Musharraf wprowadził stan wyjątkowy i zawiesił obowiązywanie konstytucji w reakcji na nasilającą się zbrojną rebelię w graniczących z Afganistanem północno-zachodnich regionach Pakistanu. W ubiegłym tygodniu w walkach żołnierzy z islamskimi bojownikami zginęło tam ponad 100 osób. Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice oznajmiła, że Waszyngton "nie popiera pozakonstytucyjnych posunięć w Pakistanie, ponieważ stanowią one zboczenie z drogi demokracji i władzy cywilnej". Także rzecznik Departamentu Stanu Sean McCormack oświadczył, że stan wyjątkowy oznacza zastój na drodze Pakistanu do demokracji. - Prezydent Musharraf musi spełnić swoje obietnice: zorganizować wolne i uczciwe wybory w styczniu oraz ustąpić ze stanowiska szefa sztabu armii, zanim zostanie ponownie zaprzysiężony na prezydenta - przypomniał rzecznik Białego Domu Gordon Johndroe. - Oczekujemy, że Musharraf spełni swoje zobowiązania i wzywamy go, aby uczynił to niezwłocznie - powiedział Johndroe. Jednak Pentagon zastrzegł, że te reakcje przedstawicieli amerykańskiej administracji nie będą miały wpływu na współpracę wojskową Waszyngtonu i Islamabadu. - Pakistan jest niezmiernie ważnym sojusznikiem USA w walce z terroryzmem - wyjaśnił rzecznik Pentagonu Geoff Morrell. Jak wskazuje agencja Associated Press, administracja George'a W. Busha niepokoi się odwrotem Pakistanu od demokracji, jednocześnie jednak stara się utrzymać przychylność swego kluczowego sprzymierzeńca w wojnie z terroryzmem. Jak sugerował w sierpniu dziennik "New York Times", w tym celu USA mają jakoby wspierać sojusz Musharrafa z byłą premier Pakistanu Benazir Bhutto. Mogłoby to bowiem uspokoić islamskich radykałów i tym samym zapobiec rebelii, w której współpracujący z USA Musharraf mógłby stracić władzę.