Organizacja Lekarze Bez Granic alarmuje, że epidemia rozprzestrzenia się szybciej niż przewidywano. Równocześnie brakuje funduszy na masowe kontrole mieszkańców afrykańskich osad, które są zagrożone. Chodzi szczególnie o osady w Sierra Leone, bo - według organizacji - kraj ten stał się po Gwinei nowym epicentrum epidemii. - W Sierra Leone nie było dotąd wystarczającej kontroli i epidemia szybko się tam rozprzestrzeniła - tłumaczy rzeczniczka Lekarzy Bez Granic Marie-Christine Ferria. - Jest coraz większe ryzyko, że wirus dotrze na nasz kontynent, bo nie udało się zatrzymać epidemii w Afryce, a kontrole na tamtejszych lotniskach są niewystarczające. Do tego wirus może ulec dalszej mutacji i przenosić się bez bezpośredniego kontaktu z chorymi, tylko na przykład za pośrednictwem skażonych przedmiotów - ostrzega profesor Hippolyte Borne z największego paryskiego centrum szpitalnego Pitie-Salpetriere. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała tydzień temu, że zaledwie od 3 lipca w Sierra Leone, Liberii i Gwinei odnotowano aż 50 nowych przypadków gorączki krwotocznej Ebola, w tym 25 śmiertelnych. WHO podała wtedy w komunikacie, że z najnowszych danych ministerstw zdrowia trzech wspomnianych państw wynika, że trwająca od lutego epidemia spowodowała tam łącznie 844 zachorowania i 518 zgonów. - Jeśli nie powstrzymamy transmisji (wirusa) w kilku punktach zapalnych w trzech krajach, nie będziemy mogli mówić, że kontrolujemy epidemię - ostrzegła wtedy rzeczniczka WHO Fadela Chaib. Marek Gładysz