Pożar wybuchł tuż przed godziną 11 czasu miejscowego (godz. 17 w Polsce) w dwupoziomowym mieszkaniu mieszczącym się na drugim i trzecim piętrze budynku z 120 mieszkaniami, zbudowanego w 1972 roku. Co najmniej 63 osób odniosło obrażenia. 32 trafiły do szpitali w stanie zagrażającym życiu - mówił wcześniej Daniel Nigro. Według niego ogień rozgorzał z powodu wadliwie działającego grzejnika znajdującego się w sypialni. Najpierw strawił pokój, a później całe mieszkanie. Ponieważ drzwi pozostawiono otwarte, dym rozprzestrzenił się po całym, 19-kondygnacyjnym budynku. "Przerażający moment" Jak dodał Nigro, wiele ofiar znaleziono na klatkach schodowych na każdym piętrze budynku. Większość zatruła się dymem. - To jest przerażający, przerażający, bolesny moment dla miasta Nowy Jork, a rezultatem pożaru będzie ból i rozpacz w naszym mieście - mówił burmistrz Eric Adams. W walce z ogniem brało udział ok. 200 strażaków. Musieli zmierzyć się z "bardzo silnym dymem, bardzo silnym ogniem" na korytarzach. - Ich butle z tlenem były puste, a oni wciąż przedzierali się przez dym. Nie możesz tego robić, jeśli nie czujesz się związany z tym miasta i z tą społecznością - wyjaśnił Adams. "Jestem przerażona dzisiejszym niszczycielskim pożarem w Bronksie" - pisała na Twitterze gubernator Nowego Jorku Kathy Hochul. "Moje serce jest z bliskimi wszystkich tych, których tragicznie straciliśmy, wszystkich dotkniętych żywiołem i z naszymi bohaterskimi strażakami" - dodała. Na późniejszej, popołudniowej konferencji prasowej zapowiedziała włączenie funduszu odszkodowań dla ofiar do nowego budżetu. - Będą pieniądze, aby im pomóc, znaleźć nowe mieszkania, koszty pochówku, cokolwiek będą potrzebować - zapewniła. Wciąż miał włączać się tam alarm CNN podała, że nie było żadnych poważnych naruszeń budowlanych lub skarg. Wcześniejsze drobne usterki zostały naprawione i nie było żadnych naruszeń strukturalnych. Dziennik "New York Post" cytował jednak mieszkańców budynku twierdzących, że wciąż włączał się tam bez powodu alarm przeciwpożarowy. Sugerowali, że dlatego mogli nie od razu zareagować na ostrzeżenie. Gazeta podkreśliła też, że pierwsze oddziały straży pożarnej przybyły w niepełnym składzie z powodu COVID-19.