Wizyta prezydenta potwierdzeniem dobrych relacji z USA
Zbliżająca się wizyta prezydenta Bronisława Komorowskiego w Waszyngtonie będzie potwierdzeniem lepszych stosunków administracji prezydenta Baracka Obamy z Polską po okresie niepokoju w Europie Środkowej, że odwilż w stosunkach USA z Rosją dokonuje się jej kosztem.
W środę prezydent Komorowski spotka się w Białym Domu z prezydentem Obamą. Jest to jego pierwsza wizyta w USA w roli prezydenta RP. Obaj mężowie stanu spotkali się w listopadzie na szczycie NATO w Lizbonie. Podczas obecnej wizyty oprócz Waszyngtonu Komorowski ma odwiedzić Cleveland w stanie Ohio.
Oczekuje się, że w rozmowie prezydenta RP z Obamą poruszone zostaną takie tematy jak polsko-amerykańska współpraca wojskowa i energetyczna oraz udział wojsk polskich w operacji NATO w Afganistanie. Minister obrony narodowej Bogdan Klich powiedział w sobotę, że USA proponują rotacyjne stacjonowanie w Polsce swoich myśliwców F-16 i samolotów transportowych Hercules.
Eksperci amerykańscy są zdania, że zaproszenie Komorowskiego już w lipcu, czyli zaraz po jego wyborze na prezydenta, można uznać za sygnał poparcia dla polityki zagranicznej obecnego rządu RP, chwalonej za poprawę stosunków z Niemcami i Rosją.
- Polska "zdywersyfikowała" swoją politykę zagraniczną. Poprzednio mocno inwestowała w sojusznicze stosunki z USA, była skupiona głównie na tym. Teraz rozwija dobre stosunki z Rosją i pogłębia swoje zaangażowanie w Unii Europejskiej. Przejawem tego było poparcie dla ratyfikacji układu START z Rosją. Stosunki administracji Obamy z Polską stały się dzięki temu bardziej zrównoważone - powiedział Charles Kupchan z Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR).
Zgodził się z taką oceną ekspert ds. europejskich z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Janusz Bugajski. - Stosunki polsko-amerykańskie są teraz dość stabilne. W Waszyngtonie uważa się prezydenta Komorowskiego za pozytywną siłę polityczną i liczy, że będzie kontynuował politykę rozwijania dobrych stosunków z Rosją i Niemcami. Obama pragnie stabilnej Europy, żeby móc skupić się na innych kwestiach, i nie chce kryzysów ani sporów między europejskimi sojusznikami USA, które odrywałyby go od ważniejszych obecnie dla Ameryki problemów na świecie. Dlatego popiera polską politykę zbliżenia z Rosją - powiedział Bugajski.
Obaj eksperci podkreślili też, że Waszyngton postrzega teraz Polskę jako "wschodzącą europejską potęgę" i lidera w regionie, doceniając m.in. jej osiągnięcia gospodarcze - zwłaszcza fakt, że ominęła ją recesja. Administracja Obamy - powiedzieli - jest również wdzięczna Polsce za dalszą pomoc w Afganistanie.
Opinie, że Europa Środkowa schodzi na dalszy plan w myśleniu strategicznym administracji Obamy, pojawiły się po porzuceniu przez niego pierwotnego planu obrony antyrakietowej w Europie, przeciw któremu występowała Rosja, chociaż tarcza miała chronić kontynent przed Iranem. Rezygnację z niej komentowano jako ustępstwo pod naciskiem Moskwy.
Nowy projekt, oparty na mobilnych antyrakietach do zestrzeliwania rakiet krótkiego i średniego zasięgu, które też mają się znaleźć w Polsce, rząd RP przyjął jednak z zadowoleniem.
Zdaniem Kupchana - byłego dyrektora wydziału europejskiego w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego w administracji prezydenta Clintona - niepokoje, że Obama odwraca się plecami do Europy Środkowo-Wschodniej, od początku były nieuzasadnione.
- Obama w żadnym razie nie "degradował" Europy Środkowej. Skupiał się po prostu na innych problemach i starał się poprawić stosunki z Rosją. Później jednak rzeczywiście zaczął jakby na nowo odkrywać znaczenie tego regionu i zwracać na niego więcej uwagi - powiedział ekspert CFR.
- Na szczycie NATO w Lizbonie Obama jasno oświadczył, że Europa jest najważniejszym sojusznikiem USA. Jego administracja zaczęła na to kłaść nacisk, w miarę jak ma coraz więcej kłopotów z Chinami - dodał.
Zdaniem Bugajskiego, nie należy się spodziewać, że podczas wizyty prezydenta Komorowskiego "dojdzie do ogłoszenia jakichś nowych inicjatyw" albo przełomowych oświadczeń.
Sugerował jednak, że prezydent powinien dać do zrozumienia swym amerykańskim rozmówcom, że dalsza polityka zbliżenia z Rosją będzie zależeć od jej wyników.
- Komorowski musi powiedzieć Obamie: Nic nie jest nieodwracalne, wiele zależy od zachowania Rosji. Wyciągnęliśmy do niej rękę i zobaczymy, co nastąpi - powiedział.
Podkreślił, że także amerykańska polityka "zresetowania" stosunków z Moskwą stoi pod znakiem zapytania, gdyż Rosja "ciągle uważa, że musi dominować nad krajami położonymi wzdłuż jej granicy".
INTERIA.PL/PAP