To pierwszy w Polsce program bezpłatnej, zdalnej pomocy psychologiczno-psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży. Tysiące konsultacji, które uratowały wiele istnień. - Program ruszył 1 czerwca 2021 roku, symbolicznie, w Dzień Dziecka. Marzyliśmy o jego uruchomieniu jeszcze przed pandemią, bo problem depresji wśród młodych osób jest ogromny, i trwa od lat, a pandemia tylko go nasiliła - wspomina Anna Morawska-Borowiec, prezes Fundacji "Twarze depresji". - Impulsem, żeby zrobić wszystko co się da i ruszyć z taką pomocą, była zbiórka młodych ludzi z Wielkopolski, których przyjaciel, młody chłopak popełnił samobójstwo. Wówczas doszliśmy do wniosku, że chociaż nie mamy dużych środków, za wszelką cenę musimy pomóc takim młodym ludziom walczyć z depresją - opowiada. Depresja u dzieci. "Tną się już nawet siedmiolatki" Plan był taki, żeby poprowadzić program pilotażowo chociaż przez miesiąc. Ale szybko znaleźli się pierwsi partnerzy i darczyńcy, dzięki którym zdalna pomoc mogła ruszyć pełną parą. Od czerwca fundacja zrealizowała ponad 1000 konsultacji zdalnych dla młodych ludzi w kryzysie psychicznym. - Zgłaszają się do nas dzieci w strasznym stanie, z myślami samobójczymi, z takimi zaburzeniami lękowymi, że nie wychodzą już w ogóle z domu. Takie dzieci nie mogą czekać na psychoterapię miesiącami, a tam, gdzie mieszkają, termin najbliższej wizyty jest na przykład za osiem miesięcy, a na prywatną za kilkaset złotych ich nie stać - tłumaczy Anna Morawska-Borowiec. - Podpowiadamy, gdzie zapisać się na terapię w ramach NFZ i pomagamy dotrwać do wizyty, zapewniając bezpłatne konsultacje z psychiatrą i psychoterapeutami tak długo, jak długo jest to konieczne. Są i tacy, dla których zdalne konsultacje są jedyną osiągalną formą pomocy, bo do najbliższego specjalisty mają kilkadziesiąt kilometrów. Zapotrzebowanie na zdalną pomoc okazało się być ogromne. - Tygodniowo konsultuję od pięciu do 10 dzieciaków. Są wśród nas psycholodzy i terapeuci, którzy konsultują od rana do wieczora, od poniedziałku do soboty. Sytuacja jest coraz gorsza. Samookaleczają się już nawet siedmiolatki. Mamy bardzo dużo dzieci po próbach samobójczych i dziesięcioosobowy zespół specjalistów, który stara się tym młodym ludziom przywrócić sens życia - mówi Katarzyna Wojciechowska, specjalista psychiatrii dzieci młodzieży. Doktor Wojciechowska w programie działa od początku. Na co dzień jest koordynatorem Oddziału Klinicznego Psychiatrii Młodzieży Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. L. Rydygiera w Toruniu. W Polsce takich specjalistów jak ona jest zaledwie 450. Jeden psychiatra przypada statystycznie na 15 tys. dzieci. "Pomoc publiczna? Środki może będą. Kiedyś" Miesięcznie z bezpłatnych konsultacji programu Fundacji "Twarze Depresji" korzysta około 180 dzieci. Koszt pomocy dla nich to 20 tys. zł na miesiąc. Tyle że z końcem ubiegłego roku skończyły się środki na działanie programu. - Do tej pory pomagali nam prywatni sponsorzy i partnerzy. Ale dziś mówią: "Jest początek roku, pandemia, nie wiadomo co to dalej będzie". Bardzo wiele firm boi się o przyszłość i nie chce na razie wchodzić w jakąkolwiek współpracę. Mówią: "Nie mówimy nie, bo to ważna inicjatywa, ale może w drugiej połowie roku" - opowiada Anna Morawska-Borowiec. Jako fundacja teoretycznie mogą liczyć na wsparcie publiczne, ale póki co nie udało im się z takiej formy skorzystać. - Zgłosiliśmy się do dwóch konkursów - jeden organizowany przez Ministerstwo Pracy, drugi przez Instytut Wolności. Wyniki obu mają być za kilka miesięcy. Sprawdzamy wszędzie. Ratusz, Ministerstwo Zdrowia - słyszymy: "Proszę śledzić nasze strony, może w sierpniu, we