Presja na Niemcy w sprawie Leopardów jest coraz większa. Dziś już widać wyraźnie, że Berlina znalazł się w ślepym zaułku, bo większego zaangażowania Niemców domaga się coraz więcej partnerów. Decyzja w sprawie zgody na przekazanie czołgów niemieckiej produkcji wydaje się kwestią czasu. Nieoficjalnie mówi się, że komunikat pojawi się po spotkaniu ministrów obrony narodowej tzw. ukraińskiej grupy kontaktowej, która spotka się w Ramstein w piątek. Ale już dziś niemiecki kanclerz może spodziewać się w szwajcarskim Davos presji, którą na Niemcy wywierać będą przedstawiciele innych państw. Wystąpienie kanclerza planowanie jest popołudniu. To byłby moment, w którym szef niemieckiego rządu mógłby przyciągnąć uwagę i zakończyć falę opinii, że Niemcy są hamulcem w kwestii Ukrainy. Również sytuacja w samym rządzie wydaje się dla niego mocno skomplikowana. Christine Lambrecht - dotychczasowa minister obrony narodowej - postanowiła odejść w kluczowym tygodniu, w którym miała spotkać się ze swoimi natowskimi partnerami. Nowy minister Boris Pistorius będzie chciał rozpocząć swoją misję mocnym akcentem. Dogadanie się w sprawie Leopardów byłoby idealnym momentem. Nowy niemiecki minister zostanie zaprzysiężony w czwartek rano, zaraz po ceremonii spotka się w Berlinie z Lloydem Austinem - sekretarzem obrony Stanów Zjednoczonych. Tam zapewne zostaną omówione szczegóły, o których ministrowie rozmawiać będą dzień później w Ramstein. Wciąż nie wiadomo jaką konkretnie decyzję w sprawie Leopardów podejmą Niemcy w pierwszej kolejności. Czy będzie to wersja light, czyli zgoda na to, by inne państwa mogły przekazać swoje Leopardy Kijowowi, czy jednak Niemcy sami aktywnie włączą się do akcji i wystawią swoje czołgi. Czołgi dla Ukrainy. Postawa Scholza "trudna do zrozumienia" Postawa Scholza w kwestii dostaw ciężkiego sprzętu dla Ukrainy jest mało czytelna i trudna do zrozumienia na arenie międzynarodowej, ale nie tylko, bo również na podwórku krajowym. Kanclerz od początku wojny w Ukrainie zachowuje się, jakby nie chciał być w pierwszym szeregu antyrosyjskiej koalicji. Każda dyskusja na temat dostaw broni i sprzętu była przez Scholza blokowana, nawet gdy apelowali do niego sami koalicjanci. Gdy wszyscy, łącznie z dziennikarzami, pytali go o wozy bojowe piechoty Marder, kanclerz nawet nie wymawiał nazwy tych pojazdów, tylko odbijał piłeczkę, mówiąc, że Niemcy pomagają w inny sposób i są jednym z liderów wsparcia dla Ukrainy. W sprawie Leopardów dzieje się dokładnie to samo. Mamy do czynienia z totalną blokadą. Na pytania, które redakcje Polsat News i Interii kierowały do rzecznika rządu, czy będzie zgoda na dostawy, otrzymywaliśmy przez kolejnych 10 dni taką samą odpowiedź: Wciąż nie mamy oficjalnego zapytania ze strony naszych partnerów w sprawie Leopardów. Ale takie zapytanie nie jest konieczne lub najważniejsze, bo w kwestii Marderów nikt nie wysyłał pism do Berlina z prośbą wsparcie dla Ukrainy. To presja doprowadziła do zmiany stanowiska. Identycznie działo się w sprawie Patriotów. Gdy w grudniu ubiegłego roku pytaliśmy o możliwość wysłania baterii do Ukrainy, urząd kanclerski przekonywał, że planów takich Niemcy nie mają, a resort obrony narodowej argumentował, że wysłanie Patriotów będzie niemożliwe, bo szkolenie ukraińskich żołnierzy trwać może nawet dwa lata. Tymczasem po deklaracji Waszyngtonu w sprawie Patriotów oraz po gorącym telefonie między Scholzem a Bidenem nagle okazało się, że z przekazaniem systemu Kijowowi problemu nie będzie, a Ukraińców można wyszkolić szybciej. Z Leopardami wszystko wygląda podobnie. Są ogromne naciski z zewnątrz i wewnątrz, a dotychczasowe komunikaty z urzędu kanclerskiego i MON-u pokazują, że Scholz ma z czołgami ogromny problem. Szybkiej decyzji i wsparcia domagają się m.in. Warszawa, Tallin i Helsinki, a Brytyjczycy chcą przekazać swoje czołgi Challenger II. W samym Berlinie oliwy do ognia dokłada wicekanclerz Robert Habeck, który publicznie sugeruje Scholzowi, by ten dał przynajmniej zielone światło na to eksport Leopardów przez inne państwa. Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman