Najbliżsi krewni i ostatni towarzysze Mandeli narzekają jednak, że potomni czczą go jak święty obraz, ale zapominają czemu tak naprawdę poświęcił życie. Mandela dożywa swych dni w rodzinnej wiosce Qunu. Tam chce umrzeć i zostać pochowany. Wyprowadził się tam w 2011 roku, a do Johannesburga wrócił tylko dwa razy, gdy musiał zostać przewieziony do szpitala ze zdrowotnymi problemami. "Wciąż ciekawi się sprawami kraju" "Dogasa jak świeca, powoli, do samego końca roztaczając wokół siebie jasne światło. Coraz częściej i na coraz dłużej zapada w drzemkę" - opowiadał PAP Dele Olojede, nigeryjski dziennikarz, jedyny Afrykanin, nagrodzony Pulitzerem, który był jednym z nielicznych, ostatnich gości Mandeli. "Kiedy się budzi i przyjmuje gości, jest jak dawniej pogodny i zadziwia pamięcią. Wypytywał mnie o rodzinę, wspominał nasze wcześniejsze spotkania. Kiedy rozmowa zaczynała go nużyć, zapadał jakby w letarg, a gdy się z niego otrząsał, zaczynał pytać jeszcze raz o to samo" - powiedział Olojede. "Wciąż ciekawi się sprawami kraju - wspominał z kolei dziennikarzowi AFP 82-letni Ahmed Kathrada, współwięzień Mandeli i jego towarzysz z lat walki z apartheidem. - Kiedy odwiedziłem go przed miesiącem, czytał gazety". "Mandela czuje się dobrze, nic mu nie dolega i ma dobrą opiekę - powiedziała ostatnio Zelda la Grange, będąca od lat osobistą asystentką Mandeli. - Ma się całkiem nieźle jak na kogoś, kto dożył 94 lat". "Zastałem go w dobrym zdrowiu i nastroju - ogłosił prezydent RPA Jacob Zuma, który przed urodzinami tradycyjnie odwiedził Mandelę i zjadł z nim obiad. - Powiedziałem mu, że cały kraj będzie świętował jego urodziny". W 2009 roku ONZ ustanowiła 18 lipca Dniem Mandeli i wezwała, by tego dnia każdy człowiek poświęcił przynajmniej 67 minut na dobroczynność. Liczba 67 ma symbolizować lata życia, jakie Mandela poświęcił na politykę i walkę z apartheidem. W RPA, tego dnia politycy odwiedzają z prezentami sierocińce, szpitale i szkoły, porządkują parki i ulice, a bogaci przedsiębiorcy fundują stypendia. W całym kraju organizowane się festyny i koncerty, dedykowane Mandeli. Sto lat dla Mandeli W tym roku, jedna z organizacji z Johannesburga wezwała mieszkańców kraju, by o ósmej rano zaśpiewali Mandeli "Sto lat" i ustanowili w ten sposób rekord Guinnessa pod względem liczby ludzi śpiewających jednocześnie tę samą pieśń. "Spodziewamy się, że nasz chór będzie liczył 20 mln ludzi" - oświadczył jeden z organizatorów Yusuf Abramjee, który do wspólnego śpiewania namówił m.in. dyrekcje szkół w całym kraju. Świąteczny nastrój, w przeddzień urodzin popsuła Winnie Mandela, była żona Mandeli, która odmówiła udziału w uroczystej akademii, na której odczyt o życiu południowoafrykańskiego patriarchy, jego dokonaniach i politycznych ideach wygłosił Jacob Zuma. "Nie obchodzi was Nelson Mandela, ani jego urodziny. Przypominacie sobie o nim i o jego rodzinie tylko wtedy, kiedy macie w tym jakiś interes" - napisała 75-letnia Winnie do władz Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), partii Mandeli, rządzącej w RPA od pierwszych wolnych wyborów, które w 1994 roku zakończyły epokę apartheidu. W opublikowanym w gazetach liście, Winnie żaliła się, że dzisiejsze władze ANC nie zaprosiły nawet rodziny Mandeli na hucznie obchodzone w styczniu stulecie partii. Winnie odmówiła udziału w akademii, której przebieg mógł symbolicznie posłużyć za dowód zmian, jakie zaszły w partii i kraju odkąd Mandela złożył w 1999 roku urząd prezydenta, a w 2004 roku w ogóle wycofał się z działalności publicznej. Przed uroczystym wykładem Zumy w prowincji Limpopo, doszło do rozruchów między zwolennikami skłóconych frakcji w ANC, a do rozproszenia zamieszek policja użyła pałek, gazu łzawiącego i armatek wodnych. W wyniku starć jedna osoba poniosła śmierć. Pod trwającym od 2009 roku panowaniem Zumy w rządzącym ANC rozpanoszyła się korupcja i doszło nim do głębokich frakcyjnych podziałów politycznych i brutalnych walk o władzę. Wywołał je sam Zuma, obalając w 2007 roku prezydenta i szefa partii Thabo Mbekiego. Obejmując władzę, Zuma odwoływał się do Mandeli i obiecywał, że odrodzi jedność partii, która stała się symbolem walki z rasową dyskryminacją i niesprawiedliwością, a także tolerancji i solidarności, której symbolem stała się pięcioletnia prezydentura Mandeli. Zuma okazał się jednak kiepskim przywódcą i zamiast zjednoczyć, jeszcze bardziej podzielił ANC. A 18 lat po upadku apartheidu RPA zalicza się do krajów o największych nierównościach społecznych i najgłębszej przepaści dzielącej biednych i bogatych. "Mandeli nie chodziło o to, by co roku ludzie poświęcali godzinę swojego życia na dobre uczynki" - napisała przed urodzinami Mandeli gazeta "The Sowetan". Wojciech Jagielski