejszymi zawirowaniami każdy ma absolutne poczucie, że sprawy wewnętrzne zostały za nami - w rozmowie z Interią komentuje Tomczyk. - Do pracy klubu będę podchodził jak do kwestii organizacji kampanii. Chcę, żeby działał profesjonalnie, przy uwzględnieniu wszystkich. Nie traktuję tego w kategoriach zwycięstwa tej czy innej frakcji. Jestem usatysfakcjonowany z wyniku - dodaje były szef sztabu Rafała Trzaskowskiego z wyborów prezydenckich.
Z ustaleń Interii wynika, że początkowo nowy przewodniczący miał zostać wybrany przez aklamację, przy wsparciu prezydenta Warszawy. W jednym z wywiadów sprzed kilkunastu dni o takim scenariuszu mówił sam Borys Budka. Plany spaliły jednak na panewce, bo podczas kilkugodzinnego spotkania władz PO politycy wytykali sobie nawzajem błędy. A wybory szefa klubu trzeba było odłożyć w czasie.
"Panowie prowadzą klub od roku"
Czy tak wysokie zwycięstwo Cezarego Tomczyka nie dziwi? Nie jest tajemnicą, że Grzegorz Schetyna ma wciąż wielu orędowników w parlamencie. - Wygrana Czarka, z taką przewagą, jest zaskakująca. Wydawało się, że będzie więcej głosów dla Uli - w rozmowie z Interią przyznaje Neumann. - Czarek miał duże wsparcie Borysa Budki, Rafała Trzaskowskiego - dodaje.
Z kolei najbliżsi współpracownicy szefa PO nie kryją, że zwycięstwo Tomczyka to ważny krok. - Bardzo wyraźnie było widać, że Urszula Augustyn, jako kandydatka, ludzie zgromadzeni wokół niej, chcieli, żeby klub stanowił alternatywny ośrodek decyzyjny robiący własną politykę - tłumaczy Sławomir Nitras. - I wyraźnie widać, że emocje wśród posłów i posłanek są zupełnie inne. Wynik Cezarego Tomczyka jest dowodem na to, że ludzie chcą współpracy. To dobry sygnał - dorzuca.
Kiedy rozmawiamy z Urszulą Augustyn, posłanka sceptycznie odnosi się do słów kolegi: - Nigdy nie startuje się przeciwko komuś, ale za jakąś sprawą. Deklarowałam, że jako przewodnicząca klubu chcę współpracować z szefem PO i wszystkimi innymi ugrupowaniami - przekazała. Zdaniem parlamentarzystki łączenie funkcji w zarządzie partii oraz w klubie to nieporozumienie.
- Skoro panowie prowadzą klub od roku, a on nie działa, zaliczamy wpadkę za wpadką, to funkcję (szefa partii i przewodniczącego klubu - red.) trzeba rozłączyć. Być może, gdyby przewodniczący musiał rozmawiać z większym gronem polityków, inaczej podejmowałby decyzję - mówi Augustyn.
Według naszej rozmówczyni pola do współpracy należy rozszerzać, a nie zawężać. - PO musi się otwierać, pracować inaczej. Rafał Trzaskowski mówi, że trzeba coś zmieniać. Fajnie, gdyby ktoś to szanował - przekonuje Augustyn.
Wszyscy rozmówcy Interii zgodnie podkreślają, że szanują wybór swoich kolegów i zwycięstwo Cezarego Tomczyka. Nie obyło się jednak bez kontrowersji. - Wcale nie poszło tak łatwo. Blisko 60 głosów, gdy ludziom mówiono, że kto nie poprze (Tomczyka - red.), nie będzie na listach w kolejnych wyborach i przy pełnym wsparciu przewodniczącego, to nie jest mało - mówi nam jeden z partyjnych przeciwników Budki.
Groźby i kontrowersje
Stronnicy przewodniczącego PO twierdzą, że groźby wewnątrz partii to bzdury. Jednak posłowie, z którymi rozmawialiśmy, przytaczają rzekome słowa Kamili Gasiuk-Pihowicz, która miała wywierać presję, żeby głosować na Tomczyka. - No wiesz, jak będzie, po co ci to? Jeszcze nie znajdziesz się na listach w kolejnych wyborach - tymi słowy posłanka PO miała się zwracać do swoich kolegów.
Poprosiliśmy parlamentarzystkę o komentarz. - Od piątku mamy nowego, bardzo dobrego szefa klubu KO. Wewnętrzne rozmowy poprzedzające wybór powinny zachować taki charakter - przekazała Interii Gasiuk-Pihowicz. Dopytywana o groźby, które miały paść z jej ust dodała: - To kłamstwo, takie sformułowania nigdy nie padły.
"Prośby", o których usłyszeliśmy, to nie jedyne, co posłowie niezadowoleni z wewnętrznych wyborów zarzucają zwycięzcom. Zdaniem części naszych rozmówców kierownictwo PO zachowało się niezgodnie z regulaminem. Chodzi o głosowanie przez pełnomocników ze względu na pandemię COVID-19. Według naszych informatorów nieobecni członkowie koalicji przekazywali swoje pełnomocnictwa kolegom już w czwartek, zanim odpowiedni zapis znalazł się w regulaminie.
- Pełnomocnictwo mieli ludzie, którzy głosowali na Tomczyka. Żeby było jasne: to by nie przeważyło, ale zmieniło proporcje. Jakieś 10, może 15 głosów różnicy - mówi Interii polityk PO kojarzony z Grzegorzem Schetyną. Jak twierdzi, gdyby politycy znaleźli się na sali, z pewnością poparliby Urszulę Augustyn.
Sławomir Nitras odpiera zarzuty: - W klubie od kilku dni toczyła się dyskusja o pełnomocnictwach. Osoby, które były tym bezpośrednio zainteresowane, na przykład posłowie Marek Plura czy Sławomir Piechota, udzielili tych pełnomocnictw wcześniej. Niemniej na posiedzeniu klubu w piątek podjęliśmy decyzję, że nie będziemy ich honorowali - wyjaśnia. Jak mówi, musiały zostać potwierdzone jeszcze raz.
- Chyba nie musieliśmy doprowadzać do sytuacji, gdzie udzielano wyborczego pełnomocnictwa bez podstawy prawnej w regulaminie - komentuje dla Interii Arkadiusz Myrcha. - Być może nie był to najszczęśliwszy pomysł, ale sytuację trzeba było rozwiązać - puentuje polityk PO.
Jak mówią schetynowcy, trzeba pamiętać, że jedna trzecia klubu odrzuciła Cezarego Tomczyka. A obok blisko 60 osób nie da się przejść obojętnie.
Jakub Szczepański