wrześniu jakiś konkurs z zakresu zdrowia psychicznego się pojawi". Tylko że zmagające się z depresją i myślami samobójczymi dzieci do sierpnia nie mogą czekać. To są dzieci, które potrzebują pomocy tu i teraz, pilnie, natychmiast. Za pół roku na pomoc może być już za późno - dodaje prezes fundacji. Pytana o 1 procent kręci przecząco głową. - Nasza fundacja nie jest jeszcze jednoprocentowa. W Polsce jest tak, że trzeba działać przynajmniej dwa lata, żeby móc przeorganizować się w organizację pożytku publicznego. Myśmy jeszcze tego nie zrobili, bo to jest dość skomplikowana procedura formalno-prawna. Przymierzaliśmy się do tego, ale teraz całe swe siły wkładamy w to, żeby nie przerywać naszego programu. Nie mamy obecnie zasobów, by przekształcać fundację w OPP - tłumaczy Anna Morawska-Borowiec. Ratują się, jak mogą. Nieustannie poszukują partnerów i prywatnych darczyńców. - Nasz wolontariusz wyszedł z inicjatywą założenia zbiorki na pomagam.pl. Nasza zbiórka jest rozpisana na 100 tys. zł, czyli na pięć miesięcy, przez których jest nam potrzebne to finansowanie, bo zakładam, że może w końcu uda nam się wygrać któryś konkurs i znaleźć niezbędne środki publiczne - podkreśla prezes fundacji. Zbiórka trwa, ale na razie nie pozwala na to, aby program dla dzieci i młodzieży utrzymać. Zgromadzone środki to jedna dziesiąta miesięcznych kosztów. "Mamy pieniądze jeszcze na dwa tygodnie" Ratujący dzieciaki zespół nawet nie chce słyszeć, że za kilkanaście dni będzie musiał przestać prowadzić konsultacje. Wszyscy podkreślają, że boli tym mocniej, iż wykonywana przez fundację praca cieszy się dużym uznaniem. - W grudniu otrzymaliśmy za ten program główną nagrodę w konkursie S3KTOR za najważniejszą inicjatywę pozarządową w 2021. Całą nagrodę 20 tys. zł, którą dostaliśmy, przeznaczyliśmy na funkcjonowanie tego programu. Ale właśnie nam się kończy. Pieniędzy starczy nam tylko do połowy lutego - słyszymy w fundacji. - Wiemy, że ten program ma sens. Widzimy, że dzieciaki przekazują sobie informację że "jest taka fundacja, która ci pomoże". Kiedy pytam na konsultacji: "A skąd się o nas dowiedziałeś?", to często słyszę: "Koleżanka mi powiedziała". To pokazuje, że ten program naprawdę działa - mówi Katarzyna Wojciechowska, specjalista psychiatrii dzieci i młodzieży. I dodaje: - Ja to robię po godzinach, wieczorami, kosztem czasu wolnego. Wie pani dlaczego? Bo potem dzwoni telefon z informacją: uratowała pani życie mojemu dziecku. Jeśli przerwiemy program, wielu z nich nikt nie uratuje. Podejmą próby samobójcze. Jeśli nie będą mieli gdzie się zwrócić o pomoc to będzie tyko gorzej - mówi Katarzyna Wojciechowska, specjalista psychiatrii dzieci młodzieży. A statystyki wskazują, że już dobrze nie jest. W tamtym roku, tylko od stycznia do listopada 1300 dzieci podjęło próbę odebrania sobie życia. To o pół tysiąca więcej niż w całym 2020 roku. - Bardzo długo zwlekałam, żeby podzielić się tymi naszymi kłopotami z mediami, licząc na to, że uda nam się uratować ten program. Nie chcieliśmy też martwić naszych podopiecznych, bo nie chcemy ich obciążać wizją, że pomoc, którą mają prawie od roku, zostanie przerwana. Ale nie mamy wyjścia. Jesteśmy o krok od zawieszenia programu. Stoimy nad przepaścią, a jeśli się nic nie zmieni, za dwa tygodnie w nią wpadniemy - przyznaje Anna Morawska-Borowiec. #niechzobaczą #niechusłyszą Hejt, brak samoakceptacji, depresja i uzależnienia to problemy, z którymi dzieci mierzą się każdego dnia. Jak z nimi rozmawiać o emocjach? Gdzie szukać pomocy? Jak wygląda sytuacja polskiej służby zdrowia w zakresie ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży? Interia zauważa i nagłaśnia problem!