Remigiusz Półtorak, Interia: Rząd Rosji podał się do dymisji. Jest Pan zaskoczony? - Brano to już wcześniej pod uwagę, ponieważ były argumenty, które za tym przemawiały. Pierwszy, może mniej ważny, był taki, że rząd Miedwiediewa nie cieszył się dużą popularnością. Z różnych powodów - nieskuteczności, ale też różnych skandali majątkowych dotyczących samego premiera. Drugi powód wydaje się ważniejszy. Uznano, że konieczna jest zmiana, dlatego, że rosyjskie państwo jest ekonomicznie coraz bardziej niewydolne. Prezydent Putin pewnie uznał, że ten rząd nie jest w stanie podołać swoim obowiązkom. Nie wydaje się możliwe, aby gabinet Miedwiediewa odszedł sam, tak po prostu. Najpewniej kryje się za tym zdjęcie swoistego odium nieudacznictwa, z którym rząd był wiązany i nowe otwarcie. Jako powód - jak rozumiem, zastępczy - Putin podał powołanie Miedwiediewa na zastępcę szefa Rady Bezpieczeństwa. - Na pewno bycie premierem znaczy prestiżowo więcej niż stanowisko zastępcy szefa Rady Bezpieczeństwa. Choć RB to de facto najważniejsze zgromadzenie, ale jednak pozycja premiera jest bardziej eksponowana i lukratywna. Co ważne, szefem Rady zostaje Nikołaj Patruszew. Z góry więc wiadomo, że osobą numer jeden jest Putin, a właśnie Patruszew - jak się wydaje - numerem dwa. Czy to może oznaczać, że Miedwiediew wypada z tego grona osób najbardziej zaufanych w otoczeniu Putina? Wiadomo, że w ostatnich kilkunastu latach to ten duet rządził Rosją, oczywiście z wyraźnym piętnem przede wszystkim obecnego prezydenta. - Nie sądzę, żeby Miedwiediew wypadł z tego kręgu. To decyzja pragmatyczna. Wszyscy zdają sobie sprawę, że gospodarka Rosji ma się niespecjalnie dobrze. Zresztą, zapewne nie chodzi tylko o sprawy ekonomiczne. Prezydent szuka więc sposobu, żeby pokazać, że podejmuje odpowiednie decyzje. Spodziewano się wielkich zmian o charakterze strukturalnym po ostatnim orędziu, ale nic takiego się nie stało. Więc najbardziej interesujące pytanie dotyczy tego, co może się teraz zdarzyć, jakie będą kolejne ruchy, kto zostanie premierem. Zaproponowany został Michaił Miszustin, mało znany szef Federalnej Służby Podatkowej. Wybór takiego technokraty oznacza taktykę na przeczekanie. Nie wykluczałbym, że władza nie ma jednolitego planu. Putin proponuje zmiany konstytucyjne. Co się może za tym kryć? - Opinie są różne. Już jakiś czas temu słychać było np. taką, że "czarnym koniem" w tej układance może być Wiaczesław Wołodin, obecny przewodniczący Dumy. Też bardzo bliski Putinowi. - Oczywiście. Polityk bezkompromisowy, bezwzględny, o bardzo wysokiej pozycji, potrafiący nie tylko zadbać o swoje interesy, ale też rugać członków rządu na forum Dumy. Nieraz można było odnieść wrażenie w ostatnim czasie, że chce wykreować się na polityka, który miałby jeszcze więcej do powiedzenia. Wydaje się, że dzisiaj najbliżej Putina jest Patruszew, ale również były prezydent Kazachstanu Narsułtan Nazarbajew. Na tym tle Wołodin jest dosyć przebojowy. Jak jest w obecnych warunkach realna władza rosyjskiego premiera? - Niezbyt wielka. Rząd to jest raczej taki chłopiec do bicia. Jako ministrowie zasiadają w nim ludzie, którzy często realizują sprawy drugorzędne. Strategiczne decyzje podejmuje oczywiście prezydent. Natomiast ważniejszym forum jest raczej Rada Bezpieczeństwa, choć ma dosyć niejasno określone kompetencje. Co de facto oznacza, że są one najważniejsze. Tam zapadają kluczowe decyzje. To grono osób kompetentnych i zaufanych, które są najbliżej Putina. Pamiętajmy, że władza w Rosji - i to nie jest wynalazek ostatnich lat - jest przede wszystkim władzą oparta na strukturach siłowych. Politycy rosyjscy myślą przez pryzmat geopolityki, wojny, znaczenia, dominacji nad innymi. "Kto kogo" - taka jest, można powiedzieć, główna obsesja władzy. Ludzie ze struktur siłowych nie potrafią rozumować inaczej. Dlatego Rada Bezpieczeństwa ma takie znaczenie. Rozmawiał: Remigiusz Półtorak