11 lipca czcimy 80. rocznicę tzw. krwawej niedzieli na Wołyniu. 11 lipca 1943 r. oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) zaatakowały 99 miejscowości. Był to punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej - ludobójstwa Polaków dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. W jego wyniku, według szacunków historyków, na terenie Wołynia zginęło ok. 60 tys. Polaków, a wskutek polskiego odwetu - także ok. 3 tys. Ukraińców. Większość Ukraińców nie wie w ogóle, że do ludobójstwa na Wołyniu doszło. Moja własna historia rodzinna Temat Wołynia jest też bliski mnie osobiście. Mój dziadek miał trzy lata, gdy musiał ze swoją rodziną uciekać z Wołynia. Mieszkali w Kolonii Turówka - polskiej miejscowości niedaleko Włodzimierza Wołyńskiego. Rodzina dziadka miała staw, konie, wiodło im się dobrze. Z Ukraińcami żyli w pokoju i zgodzie. Wołyń był regionem wielonarodowym. Mieszkali tu Ukraińcy, Polacy i Żydzi, było też trochę ludności czeskiej i niemieckiej. Kiedy rzeź dokonywana rękoma ukraińskich nacjonalistów dotarła do miejscowości, w której żyła rodzina mojego dziadka, udało im się uciec. Uratował ich ukraiński sąsiad. Zostali przez niego w porę ostrzeżeni. Moja rodzina obserwowała z ukrycia to, jak podpalano jej dom, ale przeżyli i uciekli za Bug, w okolice miejscowości Horodło. Niestety, brat mojej prababci nie miał tyle szczęścia. Został bestialsko zamordowany. Był przed wojną oficerem Wojska Polskiego. Upowcy zakatowali go, wydłubując mu oczy i rozcinając piłą na pół. Razem z nim zginęła jego najbliższa rodzina. Gdyby nie dobry ukraiński sąsiad, który ostrzegł moich pradziadków, ich rodzinę mógł również spotkać taki los. Takich sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków było naprawdę wielu, mimo tego, że taka pomoc groziła śmiercią. Niektórzy ukrywali sąsiadów, inni wywozili ich w bezpieczne miejsca, a czasami, jak w przypadku mojej rodziny, wystarczyło, by ostrzegli sąsiadów, że grozi im niebezpieczeństwo. Babcia Szura: Tato pochował Polaków. Chodzę na ich groby Rozmawiałem z Ołeksandrą Wasejko (nazywaną przez polskich badaczy "babcią Szurą"). Jej ojciec ratował polskich sąsiadów, ona sama dba o groby Polaków zabitych w jej miejscowości. Prezydent RP odznaczył ją medalem "Virtus et Fraternitas". - Byłam małym dzieckiem. Mój tata, Kalennyk Łukaszuk, pokazał mi, gdzie byli pochowani Polacy, którzy wcześniej mieszkali w wiosce pod Sokołem. Często tam chodzę, przez las, sprzątam groby. Moja rodzina lubiła sąsiadów, była przyjaźń, dzieci bawiły się razem. Kiedy przyszli bandyci i palili polskie chaty, Polacy uciekli do lasu. A tato wiedział, dokąd uciekli, nosił im jedzenie i picie. Ale bandyci znów przyszli i ich zamordowali. Tato ich znalazł i pochował. Nie wiem, czemu była ta nienawiść do Polaków, oni nic złego nie zrobili, a przed wojną Polacy i Ukraińcy żyli razem i w zgodzie - wspomina Ołeksandra. Droga do pojednania Zwykli ludzie chyba lepiej od polityków rozumieją, co jest potrzebne, żeby sprawę Wołynia zakończyć. Po spotkaniu prezydentów pod katedrą w Łucku spotykam dwie działaczki stowarzyszenia "Pojednanie Polsko-Ukraińskie". - 18 osób z mojej rodziny w 1943 roku zostało zamordowanych na Wołyniu, we wsi Ukły pod Sarnami. Dorastałam z takim poczuciem traumy przenoszonej z pokolenia na pokolenie. W pewnym momencie postanowiłam przyjechać na Wołyń, poznać tych ludzi i po prostu spróbować nawiązać dialog. Poznałam tu wielu Ukraińców, którzy mają tę samą potrzebę, co ja, czyli po prostu rozmawiać w spokojny sposób - mówi mi Karolina Romanowska, założycielka stowarzyszenia. Działa razem z Julią Kowalczuk - Ukrainką, która mieszka w Polsce i pochodzi z jednej z wołyńskich miejscowości. - Osiem lat temu przyjechałam do Polski na studia. Kiedy rozmawiałam z Polakami i pytali mnie, skąd jestem, to mówiłam, że z Wołynia. Pierwsze pytanie, które padało, to: "Co myślisz o Wołyniu?". Ja mówiłam, że to ładny, ale biedny region w Ukrainie, trochę zdezorientowana tym pytaniem. Ale później pytano mnie, czy nie słyszałam o tym, co się tam stało. To spowodowało, że zaczęłam czytać książki i odkrywać tę historię, bardzo ciężką i bardzo przykrą. Jestem Ukrainką i jestem za pojednaniem - mówi mi Julia. - Wielu Ukraińców nie wie o tych wydarzeniach - dodaje. - Często też Polacy pytają mnie: "Jak rozmawiać z Ukraińcami o Wołyniu?". Ja odpowiadam: normalnie, po prostu mówić o tym, co się wydarzyło. Bo często jest tak, że Ukraińcy o tym nie wiedzą. Nasze pokolenie nie ponosi winy za to, co się stało. To jest sprawa, która miała miejsce wiele lat temu, ale naszym obowiązkiem jest wiedzieć, pamiętać, doprowadzić do ekshumacji i uczcić pamięć ofiar. Wielu Ukraińców, których znam, uważa tak samo. Chcą pojednania i dobrych stosunków z Polską. Oby dojrzeli do tego także politycy. Wojna w Ukrainie mocno zbliżyła do siebie oba narody, co powinno być pretekstem do zakończenia dawnych sporów o historię. Tak, aby temat Wołynia przestał dzielić oba narody i aby już nigdy Polacy i Ukraińcy nie walczyli ze sobą. Z Łucka dla Interii Mateusz Lachowski, Polsat News