To nie science fiction, bo urządzenia zaglądające ludziom pod bieliznę są już od kilku miesięcy testowane w Australii, czytamy w dzienniku "Polska". Zamontowano je na lotniskach w Sydney, Melbourne i Adelajdzie. Działają także w Holandii i Szwajcarii. Nad tym, czy wprowadzić je we wszystkich krajach Unii Europejskiej, toczy się właśnie zażarta dyskusja w Brukseli. Sprawa aparatów, które w imię bezpieczeństwa odzierają ludzi z intymności, podzieliła Wspólnotę. Pomysł wprowadzenia takich urządzeń w portach lotniczych wyszedł z Komisji Europejskiej. Eurodeputowani, głównie liberałowie i socjaldemokraci, nie kryją jednak oburzenia. W chórze krytyki słychać też konserwatystów. Zdaniem przeciwników stosowanie aparatów, które pokazują obrazy ludzi, jakby byli rozebrani, jest zamachem na godność człowieka. Wczoraj po burzliwej debacie Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której skrytykował pomysł. Stwierdzono, że stosowanie tych urządzeń narusza podstawowe prawa człowieka takie jak prawo do prywatności. Komisja Europejska ma teraz trzy miesiące na odniesienie się do tych zastrzeżeń. Europoseł Wolfgang Kreissl--Dörfler z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec jest zaniepokojony choćby tym, że osoby postronne będą mogły oglądać biusty obcych kobiet. - Tego typu pomysły to paranoja ministrów spraw wewnętrznych- grzmiał Kreissl-Dörfler. Inni parlamentarzyści boją się, że nagrania prześwietlonych osób wylądują w internecie i staną się obiektami drwin. Sugerują też, że filmy z punktów kontroli lotnisk mogą trafić w ręce pedofilów, gdy prześwietleniu będą poddawane dzieci. - Obrazy z tych urządzeń nie będą rejestrowane - zapewniał deputowanych Antonio Tajan, unijny komisarz do spraw transportu. A Paul Retter, szef brytyjskiego biura ds. bezpieczeństwa transportu, przekonuje, że prześwietlani nie będą odarci z intymności. Zapewni to duża odległość kontrolera od monitora. W ten sposób zauważy on, czy ktoś przemyca broń, ale nie dojrzy intymnych szczegółów anatomicznych. Słowa te nie uspokoiły jednak ani przeciwników w Brukseli, ani zwykłych obywateli. Internauci pytani przez serwis www.news.com.au o to, co sądzą o pomyśle, jednomyślnie mówili, że są przeciwko. - Służby lotniskowe będą wiedziały np. o intymnych sprawach, jak choćby biżuterii w dość nietypowych miejscach - pisze jeden z internautów. Są też poważniejsze obawy, a dotyczą wpływu promieniowania na nienarodzone dzieci. Zdaniem lekarzy wpływ ten jest negatywny. - A co z kobietami, które są prześwietlane, nie wiedząc jeszcze, że są w ciąży - pytają uczestniczki dyskusji wspomnianego serwisu. Zwolennicy pomysłu twierdzą, że prześwietlenie jest mniej dotkliwe od kontroli osobistej. Usprawni też odprawę pasażerów, zmniejszając kolejki, bo wyeliminuje konieczność opróżniania kieszeni. Niewykluczone więc, że spór zakończy się kompromisem. Zakładałby on, że pasażerowie mieliby możliwość wyboru: albo kontrola osobista, albo skanowanie, informuje "Polska".